[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sprawca wypadku zaprzeczając kategorycznie jakoby w ogóle wychodził po połud- ' niu z
domu, pozbawiał się zupełnie obrony w wielu istotnych punktach oskarżenia.
wypadku zaś, których było kilku, prezentowali w odniesieniu do niektórych dość ważnych
szczegółów zajścia zupełnie odmienne spostrzeżenia.
Człowiek, który mówi, że w ogóle nie było go na miejscu wypadku, jest w pewnym
sensie bezradny w kwestii własnej obrony. Nie może on nic powiedzieć jak zachowywał się
pieszy, ani przedstawić faktów bezpośrednio poprzedzających samo zdarzenie w sposób
maksymalnie dla siebie korzystny. Przy takiej postawie oskarżonego zdawałem sobie sprawę,
że nawet jeżeli istnieją jakieś fakty przemawiające na jego korzyść, a przeze mnie nie
ustalone, to nie ujrzą one światła dziennego, co będzie ze szkodą dla interesów Józefa D.
Opowiem jeszcze o jednej nieco podobnej sprawie, aby poruszyć wreszcie pewien dość
delikatny problem.
Miałem takiego przeczącego wszystkiemu klienta w pewnej wieloosobowej aferze
łapówkowej. Wszyscy oskarżeni przyznali się do systematycznego otrzymywania łapówek od
pewnego rzemieślnika. Nie przyznawał się tylko podejrzany referent Ryszard B., który
kwestionował, by pomawiającego go rzemieślnika kiedykolwiek widział na oczy, a to było
już jawnym kłamstwem. Dysponowałem w sprawie tej kilkoma zupełnie obiektywnymi
świadkami, którzy wiele razy widzieli, jak Ryszard B. dzwonił do furtki willi rzemieślnika;
widzieli też, że był on wpuszczony do środka, a po kilku minutach wychodził. Zeznania takie
złożyli zarówno sąsiedzi oskarżonego, właściciele dwóch najbliższych domków, jak i
listonosz oraz pracownik Ruchu", którego kiosk usytuowany był akurat naprzeciwko furtki
domu odwiedzanego przez urzędnika.
Gdy przedstawiłem Ryszardowi B. wszystkie te dowody, nie dotyczące wprawdzie samej
łapówki, ale
jakby nie było, istotnych okoliczności sprawy, nie zmienił on swych wyjaśnień, uparcie
twierdząc, że nie był nigdy nie tylko w domu rzemieślnika, aU nawet na ulicy, przy której ten
dom się znajduje.
Przy takiej, oczywiście, wykrętnej postawie, Ryszard B. podobnie zresztą jak kierowca
Józef D., o którym wspomniałem, pozbawił się praktycznie możliwości obrony, a trzeba
przyznać, że ją miał. Rzecz w tym, że rzemieślnik wręczał łapówki jak twierdził na
wyrazne żądanie urzędników, niekiedy nawet wręcz brutalnie. Kilku oskarżonych zwłasz-
cza tych, którzy do winy się przyznali przedstawiło wiarygodne dowody, że było zupełnie
inaczej. W wielu sprawach inicjatorem łapówkowego porozumienia był sam rzemieślnik. On
też zabiegał o uzyskanie nienależnych mu decyzji, a nawet sam z początku odwiedzał w
domu tych, których następnie skorumpował.
Okoliczności przyjęcia łapówki na żądanie lub bez żądania, jak również okoliczność
czynności, która sprzeciwia się prawu, czy jest z nim zgodna to kwestie mające istotne
znaczenie zarówno dla kwalifikacji prawnej czynu, jak i wymiaru kary. W sprawie Ryszarda
B. wysokość przyjętej przez, niego łapówki, jak i okoliczności całego procederu, ustaliłem
jedynie w oparciu o wyjaśnienia rzemieślnika. Referent B. zupełnie nie mógł się bronić,
przede wszystkim dlatego, że przyjął postawę totalnej negacji w konkretnym przypadku
najmniej dla siebie korzystną.
