Indeks IndeksCierpienia_mćąĂ˘Â€Âšodego_Wertera_ _J._W._GoetheDelinsky Barbara PrzeciwieśÂ„stwa sić™ przycić…gajć…0122. Cross Melinda Muzyka serca1011. Winters Rebecca W cieniu legendyLoving_the_Beast_Naima_SimoneCastle Jayne Harmonia 01 Po zmrokuJulian May Trillium 3 Golden TrilliumDo kośÂ„ca wierniSaga o Ludziach Lodu 36 Magiczny ksi晜źycChristian Jacq [Ramses 01] The Son of Light (pdf)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • csw.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Ibrahima niby ufna gazela pomiędzy łapy sytego lwa,
    szepnęła:
    - Kochanie! Taka jestem szczęśliwa, że chciałabym
    umrzeć!
    Rozdział 6
    Od jedenastu miesięcy Ibrahim bej i Paprika rozkoszowali
    się sobą. Miłość, zrodzona w Neapolu, rosła na Capri i w San
    Remo, pławiąc się w złocistym słońcu
    i rzeźwiąc wilgotnymi podmuchami śródziemnomorskiego
    wiatru. Paryska gwiazdeczka potrafiła wygnać z duszy
    kochanka wspomnienie Marewy. W szale nowej namiętności
    Ibrahim nie pamiętał nawet, że kiedykolwiek kochał tę dziwną
    kobietę i że cierpiał dla niej. Bowiem „żal wieczysty'* to
    pojęcie, które odpowiada raczej płycie nagrobnej, niż
    ludzkiemu sercu.
    Pierwsze listy Ibrahima do Marewy, pisane do Berlina,
    pozostały bez odpowiedzi. Lekkomyślna Georgijka nie
    zajmowała się już losem kochanka, którego zaprowadziła była
    na sam próg tureckiej kaźni.
    O Schombergu w ciągu owych jedenastu miesięcy również
    nie było wieści. Ani razu jego nazwisko nie obiło się o uszy
    Ibrahima beja. Tylko Paprika, wierna danemu słowu,
    zawiadamiała doktora o każdej zmianie pobytu. W zamian
    otrzymywała co miesiąc krótki list od niego, wypełniony
    troskliwymi pytaniami o zdrowie i samopoczucie przyjaciela.
    Wyrażał nadzieję, że jest w dalszym ciągu szczęśliwa. Polecał
    gorąco, żeby nie zdradziła się z niczym wobec chorego. Prosił,
    by starała się, ile w jej mocy, osładzać mu owe miesiące, być
    może, ostatnie. I Paprika, darząca nieograniczonym zaufaniem
    człowieka, któremu zawdzięczała swe szczęście, ani jednym
    słowem nie zdradzała swych niepokojów ukochanemu.
    Biedna, mała Paprika! Odrzuciła precz dawne rojenia o
    oklaskach i wielkich tournees. Po raz pierwszy w życiu
    traktowała swą rolę poważnie. Bo teraz nie chodziło już o
    pracę w jakimś prowincjonalnym kabarecie ani o wykłócenie
    się z impresariem o taki czy inny szczegół. Chodziło o
    osłodzenie policzonych dni ukochanego człowieka, który
    może nie wierzył nawet w straszliwe wyroki lekarzy.
    Przez pierwsze trzy miesiące Ibrahim bej nie myślał o
    niczym prócz miłości. Do swego nowego status quo odnosił
    się z obojętnością automatu, którego czynnościami rządzi
    zewnętrzny mechanizm, i bez wahania wpisywał fałszywe
    nazwisko do ksiąg hotelowych.
    Pewnego wieczoru w końcu września zszedł, czekając, aż
    się Paprika ubierze na obiad, do salonu hotelu nad brzegiem
    jeziora Como, tam bowiem przygnała ich ostatnia fantazja.
