[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nieprzejednani, jak to opisała Alice Cork. Być może nikt nie mógł ich zmienić. Glen i Kyle
jednak są inteligentnymi, nowoczesnymi biznesmenami, którzy w głębi serca zdają sobie
sprawę, że nie warto ciągnąć sporu rozpoczętego przed trzema pokoleniami. T o była waśń
ich przodków, z którą nie mieli nic wspólnego.
- Może masz rację - zamyśliła się Darła. - Potrzebowali tylko jakiegoś. pretekstu do
wycofania się z tej kłopotliwej sytuacji. Zaden z nich nie mógł tego zrobić pierwszy, ale tak
naprawdÄ™ żaden nie chciaÅ‚ ciÄ…gnąć·tej waÅ›ni w nieskoÅ„czoność.
- Właśnie to napisała Alice Cork na zakończenie swego dziennika. Przewidziała, że spór
może wygasnąć w pokoleniu Glena i Kyle'a. Napisała, że Glen zmienił się po ślubie z tobą.
Nie był zresztą nigdy takim kobieciarzem jak jego ojciec i dziadek. Potrzebował tylko
powodu, by zacząć prowadzić uregulowane życie.
- A Kyle potrzebował takiej kobiety jak ty - dodała Darla. - Kogoś, kto by sobie dał z nim
radę, nie bał
182 " MAGIA KOBIECOZCI
się go. Kogoś, czyjej miłości byłby pewny i nie musiałby lękać się, że ją utraci.
- Wydaje mi się, że oni mają już konkretne plany co do Doliny Harmonii - powiedziała z
radością Rebeka.
- Trudno uwierzyć, prawda? - roześmiała się Darla. - Będą tutaj przygotować tereny
narciarskie, tak jak proponował Kyle. Glen zapalił się do tego pomysłu. Uważa, że to będzie
korzystne dla tych okolic. Ludzie już o tym mówią.
- Ciekawe, ile czasu ... - zaczęła Rebeka, lecz głos uwiązł jej w gardle. W pokoju nagle
zaległa cisza. Spojrzały w kierunku storu z drinkami.
- O nie - jęknęła Darla. - Wiedziałam, że to jest zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.
- Zwariowałeś? - krzyczał Kyle. - Co to, do diabła, ma znaczyć, że chcesz wynająć firmę
Duncana i Cramptona? Przecież to partacze. Nie widziałeś, co zrobili z promenadą?
Wezmiemy Rymonta.
- Po moim trupie. On jest na skraju bankructwa.
Nawet nie zdąży ukończyć prac. Zamknij się, Stockbridge, i posruchaj. Mam w tej dziedzinie
więcej doświadczenia niż ty.
- Czyżby? A kiedy to. ostatni raz przygotowywałeś tereny narciarskie?
- Ale znam odpowiednich ludzi i mam dobre kontakty - odparował Glen. - Postaraj się
tylko uspokoić i pomyśleć rozsądnie. Ale to pewnie za trudne dla Stockbridge'a?
- Może ciebie należałoby nauczyć rozsądku. Chętnie to zrobię. - Kyle zaczął ściągać
marynarkę. Ballard poszedł za jego przykładem.
- Co to, to nie - włączyła się Rebeka. - Nie popsujecie mego weselnego przyjęcia, to się wam
nie uda. - Glen, jeśli natychmiast nie przestaniesz, nigdy ci tego nie wybaczę - rozgniewała
się Darła.
MAGIA KOBIECOZCI Å‚ 183
- Nie denerwuj się, kochanie. To me potrwa długo
- powiedział Ballard. - Zresztą Stockbridge'owi to się
należy. Pamiętasz chyba, co wyczyniał na naszym weselu.
- BaHard lubi wyciągać stare historie - zauważył
Kyle. ,
- Natychmiast przestańcie. - Rebeka stanęła tuż przed Kyle'em.
- OIen. - Darla zastąpiła drogę mężowi. - Jeśli zechcesz dobrać się do Kyle'a, będziesz
musiał przejść po mnie i po dziecku.
- Usuń się, Becky - nalegał Kyle.
- Daj spokój, Darła. To nie potrwa długo - usiło-
wał ją przekonać Glen.
- Będziemy tak stały całą noc - oświadczyła Rebeka. - Choć przyznam się, że miałam
nieco przyjemniejsze plany. Co ty na to, Kyle? - Wspięła się na palce, objęła go i ucałowała
długo i namiętnie.
Kyle zareagował natychmiast. Rozchylił wargi, objął ją i przytulił do siebie.
- O tak, dziecinko - wymamrotał. - Mam w tej chwili coś ważniejszego do załatwienia, niż
awan- . turowanie się z Bal1ardem. Co byś powiedziała, gdybyśmy od razu zaczęli?
Przez tłum przeszedł szmer. Ballard westchnął głośno.
- Coś mi mówi, że nie jesteś już taki skory do zabawy jak niegdyś, Stockbridge. Zmieniłeś
siÄ™.
Kyle podniósł głowę i spojrzał na swego dawnego wroga. Balla.rd szczerzył zęby w
uśmiechu.
- Mam szczęście - powiedział Kyle.
EPILOG
W dziewięć miesięcy pózniej spadkobierczyni Stockbridge'a przyszła na świat z głośnym
wrzaskiem, który zapowiadał rodzinny temperament. Nie była to jedyna rzecz, jaką
odziedziczyła. Miała rówież zielone oczy Kyle'a.
Nadali jej imiona Anna Melinda.
- Nie wierzę - wykrzyknął Glen Ballard, gdy przyszli z Darlą zobaczyć nowego członka
rodziny Stockbridge'ów. - To dziewczynka. Po tych wszystkich latach Stockbridge'owie
wreszcie nabrali rozsądku i zaczęli płodzić córki.
Kyle trzymał dumnie niemowlę. Radość rozjaśniała mu twarz.
- Masz rację - przyznał. - I powiem ci coś jeszcze, Ballard. T a mała dziewczynka ostro
zabierze się do twego chłopaka.
- T o możliwe - zaśmiał się Glen. - Nigdy jeszcze żaden Ballard nie miał do czynienia z
kobietą z rodziny Stockbridge'ów. Ciekawe, co z tego wyniknie.
Dada popatrzyła na chłopczyka leżącego na jej kolanach. Na główce Justina Ballarda
zaczynały właśnie pokazywać się pierwsze włoski w miedzianym kolorze, jak u ojca.
lviAGIA KOBIECOZCI ~ 185
- Patrz, jak się wpatruje w Annę. Nie może od nie;
oczu oderwać. . "
- Może to wróżba na przyszłość - powiedziała Rebeka. -: Alice Cork pisała, że kiedyś obie
rodziny połą~zą Się ze s~bą przez małżeństwo. Byłoby to, jej
zdaniem, wspamałe zakończenie wojny. .
- Nie ma mowy - odruchowo rzucił Kyle.
- Niemożliwe - zawtórował Glen. .
Rebekai Darła wymieniły uśmiechy.
Malutki Justin nie zwracał uwagi na dorosłych, cały czas wpatrując się w dziewczynkę,
którą trzymał w ramIOnach Kyle. Anna Melinda mruczała coś z zadowoleniem.
K~le spojrzał na swoją śliczną córeczkę i mógłby prZYSIąc, ze prżymrużyła figlarnie
jedno zielone oczko.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]