Skoro już uzasadniłem nieco paradoksalną tezę, że przyznawanie się do winy może być
niekiedy z różnych względów najbardziej niekorzystną wersją obrony, przejdę do meritum
problemu, o którym chciałbym mówić.
Oskarżeni, żeby móc bronić się w sposób dla sie
bie najskuteczniejszy, ustanawiają adwokatów. Obrońca nazywany jest czasem przez
klientów myślę oczywiście o gwarze więziennej ~ papugą". W celi powiada się:
Postawiłem papugę", a więc kogoś, kto będzie mówił dokładnie to samo co oskarżony, tyle
że ładniej, z większą elokwencją i darem przekonywania, a nadto ubierze rzecz całą w
odpowiednią formułę prawną.
Wiele razy zastanawiałem się na tym, czy adwokat widząc absurdalność przybranej przez
klienta linii obrony, powinien rzeczywiście powtarzać w ślad za nim rzeczy, w które nikt, a
już na pewno sąd uwierzyć nie może. Zawsze wydawało mi się, że gdybym był
adwokatem a klient działałby przeciw własnemu interesowi, (prowadziłbym jego obronę
wbrew linii swego mocodawcy, uważając za dobro nadrzędne rzeczywisty interes
oskarżonego, a nie błędne w tej mierze koncepcje. W istocie adwokaci jedynie bardzo rzadko
(sam jako prokurator przez 20 lat pracy spotkałem bodaj trzy takie przypadki) odcinają się od
przyjętej przez klienta absurdalnej linii obrony, realizując własną w tej mierze koncepcję, i
oczywiście bardziej skuteczną. Dlaczego zdarza się to tak wyjątkowo? Cóż, spróbuję
odpowiedzieć, jakkolwiek wcale nie mam absolutnej pewności, czy mam rację. Zacznę od
pewnej analogii. W medycynie istnieje zasada primum non nocere. Wyobrazmy sobie, że do
lekarza, nawet prywatnie, przyjdzie pacjent, który ma własną koncepcję leczenia swej
choroby. Ludzie, którzy mają sprawy sądowe, czytają to i owo, po czym natychmiast
uważają, że znakomicie znają prawo. To samo jest z chorymi. Też czytają i też uważają, że
się znają na medycynie, tym razem tyle, że nie mają, niestety,' prawa wystawiania recept.
Otóż jestem przekonany, że żaden lekarz nie zaaplikuje pacjentowi leku, który byłby
przeciwwskazany,
I Mi
nawet jeżeli wizyta jest w prywatnym gabinecie 1 i pacjent domaga się leczenia według jego
własnej, 1 a niewłaściwej z medycznego punktu widzenia kon- I cepcji. Lekarz ma
alternatywę: albo leczyć tak jak nakazują zasady sztuki, czy się to pacjentowi podoba czy nie,
albo odesłać chorego z kwitkiem do innego lekarza. Koncepcja leczenia pacjenta pod dyk-
tando, a ze szkodą dla jego zdrowia, w ogóle nie wchodzi w grę i żaden lekarz na to nie
pójdzie.
Dygresja z innej dziedziny. Jeżeli ktoś zamówi 6 sobie u architekta projekt willi i żądać
będzie okreś- I lonych rozwiązań konstrukcyjnych, jego zdaniem I najbardziej korzystnych, a
w istocie, z punktu wi- I dzenia sztuki budowlanej, niedopuszczalnych i nie- I bezpiecznych,
to architekt powie: nie". Pomiędzy II postawą architekta i postawą lekarza jest jakaś I
zbieżność, która bierze się stąd, że zarówno wówczas,
wówczas, gdy dom zle zbudowany legnie w gruzach jest do kogo mieć pretensje. Lekarza
czy inżyniera można oskarżyć i skazać za to, że działał on na szkodę swego mocodawcy nie
tylko za jego zgodą, ale wręcz na jego żądanie. Z adwokatem jest zupełnie inaczej.
Skuteczność obrony wymyka się zupełnie z możliwości jakichkolwiek zobiektywizowanych
ocen, stąd też nie może być również mowy o odpowiedzialności nawet dyscyplinarnej, a tym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]