[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odzyskała jasność umysłu.
Jeszcze przed sekundą była ślepa, a teraz przejrzała na oczy.
Frances, wyjdz. Jesteś zwolniona.
ROZDZIAA 9
Wyjazd nad jezioro Huntington okazał się katastrofą. Tylko
tak potrafiła go opisać Roxanne. Jakby na domiar złego, że przez
cały weekend jej potrzeby i marzenia były lekceważone, Johnny
wyskoczył jeszcze z propozycją, aby poświęciła swoją karierę na
ołtarzu Simone. Roxanne nie wiedziała, co było gorsze: sama
prośba czy może fakt, że w jego mniemaniu miał prawo zwrócić
się do niej o coś takiego.
Nawet jeśli pobyt nad jeziorem był straszny, to jej powrót do
domu był jeszcze gorszy. Potrzebowała bliskości oraz ramienia, na
którym mogłaby się wypłakać i wyrzucić z siebie szczegóły tego
okropnego weekendu. Znalazła jednak Tya śpiącego na kanapie.
Wyglądał bardzo niechlujnie ubrany był w dresy i miał
dwudniowy zarost. W kuchni walały się nieumyte naczynia, a na
automatycznej sekretarce migająca czerwona lampka informowała
o czterech nieodsłuchanych wiadomościach. Po przebudzeniu Ty
miał podły nastrój, a uśmiechy i objęcia zarezerwowane były
jedynie dla Chowdera. Eksperyment odbywający się podczas
weekendu nie powiódł się miała nie pytać dlaczego, ponieważ
sam, kurwa, nie wiedział i został zakończony w sobotę póznym
wieczorem.
Ostatnio mam problem z obstawieniem zwycięzcy.
Gdy wrócił do pustego domu, okazało się, że nie było nawet
Chowdera, który mógłby okazać mu współczucie. Wiedziała, że
oczekiwał przeprosin za to, że jej zabrakło, gdy potrzebował jej
wsparcia, ale miała na głowie własne problemy. Próbowała, co
prawda, go pocieszyć, ale robiła to bez przekonania. Gdy wydawał
się nieco udobruchany, opowiedziała mu o swoim weekendzie,
jednocześnie wrzucając rzeczy do pralki i sprzątając kuchnię. Nie
siliła się na dowcipne opowieści ani filozoficzne komentarze
podczas opisywania rozczarowań, w które obfitował wyjazd.
Ty jej nie słuchał.
Co się dzieje?
Mów dalej, zamieniam się w słuch.
Siedział na blacie kuchennym i przeglądał stertę katalogów,
które w większości adresowane były do niej.
Co powiedziałam przed chwilą?
Niech no zgadnę. Mówiłaś o swojej siostrze?
Przepraszam, jeśli cię zanudzam.
Plastikowa butelka z płynem do zmywarki wyślizgnęła się jej
z rąk i spadła na kuchenną podłogę, tworząc kałużę zielonej brei.
Cholera!
No właśnie.
Zciągnął klucze z wieszaka przy drzwiach.
Gdzie idziesz?
Do laboratorium.
Ale przecież mówiłeś, że nie ma&
Nie czekaj na mnie, Roxy. Raczej nie nabiorę ochoty na
rozmowę.
NASTPNEGO RANKA wstał wcześnie i wyszedł, zanim o
szóstej zadzwonił jej budzik. Wziął też ze sobą Chowdera. Snuła
się po domu, użalając się nad sobą nie było psa, nie było męża,
a karton z mlekiem prawie pusty. W drodze do szkoły zatrzymała
się na kawę i skusiła się na pączka. W rezultacie teraz czuła w
ustach posmak cukru, sody i proszku do pieczenia, a z jej żołądka
dochodziło burczenie. Wbrew sobie obwiniała Tya za zepsucie
potencjalnie wspaniałego poranka.
Gimnazjum Balboa znajdowało się w najstarszym
kompleksie szkolnym w San Diego. W skrzydle budynku, w
którym pracowała Roxanne, nie było klimatyzacji, a okna
znajdujące się w sali numer sto dziesięć można było otworzyć
jedynie przy użyciu długiego pałąka zakończonego hakiem.
Powietrze poruszały wiszące pod sufitem cztery wentylatory z
łopatkami o długości dwudziestu pięciu centymetrów. Każdego
dnia Roxanne doceniała to, że mogła się cieszyć świeżym
powietrzem oraz naturalnym światłem. Uważała nawet, że była
lepszym i bardziej cierpliwym nauczycielem, ponieważ widziała
niebo oraz drzewa z każdego miejsca w sali.
Dzisiaj jednak będzie potrzebowała czegoś więcej, aby
dobrze wypełnić swoje obowiązki. Zwykle w pierwszy dzień z
łatwością zdobywała się na entuzjazm i pozytywne myślenie, ale
tym razem jej umysł wypełniały same pesymistyczne wizje.
Musiała się nauczyć trzydziestu pięciu imion, wyszkolić nowego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]