Indeks IndeksKrentz Jayne Ann (Quick Amanda) Magia kobiecoœciKrentz Jayne Ann Damy i awanturnicy 01 PiratKrentz Jayne Ann Prywatny detektyw (Pensjonat Maggie)Ann Vremont Sacred Heart Diaries (pdf)Rettman_Ann_ _Dama_nigdy_sie_nie_dziwiKrentz Jayne Ann PełniaAnn Rule The Perfect HusbandAnn Jacobs [GrBevarly Elizabeth Sześciu wspaniałych 05 Zakochany biznesmenRolls_Elizabeth_ _Honorowy_uwodziciel
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • raju.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    trolować swoich popędów. Nieważne, co się zdarzyło w nocy.
    - Usiądź, proszę - powiedział.
    Usiadła w fotelu, ale nie w tym, na którym się kochali. Nie
    miał pojęcia, czy celowo go unika, czy to przypadek.
    - Mam nadzieję, że nie zamierzasz błagać mnie o przeba­
    czenie za to, że mnie uwiodłeś - zaczęła. - Szczerze mówiąc,
    to ja powinnam cię przeprosić. - Mówiła spokojnie, ale ner­
    wowe ruchy splecionych dłoni zdradzały jej uczucia.
    - Dlaczego? Dlatego, że żałujesz czy dlatego, że twoim zda­
    niem ja żałuję?
    - Sama nie wiem. - W końcu popatrzyła mu w oczy. - Zja­
    wiłeś się tu, by wyświadczyć mi przysługę, a ja... Ja cię wy­
    korzystałam.
    - Moja słodka, gdybym nie chciał być wykorzystany, nic nie
    byłoby w stanie mnie przekonać. - Nie takiej rozmowy się
    spodziewał. Jeszcze nigdy żadna kobieta nie przepraszała go
    za to, że z nią spał. - Czy poczujesz się nieco lepiej, jeśli po­
    wiem ci, że dotąd nie zaznałem takich uniesień?
    - Och! - Zaczerwieniła się.
    - Po ślubie będziemy mogli powtarzać to tak często, jak ze­
    chcesz - oświadczył beztrosko.
    - Po ślubie? Myślałam...
    - Co myślałaś?
    -Myślałam, że tylko się zaręczymy. Nie wspominałeś
    o małżeństwie.
    216
    - Cóż, moja droga, zawsze mi się wydawało, że zaręczyny
    zwykle prowadzą do ślubu. Zresztą po tej nocy nie masz wyj­
    ścia. Nie wątpię, że Eberhart wie, iż spędziliśmy ją razem, in­
    ni zapewne to podejrzewają. Zwłaszcza że dziś ogłosimy na­
    sze zaręczyny.
    - Dziś? Musimy się tak śpieszyć?
    - Tak. - Zmarszczył brwi. - Do diabła, Cecily, małżeństwo
    ze mną nie jest takie straszne. Obiecuję, że nie będę cię bił.
    - Wiem. - Westchnęła.
    - To dlaczego wyglądasz tak, jakbyś usłyszała właśnie wy­
    rok śmierci?
    - Ja... - Urwała i popatrzyła na niego bezradnie.
    Poczuł się tak, jakby ktoś wymierzył mu cios. Nie chcia­
    ła za niego wyjść, mimo namiętności, którą do siebie żywili.
    Możliwe, że jednak Thais ma rację, że z jakiegoś powodu Ce­
    cily się go obawia.
    - Wobec tego uważajmy nasze zaręczyny za tymczasowe. Gdy
    minie stosowny okres, zerwiesz ze mną. Tymczasem będzie chy­
    ba najlepiej, jeśli wyjdę stąd i dam ci się w spokoju ubrać.
    -Tak.
    Włożył koszulę do spodni, po czym chwycił frak i w tej
    samej chwili zorientował się, że zapomniał o skarpetach i bu­
    tach. Podniósł je z podłogi i usiadł. Gdy był już kompletnie
    ubrany, podniósł wzrok. Cecily stała nieopodal okna, wpa­
    trzona w dal. Miała zgarbione ramiona, jakby myślała o czymś
    nieprzyjemnym. Wstał i podszedł do niej.
    - Cecily?
    Odwróciła się zmieszana, jakby całkiem zapomniała o je­
    go obecności. Smutek w jej oczach sprawił, że Nico zapragnął
    pogłaskać ją po policzku. Podniósł rękę, ale natychmiast ją
    opuścił na widok grymasu na twarzy Cecily.
    217
    - Pora na mnie - powiedział.
    - Pora na ciebie?
    Pomyślał, że przerażenie na jej twarzy powinno mu spra­
    wić nieco satysfakcji.
    - Wychodzę z twojego pokoju, nie opuszczam willi. Nie zo­
    stawiłbym cię tutaj.
    - Naturalnie.
    - Przed południem ogłosimy nasze zaręczyny. Potem wy­
    jedziemy.
    -Razem?
    - Razem, moja słodka. Co więcej, wrócisz do mojego do­
    mu. Nie pozwolę ci dłużej mieszkać u lady Margate. Nawet
    nie próbuj się ze mną spierać, szkoda czasu.
    Nie czekał na odpowiedź, tylko odwrócił się na pięcie i wy­
    szedł z pokoju. Ale widział przerażenie w jej oczach.
    Rozdział szesnasty
    Cecily podniosła się z ławeczki. Nie mogła spędzić całego
    dnia w pięknym ogrodzie willi, choć bardzo ją korciło. Mu­
    siała wrócić do środka, by stawić czoło reszcie towarzystwa.
    I Severinowi.
    Wykazała się niesłychaną głupotą, pozwoliwszy Thais przy­
    wieźć się tutaj. Nie przyszło jej do głowy, że Nico dowie się
    o tym, a na dodatek przyjedzie tu za nią. Ani że ma tak idio­
    tyczne wyobrażenie na temat honoru, by zaproponować jej
    małżeństwo, żeby ją chronić.
    I to jeszcze zanim spędzili tę noc.
    Zrobiło jej się gorąco na samą myśl o tym. Ta noc była zu­
    pełnie inna niż ich pierwszy raz. Wtedy on jej pragnął, a ona
    odpowiedziała na to pragnienie, ale gdy się kochali, wyczuła
    w Severinie jakąś desperację.
    Tej nocy było zupełnie inaczej. Kochał się z nią i kierowa­
    ło nim czyste pożądanie. Pożądał jej, a ona jego, tak bardzo,
    że ją to zaszokowało. Zawsze była wstydliwa, a jednak stała
    przed nim całkiem naga, napawając się świadomością, że jej
    nagość go zachwyca.
    Dotykała go tak, jak nigdy nie dotykała męża. Fascynowała
    219
    ją twardość jego mięśni, rozkoszowała się swoją władzą nad [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •