[ Pobierz całość w formacie PDF ]
irlandzkiej tak, aby zadowolić rywalizujące ze sobą obozy Irlandczyków? Naprawdę, słuszność
miał ten Francuz, który powiedział, że nie umiemy się bronić. Jeśli się godzimy na wyroki
zaoczne czyż może nas dziwić, że wyroki te są nam wrogie?
XIX
MOJE PRZYGODY POLITYCZNE
EDYNBURG. PIERWSZA KLSKA. MIASTA POGRANICZNE. REFORMA
TARYFOWA. PODRYWKI. INTERPELACJE. DRUGA KLSKA. REFLEKSJE.
Dwa razy kandydowałem do parlamentu, chociaż, gdyby mnie ktoś zapytał dlaczego, nie
umiałbym dać jasnej odpowiedzi. Wiem na pewno, że nie było we mnie gwałtownego pragnienia
zostania członkiem tego dostojnego zgromadzenia. Najlepszym tego dowodem jest fakt, że w obu
wypadkach kandydowałem z okręgów, które każdy doświadczony parlamentarzysta uważał w
moich warunkach za niemożliwe do zdobycia, jakkolwiek ofiarowano mi okręgi, w których
mogłem przejść z łatwością i to ogromną większością. Co do pierwszej kandydatury z centrum
Edynburga, sentyment odgrywał zapewne jakąś rolę, gdyż w tej części miasta spędziłem moje
chłopięce i młodzieńcze lata. Mówiono, że była to najsilniejsza twierdza radykalizmu
szkockiego, że zatem zdobycie tego okręgu przeze mnie byłoby nie lada wypadkiem, gdyż
jakkolwiek byłem radykałem pod wielu względami, to jednak było rzeczą powszechnie wiadomą,
że co do głównego spornego punktu tych wyborów: Wojna czy pokój? byłem przekonania, iż
zakończenie tej wojny bez zupełnego zwycięstwa, byłoby na pewno hańbą a prawdopodobnie
także i katastrofą dla Imperium Brytyjskiego.
Wiara moja mi mówi, że Opatrzność jakąś drogą zawsze wydobywa z człowieka najlepsze to
jednakowoż niezbędnym jest, aby człowiek sam zrobił wszystko, co może w tym samym
kierunku, stając się tym sposobem współczynnikiem Opatrzności. Nie należy nigdy pomijać
żadnej sposobności. Jeśli droga jego leży gdzie indziej, niepowodzenie powie mu o tym. Na nic
się jednak nie przyda mówić, patrząc wstecz na życie minione: Może by się powiodło, gdybym
poszedł tamtą drogą . W głębi duszy czułem zawsze, że jestem tu na ziemi dla jakiegoś
wielkiego celu i tylko ujemny wynik próby mógłby mi powiedzieć, że cel ten nie jest
politycznym, jakkolwiek tyle widziałem sam, że nigdy nie mógłbym się związać z jedną partią
lub uwierzyć, że dana grupa ludzi posiada same cnoty.
Moja praca polityczna nie była jednak daremną. Obie moje kandydatury były w okręgach,
których wyborcy słynęli z tzw. podrywek , tj. pytań, zadawanych podczas zgromadzeń
wyborczych. Ten niezbyt miły i często nadużywany zwyczaj nauczył mnie spokoju i panowania
nad sobą na estradzie, które mi się bardzo od tego czasu przydały. Mam nawet wrażenie, że to
dwukrotne przejście przez prawdziwie ogniową próbę, miało na celu przygotowanie mnie do
mojej ostatecznej misji. Pamiętam, że raz w miasteczku Hawick, mój brat, z zawodu wojskowy,
odwiedził mnie, by zobaczyć jak sobie daję radę z wyborcami. Wrażenie, jakie wywierałem na
słuchaczach, uderzyło go niezmiernie. To dziwne , rzekł mi wtedy, ale mam wrażenie, że
ostatecznie skończysz w polityce, nie w literaturze . Ani w jednej, ani w drugiej , odparłem bez
wahania, religia to dziedzina mojej właściwej pracy . Spojrzeliśmy na siebie z równym
zdziwieniem i wybuchnęliśmy obaj śmiechem. Odpowiedz moja mogła się istotnie wydawać
niedorzeczną, gdyż nie było do niej wówczas żadnej podstawy. Był to dziwny przejaw owej
podświadomej władzy przewidywania przyszłości, która w nas tkwi.
Zaledwie wróciłem z Południowej Afryki, rzuciłem się gorączkowo do agitacji wyborczej.
Prezesem komitetu wyborczego był znany obywatel Edynburga, pan Cranston, pózniejszy sir
Robert Cranston. Kiedy przybyłem na miejsce, odbywało się właśnie zebranie komitetu;
zmęczony podróżą, przysłuchiwałem się w milczeniu poważnej debacie, która ważyła wszelkie
za i przeciw i ustalała moje poglądy na każdą aktualną kwestię. W końcu ustalono wszystko i
spisano z wyraznym zadowoleniem, po czym przystąpiono do ułożenia programu wyborczego
kandydata. Słuchałem tego wszystkiego z lekkim rozbawieniem, a kiedy dyskusję skończono,
zapytałem: Może mnie panowie objaśnią, kto ma wypełnić te wszystkie przyrzeczenia,
którymi panowie tak hojnie szafujecie?& Jak to, oczywiście, że pan. W takim razie, byłoby
lepiej, abym ja je sam sformułował, odpowiedziałem, mnąc w garści dokument, który mi
właśnie wręczono. Usiadłem i napisałem swój program. Przyjęto ten program tak dobrze, że
byłbym na pewno zdobył mandat, gdyby nie nieoczekiwana interwencja w ostatniej chwili. Ci,
którzy pamiętają te wybory, zgodzą się ze mną, że sprawa obudziła wielkie zainteresowanie.
Przeciwnikiem moim był niejaki pan Brown, wspólnik znanej firmy wydawniczej Nelsona, której
zakłady były w samym centrum miasta. Wróciwszy świeżo z pola wojny, przejęty gorliwością
dla sprawy, którą ta wojna przedstawiała, nie oszczędzałem ani sił ani czasu. Przemawiałem z
beczek, ustawionych na ulicy, lub z jakiegokolwiek podwyższenia, urządziłem szereg mniejszych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]