[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zapał Wardella mógł ostygnąć i Danny straciłby osiągniętą przewagę.
- Twoja matka będzie żyć jeszcze lata - powiedział krótko, gdy się rozpłakała. - Mój wuj też
miał obrzęk płuc. Doktorzy powiedzieli mu, że nie pociągnie miesiąca. A żył jeszcze, dzięki Bogu,
pięć lat. Nie mogę cię puścić do domu. Jesteś moją żoną.
- Pięć lat? - spytała Kary, nieco pocieszona.
- Jasne - potwierdził. - Napisz do mamy, że przyjedziesz zaraz, jak będziesz mogła, że na
razie jestem zbyt zajęty, żeby cię odwiezć, a beze mnie nie możesz jechać. Zresztą sama
wymyślisz jakiś dobry powód. I przestań się martwić, na miłość boską. Nikt nie żyje wiecznie.
Aatwo mu mówić, pomyślała. Jego matka żyje i skacze koło niego bez przerwy. Gdyby
Danny był na jej miejscu, na pewno wskoczyłby do najbliższego pociągu.
- Pojechałabym tylko na dzień lub dwa - spróbowała jeszcze raz.
Obrócił się na pięcie i uderzył ją w twarz tak silnie, że z wargi popłynęła jej krew. Katy
krzyknęła i cofnęła się. A więc stało się to samo co w dniu, gdy straciła dziecko. Wtedy ani jej nie
przeprosił, ani słowem nie wspomniał o poronieniu. Był wówczas zbyt zamroczony, żeby
cokolwiek zauważyć.
- Powiedziałem: nie. - Zachichotał. Oczy mu błyszczały, jakby cieszył się z tego, co robi.
yrenice miał rozszerzone. Kiedy poznał Katy, na kilka tygodni przestał się szprycować, ale nałóg
był zbyt silny i wciągnął go z powrotem. - Boisz się, dziecinko? - drażnił się. - Ty lodowa rzezbo!
Chyba oszalałem, że wziąłem cię za żonę.
- Danny, przestań! - krzyknęła. Zciągnął pas.
- Spodoba ci się to - powiedział chrapliwie. Jej strach podniecił go znacznie bardziej niż
kiedykolwiek ciało. Perwersyjnie upajał się jej odrazą. Kiedy skończył, leżała posiniaczona na
atłasowej pościeli. Było jej niedobrze.
- Od tej pory będziesz robić, co ci mówię - oznajmił Danny. - Kapujesz, dziecino? Będziesz
słuchać każdego mojego słowa, bo jak nie, to następnym razem sprowadzę chłopców i każę im
patrzeć. - Oczy rozbłysły mu jak u szaleńca, gdy Katy się skuliła. - Ja na przykład lubię się
przyglądać. Może dam cię komu innemu, a sam popatrzę? Wardell ma na ciebie ochotę. Więc
dobrze, kiedy zrobi ci propozycję, przyjmiesz ją, kapujesz? Mam plany w związku z Wardellem, a
ty jesteś moją walutą. On już wie, że nie mam nic przeciwko temu.
Katy ledwie mogła mówić posiniaczonymi wargami.
- Pozwoliłbyś mu... - Wybuchnęła szlochem.
- Czemu nie? Przecież nie byłaś dziewicą - odparł brutalnie. - Takiej szmacie jak ty
powinno być wszystko jedno. W łóżku jesteś zerem, ale może jemu to nie będzie przeszkadzało,
jak się napali. Tylko nie rób mnie w konia, dziecinko, bo to, co było dzisiaj, wyda ci się rajem na
ziemi.
Ubrał się i wyszedł z domu pogwizdując, a Katy ledwie zdążyła na czas do łazienki.
Krwawiła, a co gorsza czuła się śmiertelnie upokorzona. Zastanawiała się, jak przeżyje to
małżeństwo.
Danny chciał ją dać Blake'owi. Owszem, lubiła Blake'a, ale ten pomysł wydawał jej się
obrzydliwy. Zupełnie jakby była prostytutką. Coraz bardziej lękała się Danny'ego. Mama
Marlone za nic by jej nie pomogła. Można było alarmować Cole'a, ale Katy obawiała się, że brata
szlag trafi. Dlatego musiała cierpliwie wszystko znosić.
Usiadłszy przy biurku, napisała więc list do Cole'a i matki, w którym nakłamała, ile wlezie,
żeby wytłumaczyć, dlaczego nie może przyjechać do domu. Zajęło jej to dużo czasu, nie chciała
bowiem, żeby na papierze zostały ślady łez.
Cole nie skomentował listu ani słowem, ale Marion pokazała go Lacy.
- Czy ja jej zupełnie nie obchodzę? - spytała bliska płaczu. - Czyżby nie rozumiała, co Cole
jej napisał?
- Wiesz przecież, że Katy cię kocha - odparła Lacy, ściskając Marion w geście pocieszenia.
Sama jednak bardzo się zaniepokoiła. Katy nie była egoistyczna ani obojętna. Lacy przeczuwała,
że dzieje się coś bardzo niedobrego. Dałaby wiele, żeby przynajmniej odkryć, w czym rzecz, ale
wiedziała, że Cole wyruszy do Chicago, jeśli powezmie choćby cień podejrzenia, że Katy ma
kłopoty.
Z upływem tygodni sytuacja pogarszała się jednak coraz bardziej. Katy podsłuchała ludzi
Danny'ego, którzy rozmawiali o niszczącym nałogu szefa. Bała się nawet, że którejś nocy Danny
może ją zabić. Szczęście w nieszczęściu stanowiło to, że bił ją tak, by nie zostawiać widocznych
śladów. Pamiętała grozbę Blake'a Wardella i starannie ukrywała przed nim siniaki. Nie znio-
słaby, gdyby Blake'owi coś się stało.
Blake stał się dla niej oparciem w życiu. Danny był w siódmym niebie. Wardell zabierał ją
do teatru i na balet. Spacerował z nią po mieście, pokazywał jej najlepsze restauracje i poznawał
z najlepszym towarzystwem. Kupował jej prezenty. Upajała się jego życzliwością, bo Danny
nigdy taki nie był. Upajała się też alkoholem, bez którego nie była w stanie funkcjonować.
Któregoś wieczoru Blake zabrał ją do bardzo eleganckiego klubu nocnego. Gdy
wychodzili, była porządnie podchmielona.
- Za dużo ostatnio pijesz - powiedział, gdy odjechali spod klubu limuzyną z szoferem. - yle
ci to robi.
- Nic mi nie robi dobrze - stwierdziła Katy sennie i ułożyła głowę na oparciu. - Nie cierpię
mojego życia. Wszystkiego nie cierpię.
Blake przyciągnął ją do siebie. Mogła się do niego przytulić i to trochę ją koiło.
- Odejdz od niego - powiedział nagle Blake. - Wiem, że nie jestem szczególną atrakcją, ale
cię kocham. Przynajmniej nie będę cię krzywdził.
- Wiem - powiedziała, mocniej przywierając do jego piersi.
- Posłuchaj, Katy - odezwał się znów Blake. - Kilka miesięcy temu Danny wysłał
dziewczynę do szpitala. Kiedy sobie wstrzyknie, robi się innym człowiekiem. Zaraz po ślubie z
tobą znowu zaczął to robić. - Zauważył, jak zdrętwiała. - On nie zostawia widocznych śladów, ale
założę się, że masz sińce na całym ciele.
Błagalnie podniosła ku niemu wzrok.
- Nie wolno ci go ruszać. Wiesz, jaki jest szalony! Mógłby cię zabić.
- Nieprawdopodobne.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]