    Machinalnie przerzucał jakiś stary numer „Vogue". Naraz
    zauważył swoją własną fotografię, uwieczniającą go jako
    zwycięzcę nicejskich konkursów hippicznych w chwili
    przyjmowania nagrody z rąk królewny szwedzkiej. To nagłe
    przypomnienie zerwało momentalnie nić wiążącą go z
    teraźniejszością, jedynie i wyłącznie z chwilą obecną. Z
    mroku pamięci wyłonił się przed oczyma Ibrahima beja
    piękny Egipcjanin, ulubieniec łaskawych bogów, podobny do
    niego jak brat.
    Byłże Jamil el - Khazen drugim wcieleniem Ibrahima
    beja? Jak wszyscy wykształceni Egipcjanie, i on zajmował się
    metempsychozą. Ongiś rozmyślał był wiele nad legendą o
    syjamskich mnichach i czterystu pięćdziesięciu wcieleniach
    Szurpanagueja. Kiedy miał lat czternaście, fascynowały go
    przeraźliwe losy hinduskiego króla Wieromarkana, który
    przyjął w swe ciało duszę zdrajcy szambelana, podczas gdy
    jego własna wcieliła się w papugę. Później porównywał
    pitagorejską koncepcję metempsychozy z metemsomatozą
    Orygenesa i usiłował znaleźć odpowiedź na pytanie, czy
    transmigracja
    ciał
    jednych
    w
    drugie
    jest
    koncepcją
    prawdopodobniejszą? Jeszcze później uznał te dociekania za
    niepotrzebną stratę czasu. A jednak nie byłże on sam
    przedziwnym przykładem swego rodzaju metempsychozy?
    Nie zmienił się wprawdzie w szakala czy sępa, ale bądź co
    bądź zmienił osobowość, stał się Jamilem el - Khazen - kimś
    obcym wobec jego własnego istnienia. Jamil el - Khazen miał
    sobowtóra, który znikł, ale którego ślady mógł odnaleźć w
    księgach hotelowych, sportowych sprawozdaniach, a może i w
    kilku wdzięcznych sercach? Ale on wystrzegał się powrotów
    do dawnych miejsc, bojąc się spotkać tam świadków swego
    umarłego życia.
    Owego wieczoru, przyglądając się tej fotografii sprzed
    dwóch lat zaledwie, przeżywał własną Śmierć. Oto w masce
    na twarzy zjawił się na balu, który miał trwać rok. Bez maski i
    domina nie wolno mu było chodzić po Świecie. Gdyby
    przypadkiem mówił mu ktoś o Ibrahimie beju - wysłucha i
    pójdzie w swoją stronę. Gdyby któraś z dawnych jego ofiar
    snuła tuż przy nim wspomnienia jego pocałunków i uścisków
    sprzed lat - odszedłby w milczeniu, odwracając twarz. Nie
    przypadł mu w udziale szczęśliwy los króla Francji, który
    wykreślał z pamięci zniewagi, rzucane księciu Orleańskiemu.
    On musiał zapomnieć o wszystkim - zarówno o smutkach, jak
    o chwilach szczęścia - o wszystkim prócz owego mglistego
    ranka, kiedy to śpiewał ponurą pieśń pożegnalną szubienicom
    i katom tureckim.
    Któregoś dnia portier hotelowy wręczył mu list. Był to
    czek
    na
    nazwisko
    el
    -
    Khazen,
    przysłany
    przez
    wtajemniczonego sługę z Kairu. Wierny, stary muzułmanin
    był jedynym człowiekiem, który wiedział, że syn paszy, jego
    dawnego pana, żyje. Punktualnie i sumiennie przysyłał
    Jamilowi el - Kahazenowi dochody Ibrahima beja, czekając
    cierpliwie chwili, kiedy jego młody pan wróci do normalnego
    trybu życia i własnej osobowości. O przejściach Ibrahima beja
    wiedział tylko tyle, ile mu doniósł on sam - nie miał więc [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •