[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nym stoliku.- W takim razie chodzmy.
S
R
Następna godzina zeszła im na robieniu zdjęć. Mike
dwoił się i troił, żeby uwiecznić całą czwórkę w naja-
trakcyjniejszych pozach. Tuż przed jedenastą ruszyli w
stronę sądu okręgowego. Przeziębiony Justin pokasły-
wał, Jason kręcił się bez przerwy. Kiedy zjawił się sę-
dzia i poprosił państwa młodych do siebie, obaj chłopcy
solidarnie zaczęli protestować. Po krótkiej walce Nattie i
Mike'owi udało się ich spacyfikować; Trace wziął Cas-
sie za rękę i poprowadził przed oblicze sędziego.
Mimo ogólnego rozgardiaszu, Cassie doceniała po-
wagę chwili. Działo się coś bardzo ważnego. Szkoda, że
matka i Susan nie mogą być przy niej. Polubiłyby Trac-
e'a od pierwszego wejrzenia. Przecież podbił nawet
Beulah.
Kątem oka spoglądała na swojego przyszłego męża.
Stał obok niej wyprostowany,- pewny siebie, niezwykle
przystojny.
Wychodzę za mąż za tego mężczyznę, powiedziała do
siebie i poczuła się jakoś dziwnie.
Sędzia pokoju uśmiechnął się do nich.
-Cassandro Arnold i Trasie Ramseyu, od dzisiejszego
dnia będziecie mężem i żoną. Wobec Boga i ludzi. Czy
wiecie, co to znaczy?
Cassie chłonęła każde jego słowo.
- Oznacza to wspólne, pełne poświęceń życie.
Wspólne ziemskie bytowanie aż do śmierci. Długo
potem, jak namiętności wygasną, a codzienne obo
wiązki owładną waszymi myślami: Oznacza to zapo
mnienie o sobie i nieustanne staranie się o szczęście
drugiej osoby, bez względu na okoliczności. Cassan
dro, czy jesteś gotowa poślubić tego oto mężczyznę?
Poczuła na sobie uważne spojrzenie Trace'a.
S
R
-Tak.
-A ty, Trasie? Czy gotów jesteś z własnej nie-
przymuszonej woli poślubić tę kobietę? Czy w obec-
ności tych oto dwóch świadków możesz przyrzec, że
będziesz się nią opiekował z całych sił swoich, dopóki
śmierć was nie rozłączy?
Poczuła ciepły dotyk jego ręki.
- Tak.
- Jeśli macie obrączki, możecie je teraz nałożyć. Cas-
sandro, ty pierwsza.
Zsunęła ze swego środkowego palca cienką złotą ob-
rączkę, którą dla niego kupiła, i włożyła na jego ser-
deczny palec. Pasowała świetnie; Trace spojrzał na nią z
uśmiechem, dziękując spojrzeniem. Drgnęła.
- Teraz ty, Trace.
Wysunęła lewą rękę i Trace pewnym ruchem umieścił
ciężką platynową obrączkę obok zaręczynowego szma-
ragdu.
- A teraz - sędzia uśmiechnął się znowu mocą swo-
jego urzędu zaświadczam, że od tej chwili jesteście mę-
żem i żoną. Możecie się pocałować...
Zanim skończył mówić, Trace pochylił się i Cassie
poczuła na ustach pocałunek, który sprawił, że całe jej
ciało zalała fala rozkosznego ciepła.
- Mama! Mama! - rozległo się z dwóch stron naraz
ze zdwojoną siłą. Krzyk dzieci docierał do niej w zwol-
nionym tempie. Wreszcie oderwała usta od warg Tr-
ace'a. Przez ułamek sekundy zdawało się jej, że
dostrzega w jego oczach niemy protest, ale postanowiła
uznać to za złudzenie.
Wyrwawszy się z ramion męża, pośpiesznie podzię-
kowała sędziemu i podbiegła do Nattie. Starsza pani,
S
R
nie wypuszczając Jasona z objęć, pocałowała ją w po-
liczek, po czym z wyrazną ulgą przekazała jej dziecko.
Ucichło natychmiast, całą uwagę skupiając na kwia-
tach przypiętych do jej sukni. Trace w tym czasie pró-
bował uspokoić Justina; niestrudzony Mike robił zdjęcia.
- Powinniśmy zaraz położyć Justina do łóżka, chyba
ma gorączkę. - Cassie z niepokojem spojrzała na rozpa-
loną buzię dziecka.
W chwilę potem siedzieli już w samochodzie. Szybko
pożegnali Mike'a i Nattie, i ruszyli w stronę zamówione-
go na uroczysty wieczór apartamentu.
Powitano ich kwiatami, koszem owoców i butelką
szampana.
W sypialni obok małżeńskiego łoża przygotowano
dwa malutkie łóżeczka. Nie wnikając w to, co obsługa
myśli o podobnym sposobie spędzania poślubnej nocy,
zajęli się dziećmi.
Mogli oczywiście częścią obowiązków obarczyć hote-
lową służbę, ale Cassie nie chciała właśnie tego dnia
powierzać dzieci obcym ludziom. Powiedziała Trace'-
owi, żeby poszedł popływać i trochę się odprężyć, ale
wolał zostać i pomóc jej przy dzieciach. Obiad kazał
przynieść na górę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]