[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niosła się i zapytała:
Przygotować ci drinka, kiedy się będziesz przebierał?
A kto mówi o przebieraniu się? - Zdjął podkoszulek i rzucił go
na posadzkę.
Odwróciła wzrok, zupełnie jak wtedy w pokoju. Pochlebiało
mu to.
Zaśmiał się, wybawiając ją z opresji.
- Przygotuj drinki dla nas obojga, a ja w tym czasie wezmę
szybki prysznic. Woda sodowa będzie w sam raz.
Gdy wrócił po chwili, Ruthie czekała z jedną szklanką wody.
Rzucił ręcznik na poręcz.
- Nie przyłączysz się do mnie?
Wszedł ostrożnie do kabiny z gorącą parą.
Jestem w pracy. - Podała mu szklankę.
Na golasa może być całkiem miło. - Gdy zaśmiała się, nie kry-
jąc zaskoczenia, dodał prowokująco: - To całkiem niezły po-
mysł, uwierz mi.
Jestem w pracy - powtórzyła z naciskiem.
Praca i praca, a gdzie życie?
Płacę rachunki: Jeżeli już niczego nie potrzebujesz, to...
Chyba nie zostawisz mnie tu samego? - spytał błagalnie.
S
R
Poradzisz sobie. Jesteś dużym chłopcem. - Jej oczy błyszczały
filuternie.
A jeżeli dostanę udaru? Gorąca para jest bardzo niebezpieczna
I kto to mówi? Wielki facet, do tego lekarz, a boi się pary -
przekomarzała się.
Do pary trzeba dwojga... - Prysnął w nią wodą, która uformo-
wała na białej koszuli ciemną plamę nad lewą piersią.
Próbowała się otrzepać, co tylko pogorszyło sprawę.
- Podaj mi ręcznik, to cię osuszę - powiedział podstępnie.
Zaczerwieniła się.
- W porządku, możesz spróbować... - Zatrzepotała rzęsami. -
Ale musisz liczyć się z tym, że połamię ci ręce. I jak
wtedy będziesz badał pacjentów?
Uśmiechnął się, znów ją ochlapał. Ruthie Fernandez osobliwie
na niego działała. Gdy z nią rozmawiał, lżej mu się zrobiło na
sercu, weselej. Jej miękka, przeciągła wymowa i zielone oczy,
ruszyłyby każdego. Jej poczucie humoru zauroczyło go. Lubił
na nią patrzeć, a przebywanie w jej towarzystwie było czystą
radością.
Zanim zdążył odpowiedzieć, pożegnała się i zostawiła go sa-
mego.
Rozsiadł się w parującej wodzie i przymknął oczy. Długo
jeszcze rozkoszował się obrazem jej radosnej, słodkiej twarzy i
wybuchami przekornego śmiechu.
Gdy uzupełniała barek w numerze 208, pager brzęczał dwu-
krotnie. Pracowała w pośpiechu, zła, że zmarnowała cenne
minuty na Diega. Gdyby nie to, już byłyby z mamą na promie.
S
R
Doktor Vargas miewał zmienne nastroje. Najpierw podejrzliwy
i nieuprzejmy, za chwilę uwodzicielski i czarujący, co ją dez-
orientowało. Traciła głowę, nie umiała nad sobą zapanować.
Zniecierpliwiona czekaniem na windę, pobiegła w górę scho-
dami i prawie tracąc oddech, pchnęła ciężkie, ognioodporne
drzwi klatki schodowej i... wpadła prosto na pachnące kąpielą,
olśniewająco męskie ciało.
- Stop! - Silne dłonie schwyciły ją za ramiona.
Uniosła głowę i na widok czarnych oczu Diega wybuchła
śmiechem.
Czyżbyś mnie śledził?
Właśnie chciałem cię zapytać o to samo.
Był krępująco blisko, tak blisko, że mogłaby policzyć czarne
jak sadza rzęsy.
Niesamowite, jaki on jest przystojny!
Nic z tych rzeczy - rzuciła, prostując się. Cofnęła się i popra-
wiła bluzkę. Głosem zadziwiająco spokojnym, mimo łopotania
serca, spytała: - Jak było w łazni?
Okropnie. - Błysnął szelmowsko oczami. - Doskwierała mi
samotność. - Ruszył do swojego pokoju.
- Jeżeli lubisz się kąpać, Oaza na pewno ci się spodoba.
- Dlaczego idzie za nim tym korytarzem, skoro ma mnóstwo
pracy?
Zwolnił, by zrównać się z nią.
Jaka Oaza?
Basen na wolnym powietrzu. Bardzo ładny, a wieczorami wy-
gląda bardzo romantycznie. Podświetlane wodospady, tropi-
kalne ogrody. Doskonałe miejsce na randki.
Byli już przy drzwiach.
- Czy to propozycja? - Uważnie spojrzał na Ruthie.
S
R
Mam na myśli ciebie i pannę Coleman - stwierdziła obojętnie.
Jak miło. - Skrzywił się.
Jego rozdrażnienie zbiło ją z tropu. Przecież był na kolacji z
Sharmaine, na pewno ją uwodził. Przeszukał wszystkie kiesze-
nie.
Nie możesz znalezć klucza?
Musiał mi wypaść podczas siatkówki.
Otworzę ci. Jeśli zgłosisz, że zgubiłeś klucz, zamek zostanie
natychmiast przeprogramowany i dostaniesz nowy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]