[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wytworna kolacja i nienaganna obsługa. Na to wesele przyjdzie
cały Wiedeń!
Pani Laura podniosła dumnie głowę i odwróciła się do gości,
którzy powoli zaczynali się rozchodzić, dziękując jej za znakomite
przyjęcie jak zwykle u szanownych państwa . Wąskie grono
osób, z którymi pan Lebrott prowadził interesy i chciał
porozmawiać w swobodnej atmosferze, zostawało na kolacji.
Jej obowiązki tego wieczoru jeszcze się nie skończyły.
Przez całą drogę do domu Dorota była milcząca. Hans dziwił
się temu trochę, bo jadąc na przyjęcie dość swobodnie wymieniali
wspomnienia z dawnych wakacyjnych podróży i żartowali z
napuszonych ceremoniałów w eleganckich pensjonatach. Teraz
dziewczyna patrzyła przed siebie nieobecnym wzrokiem i nie
odzywała się lub odpowiadała monosylabami.
Kiedy żegnał ją przed bramą, zgodnie z poleceniem matki
poprosił o pozwolenie na złożenie wizyty w najbliższych dniach.
Dorota, która domyślała się jej celu, spojrzała na niego
spłoszonym wzrokiem.
Jutro nie powiedziała szybko. Pojutrze też będę zajęta.
Jeśli panu to odpowiada, to zapraszam we wtorek o piątek po
południu.
Doskonale! Hans ukłonił się i ucieszony wsiadł do auta. A
więc ma teraz dwa dni dobrze zasłużonej wolności!
Dorota wolno weszła do bramy i skierowała się ku schodom. W
tej chwili z mieszkania dozorcy wyszła szczupła kobieta. Można
było pomyśleć, że czekała tam na zjawienie się lokatorki z
czwartego piętra.
Panno Belenburg... zająknęła się z emocji ja nie
wiedziałam... nie przypuszczałam... Tyle pieniędzy! I na doktora,
chociaż on nie chciał nic wziąć, i na lekarstwa, i mleko dla
malutkiej! Podeszła bliżej, przytrzymując na piersiach
włóczkowy szal, zrobiony na szydełku. Uśmiechnęła się
nieśmiało. Nie wiem, jak pani dziękować! To wszystko było
takie niespodziewane. Kiedy już wyglądało na to, że nic się nie
poprawi, nagle taki cud! Jak wymodlony. Tyle czasu prosiłam
świętego Józefa o pomoc i wreszcie pani się zjawiła! Niech Bóg
panią błogosławi! Tak się martwiłam o moją malutką, że może się
wdać we mnie i zachorować. %7łal mi było ją zostawić samą na
świecie. A teraz doktor mówi, że będzie lepiej. Może nawet na
trochę pojedziemy na wieś! Ja mogłabym pomagać przy kuchni,
bo to w żniwa każde ręce się przydadzą, a Tereska pobędzie na
świeżym powietrzu. To nie wypadnie drogo. Ale co ja tu
szanownej panience głowę zawracam swoimi sprawami, kiedy
tylko chciałam podziękować i powiedzieć, że póki życia będę
wdzięczna! Tu kobieta schyliła się i chciała Dorotę pocałować w
rękę.
Dziewczyna cofnęła się, a potem ujęła dłoń przejętej kobiety i
uścisnęła ją serdecznie.
Cieszę się, że ta sumka trafiła do właściwych rąk. Nie ma tu
żadnej mojej zasługi, to tylko przypadek. Ja byłam właściwie
tylko posłańcem tłumaczyła się zakłopotana i pomyślała, że
teraz w zasadzie mówi prawdę.
A może to święty Józef postawił tego dnia na właściwego
konia?
%7łona dozorcy, potrząsając dłonią Doroty, zaczęła się żegnać:
To ja już nie będę szanownej panienki zatrzymywała. Chciałam
jeszcze tylko powiedzieć, że jakby trzeba było pomocy w
sprzątaniu albo coś zanieść, to ja albo mąż bardzo chętnie...
Wystarczy powiedzieć.
Dziękuję, możliwe, że niebawem skorzystam z uprzejmości
państwa.
Dziewczyna już rozumiała, że ta uboga kobieta też ma swoją
godność i chce się czymś odwzajemnić za otrzymany dar. Nie
chciała jej odbierać tej możliwości.
Kiedy znalazła się w domu, weszła do pustego pokoju ojca,
usiadła na jego fotelu i wbiła oczy w okno. Przyszedł czas, żeby
zadecydować o swoim życiu, i ta decyzja należała do niej.
Słuchaj serca powiedział jej ojciec ale nie lekceważ głosu
rozumu . Teraz musiała dojść ze sobą do ładu. Odpowiedz, którą
da we wtorek Hansowi, powinna być uczciwa i przemyślana.
A więc trzeba rozważyć wszystko po kolei.
Po pierwsze myślała nigdy już nie wrócę do sklepu pana
Bergera. Muszę więc znalezć inną pracę. Mogę więc w
najlepszym wypadku stanąć za następną ladą albo znalezć pracę
biuralistki. Dopóki nie zdobędę sensownego zawodu, czeka mnie
więc ciężka praca za małe pieniądze na podrzędnych
stanowiskach. Zdobycie dobrego zawodu wymagałoby pójścia na
studia. Czy zdołam to pogodzić z ciężką pracą? Nie wiem, ale
może mi się nie udać.
Czy chcę tak żyć? Nie, jeśli znalazłoby się inne wyjście.
To może być wyjście za mąż za Hansa. Jego matka
przedstawiła mi dziś jasną propozycję pewnego... układu. Słowo
handel byłoby może właściwsze. A więc po stronie plusów:
pozycja, środki finansowe na leczenie ojca, życie na odpowiednim
poziomie i wśród elitarnego towarzystwa, podróże. Po stronie
minusów: Hans do końca życia. Hans przy śniadaniu, obiedzie,
kolacji i po kolacji też. Tuż obok, w łóżku. Czy to nie będzie
gorsze niż stanie za ladą przez osiem godzin dziennie?
Właściwie nie idzie tu o samego Hansa, który w końcu nie jest
taki najgorszy. Zachowuję się grzecznie, ma pogodne
usposobienie i nie budzi we mnie obrzydzenia. Ale to za mało!
A więc o co tu idzie?
O to, że to nie jest Maks.
Cóż, taka jest prawda.
Dorota westchnęła i poprawiła się na fotelu. Tak trudno było
roztrząsać za pomocą racjonalnych argumentów wszystko, co
miało związek z tym prawie nieznajomym mężczyzną. To, co o
nim przypuszczała, a więc, że jest żonaty, nie było minusem ale
dyskwalifikacją. Nie ma o czym mówić. Ale gdyby, gdyby to
przecież nie jest wykluczone nie był? Co za nim przemawia?
Wszystko! Zniadanie, obiad, kolacja i po kolacji... Zawsze razem,
do końca życia!
No, dobrze, dosyć tych sentymentów. Co przemawiałoby
przeciw? Prawie go nie znam. Może go sobie tylko wymarzyłam?
Nie wiadomo, czy chciałby się ze mną ożenić. Może pociągał go
tylko przelotny flirt? Nie wiadomo też, czy Maks miałby warunki
na utrzymanie żony. To nic, mogłabym pracować. W sklepie za
ladą? Może na początek, ale na pewno znalezlibyśmy jakieś
wyjście.
Krótko mówiąc, o Maksie nic pewnego nie wiadomo. Trudno
powiedzieć, czy kiedykolwiek się pojawi. W końcu ostatni raz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]