Indeks Indeks06. Talcott DeAnna Bratnie dusze Walentynki w ValentineFootfallSzkola czarownic Rena Marciniak KosmowskaLiving sober Aa Services Aa ServicesTim LaHaye & Jerry Jenkins Left Behind Series 9 DesecrationJeffrey Lord Blade 33 Killer Plants of BinaarkMull Brandon BaśÂ›niobór 01 BaśÂ›niobórWyndham, John Los Cuclillos de MDiana Palmer OlśÂ›nienieHeather_Allison_Zapach_szczescia
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    niebotycznych Kordylierów.
    Tu u zbiegu tych rzek leżała hacjenda  La Huaira", należąca do człowieka tak sarno
    nieokiełznanego jak burzliwe nurty wód, nad którymi żył. Pancho Vargas, przezwany ongiś
    królem Górnego Ukajali i Urubamby, do dnia dziesiejszego wyciskał piętno na tych ustroniach
    sięgając swymi wpływami aż poza granice Boliwii i Brazylii.
    Była to kraina puszcz wyjątkowo zasobna w drzewa hevei. Za czasów gorączki kauczukowej
    brzegi tutejszych rzek, Górnego Ukajali, Tambo, Urubamby, Mądre de Dios i Beni, słynęły z
    obfitych zbiorów. Pomimo olbrzymiej odległości od rynków zbytu (przeszło dwa tysiące
    kilometrów od ląuitos, a trzy tysiące od Manaos przez rzekę Madeirę) przybywali tu liczni
    awanturnicy, ci najzuchwalsi z zuchwałych, by na kauczuku zdobywać fortuny, winczesterem
    pisać prawo, rewolwerem zapędzać Indian do roboty, a często wzajemnie się mordować. Do tej
    niedostępnej do niedawna puszczy, krainy jaguarów, tapirów i koczujących plemion, spływały
    olbrzymie majątki, lał się pieniądz; tu sławą rozbrzmiewały orgie pijackie, ba, usłużnym
    pośrednikom warto było przywlekać w leśne ubocza skrzynie szampana i najdroższych win,
    sprzedawanych na wagę złota. Powstawali
    ..%7łyioioł jeszcze zachłanniejszy i okrutniejszy, swtat jeszcze bardziej nieobliczalny: to
    woda& (str. 177)
    192
    ..Były to piranie, postrach tych wód& (str. 180)
    różni magnaci kauczukowi, a wśród nich bogactwem, bezwzględnością i brutalnością słynął
    Pancho Vargas.
    Do  La Huairy" i jeszcze wyżej w górę Urubamby docierały liczne parowczyki skupujące
    kauczuk. Kapitanowie pędzili w górę rzek jak wariaci, by jeden przed drugim dorwać się do
    skupisk cennego produktu. Aby unieszkodliwiać konkurencję, dopuszczali się wszelkich
    łajdactw i nie stronili od zbrodni. Znanym złośliwym  figlem" było wykupywanie wszystkich
    nagromadzonych po brzegach rzeki zapasów drzewa opałowego i wrzucanie go do wody, ażeby
    nie dostało się następnym statkom: bez opału parowce nie mogły iść dalej.
    Jeszcze zacieklejszy bój wiedli między sobą leśni potentaci. Były to krwawe wojny, w których
    szło nie tylko o tereny kauczukowe. Potęga eksploatatorów polegała na tym, że harowały dla
    nich liczne rzesze Indian, spędzanych do pracy bądz wódką i namową, bądz terrorem. W
    puszczy ten najszybciej się dorabiał, kto najwięcej posiadał roboczych rąk, więc każdy z
    prowodyrów starał się odbić Indian rywalom i ściągnąć ich do swego obozu. Gdy obiecanki i
    intrygi nie skutkowały, po prostu z bronią w ręku wykradano sobie ludzi, a gdy i to się nie dało,
    wybijano bez skrupułów robotników konkurencji. Wraz z pieniędzmi i szampanem szły tu
    wielkie transporty najnowocześniejszej broni. Każdy zaufany Indianin dostawał do ręki win-
    czester, a brygady robocze były zarazem oddziałami uzbrojonych po zęby band.
    Parowce, śpieszące po leśne skarby, często tonęły w wirach i wielu poszukiwaczy kauczuku
    ginęło, ale luki szybko się zapełniały: gorączka kauczukowa zwabiała inne statki i-nowe
    zastępy zawadiaków.
    Wśród hersztów kauczukowych obok Pancho Vargasa wybijali się Karol Scharf i Fitzcarrald.
    Każdy z nich panował nad armią robotników dochodzącą do paru tysięcy Indian. Między tymi
    trzema kacykami wrzała nieustanna wojna, która skończyć się musiała klęską i śmiercią dwóch
    na korzyść trzeciego. Tym trzecim okazał się Pancho Vargas,
    Fitzcarrald jadąc parowcem po rzece Urubamba wyprawiał właśnie ucztę dla swych przyjaciół,
    gdy przekupiony pilot naU  Ryby Spt«wajÄ… w Ukajali
    103
    jechał na skałę. W powstałym wirze statek tak szybko zatonął, że prawie wszyscy ludzie,
    znajdujący się na pokładzie, zginęli, a między nimi Fitzcarrald.
    Gdy pewnej nocy drugi z tej trójki, Karol Scharf, obozował nad brzegiem rzeki Urubamba,
    oddział nasłanych zbirów pod-kradł się i dokonał napadu. Scharf i wszyscy jego towarzysze
    polegli, z wyjątkiem dwóch czy trzech niedobitków. Wieść
    0 śmierci Scharfa wywołała ogromny popłoch w lasach. Indianie jego  a było ich do trzech
    tysięcy  ogarnięci przerażeniem, porzucili pracę i rozproszyli się po takich pustkowiach, że
    przepadli dla zbieraczy kauczuku.
    Usunięcie Scharfa nie wyszło Vargasowi na pożytek. Przeciwnie. Każdy z tych bogaczy
    posiadał przyjaciół i możnych wspólników nie tylko nad rzekami, lecz w ląuitos i nawet w Limie;
    także i Scharf miał wielu, którzy postanowili zemścić się na Vargasie. Widać, nie były to czcze
    pogróżki, bo kacyk z  La Huairy" uznał za wskazane, by zniknąć na dłuższy czas z
    widnokręgu. Ukrył się w tambach  chatach zaprzyjaznionych Indian ze szczepu Pirów, z
    których przeważnie składały się jego oddziały.
    Gdy wreszcie mógł bezpiecznie wytknąć nos z kryjówki, wiele zmieniło się na świecie i w
    samej puszczy. Gorączka kauczuku opadła. Kauczuk staniał, w miastach portowych niechętnie
    go kupowano. Więc niepozyty Pancho Vargas przerzucił się na inny proceder: połów ludzi i
    handel niewolnikami.
    Oddani mu Indianie byli wrogami szczepu Kampów, Kampowie zaś, jak wiadomo, stanowili na
    hacjendach upragniony towar ludzki. Zabijacy Vargasa, doświadczeni w krwawym rzemiośle,
    przyprowadzali bogaty Å‚up w postaci zagrabionych dzieci
    1 młodych kobiet.
    Na niektórych hacjendach nad Ukajali żyli Kampowie pracujący tam z własnej woli, zwłaszcza
    jeśli hacjendado był dla nich  ludzki". Za takiego uchodził Dolci, właściciel Kumarii. U niego
    przebywała grupa Kampów z kuraką-wodzem Carlosem na czele. Pracowali tu może lepiej niż
    gdzie indziej, a gdy tego i owego nachodziła leśna tęsknota, zmykał do puszczy na kilka dni nie
    pytajÄ…c nikogo.
    194
    Osobiście miałem dla Kampów Dolciego wiele sympatii, bo ci niezrównani myśliwi znali w kniei [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •