[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na drzwi.
To sosna, pewnie piorun w nią trafił.
W drzwi uderzyła potężna gałąz sosny, która stała przed wejściem do przychodni.
Dzięki Bogu, że byliśmy już w środku.
Lexi nie chciała nawet myśleć o tym, że ledwie chwilę wcześniej stali pod tą sosną.
Czy w szopie znajdę coś, czym można by zakryć tę dziurę?
Nie mam pojęcia.
A macie tu więcej latarek?
Chyba jest jeszcze jedna w kuchni.
Chodzmy tam. Tom wziął Lexi za rękę. Ostrożnie, patrz pod nogi. Szkło
chrzęściło pod ich stopami.
Zobacz na lodówce powiedziała Lexi, wchodząc do kuchni.
Dobrze, działa. Zajrzę do szopy, może są tam jakieś deski. Tom puścił jej dłoń.
Przeraziła się, że zamierzał zostawić ją tam samą.
Dopiero zbliżywszy się do drzwi frontowych, Tom wyczuł jej niepokój.
Dasz sobie radę? Wrócę jak najszybciej. Przekręcił zamek. Może w międzyczasie
zadzwonisz do tej spółki ubezpieczeniowej i powiesz, że sytuacja jest pod kontrolą? Tylko nie
rozmawiaj długo, podczas takiej burzy to niebezpieczne. Obejrzał się jeszcze i dodał: Na
razie. Po czym zniknął w ciemności.
Grzmoty zagłuszały walenie serca Lexi. Ale było też wiele innych obcych, niepokojących
hałasów. Kiedy została sama, słyszała każde najmniejsze skrzypnięcie. Zciskając latarkę ze
wszystkich sił, zaczęła szukać w recepcji numeru telefonu do towarzystwa
ubezpieczeniowego. Niestety, w słuchawce panowała głucha cisza.
Lexi wyjęła komórkę z kieszeni i sprawdziła, czy ma sygnał. Tyle że teraz zginął jej
gdzieś numer, na który miała zadzwonić. Wróciła zatem do alarmu, przekonana, że numer jest
na nim zapisany. I nie myliła się. Czym prędzej zdała swemu rozmówcy relację z tego, co się
działo i zapewniła go, że da mu znać, kiedy opuści przychodnię. Szkło chrzęściło pod
podeszwami jej butów. Postanowiła je sprzątnąć, tym bardziej że Tom będzie musiał
uklęknąć na ziemi, by naprawić drzwi.
Zadzwoniła jeszcze do matki i zapewniła ją, że z nią wszystko w porządku. Potem wzięła
z kuchni szczotkę, śmietniczkę i kosz na śmieci, i zabrała się za porządki. Latarkę oparła o
ścianę. Próbowała skupić się na tym zajęciu, by nie słyszeć burzy. Ale gdy odwróciła się, by
opróżnić pełną śmietniczkę, błyskawica rozświetliła korytarz. Lexi podniosła ręce do twarzy i
krzyknęła. Zmietniczka upadła na podłogę.
Lex, to tylko ja.
Boże, Tom, ależ mnie przeraziłeś. Pochyliła się i zaczęła ponownie zmiatać szkło, ale
ręce tak jej się trzęsły, że musiała przestać. Tom podszedł do niej i zamknął ją w objęciach.
Nie chciałem cię przestraszyć. Odsunął się i poświecił latarką na stos pudeł u swoich
stóp. Znalazłem je w szopie. Tektura jest dość gruba, ale nie zabezpieczy budynku.
Posiedzę tutaj, dopóki drzwi nie zostaną porządnie naprawione.
Przecież nie zdołamy nic zrobić aż do rana. Dżinsowe spodnie Toma były
mokrzuteńkie.
Jesteś przemoczony do nitki.
Bo na zewnątrz szaleje niezła burza.
W świetle latarki Lexi dostrzegła jego uśmiech. Przez drzwi wpadł powiew silnego
wiatru.
Musisz się wysuszyć.
Najpierw drzwi, bo jeszcze zacznie nas zalewać. Tom obejrzał dziurę. Gałąz się
złamała. Chyba uda mi się ją wyciągnąć. Mogłabyś poszukać jakiejś taśmy, żeby przykleić
ten karton?
Dasz sobie sam radę z tą gałęzią? spytała, bo wydawało jej się, że gałąz jest spora.
Tak. Nie ma sensu, żebyśmy obydwoje mokli. Macie tu jakieś stare ręczniki, przez
które mógłbym chwycić gałąz?
Lexi pospieszyła do szafki w korytarzu, wyciągnęła z niej kilka ręczników i dwa koce i
zaniosła je Tomowi.
Dzięki powiedział i znowu zniknął.
Lexi zaczęła przeglądać zawartość kuchennych szafek. W jednej z nich znalazła taśmę
klejącą i nożyczki, i wróciła z nimi do Toma. A on właśnie wyciągnął gałąz i położył ją na
ziemi kilka metrów od budynku. Lexi szybko sprzątnęła okruchy szkła.
Czy wybić resztę szyby?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]