Indeks Indeks06. Talcott DeAnna Bratnie dusze Walentynki w Valentine50.Copeland_Lori_Slodki_klamca453. Hardy Kate Święto ĹźyciaTim LaHaye & Jerry Jenkins Left Behind Series 9 DesecrationKuchnia polska według Pięciu PrzemianJack Vance The Many Worlds of Magnus RMaeterlinck, Maurice maurice maeterlinckJ W McKenna Lord of Avalon [EC Aeon] (pdf)Arthur C. Clarke 2001 Odyseja kosmicznaCecelia Ahern ''P.S. Kocham Cię''
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • limerykarnia.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    - Sądzisz, że byłoby lepiej, gdybym ci powiedziała? My-
    ślisz, że chciałabym, żebyś ze mną został z obowiązku albo z
    poczucia winy? - zapytała.
    - Nie dlatego tu jestem. - Jacob zaczerpnął tchu. - Powin-
    naś była wyjawić mi, o co toczy się gra. Na tym polega zwią-
    zek. Człowiek dzieli się z partnerem wszystkim, także swoimi
    problemami.
    Prychnęła pogardliwie.
    - Sam to wymyśliłeś?
    - Tak, sam - odparł gniewnym tonem. - Wiem, że nie je-
    212
    S
    R
    stem łatwy, ale się staram. Jeśli dwoje ludzi chce być razem,
    nie mogą mieć przed sobą tajemnic. Popełniłaś błąd. Zresztą, ja
    też, mówiąc szczerze.
    Patrzyli na siebie przez chwilę, a potem Celie zapytała:
    - Jaki?
    Jacob zaśmiał się z goryczą.
    - Założyłem z góry, że kiedyś znikniesz, więc gdy oznaj-
    miłaś, że wyjeżdżasz, dostałem szału i przestałem cię słuchać.
    Nie mogłem znieść myśli, że mogłabyś mnie porzucić.
    - Dlatego postanowiłeś uprzedzić cios?
    - Na to wygląda, prawda? Powinienem był ci zaufać, a ja
    nie dałem ci żadnych szans.
    - Nam, nie mnie - poprawiła go. - A przecież było nam cu-
    downie.
    - Było? - powtórzył strwożony.
    Patrząc na odpływający lodołamacz, zaczęła mówić:
    - Dużo myślałam przez ostatnie dwa tygodnie. Twierdzisz,
    że to nie poczucie winy lub obowiązku kazały ci tu przyjechać,
    ale są także inne powody. Powiem wprost: do tej pory za tobą
    goniłam. A kiedy cię dopadłam, znów zaczynałeś uciekać. Te-
    raz przestałam cię ścigać. Czy dlatego tu jesteś? Bo jeżeli tak,
    to nie jest fundament pod przyszły związek; to patologia.
    Jacob zmarszczył brwi.
    - Nie dlatego tu jestem.
    - Nie? To dlaczego? Przecież nie tak dawno temu nie mo-
    głeś się doczekać, żeby się mnie pozbyć.
    - Byłem idiotą. Ale i ja sporo myślałem przez te dwa ty-
    godnie. - Nie mogę znalezć słów, pomyślał w panice. Celie
    odejdzie, tym razem na zawsze. Poczuł, że się dusi. - Posłuchaj,
    niewiele wiem, ale jedno wiem na pewno: chcę, żebyś ze mną
    213
    S
    R
    była. - Odchrząknął, bo w gardle mu zaschło, - Jesteś mi po-
    trzebna, gotów jestem błagać cię na klęczkach.
    - Co powiedziałeś? - zapytała zdumiona Celie. Nagle słowa
    przyszły same:
    - Kocham cię - wyznał. - Wiedziałem o tym od walenty-
    nek. Byłem idiotą i wszystko popsułem, ale się zmieniłem. Pro-
    szę cię, daj mi szansę. Potrzebuję cię, Celie. - Spojrzał na nią
    błagalnie. - Myślę, że i ty mnie potrzebujesz.
    Sekundy mijały. Jacob czekał. Nerwy miał napięte jak
    struny. Nagle Celie rzuciła mu się w ramiona.
    - Jesteś tego pewny?
    - Bardziej niż czegokolwiek na tym świecie. - Serce biło
    mu tak mocno, że omal nie wyskoczyło z piersi.
    - A ja stałam tu i mówiłam sobie, że widocznie nie było
    nam pisane, że muszę się z tym pogodzić. A tak naprawdę, od-
    chodziłam od zmysłów... - Azy popłynęły jej po policzkach.
    Cofnęła się i spojrzała na Jacoba. - Tak bardzo cię kocham.
    Kiedy się z tobą pożegnałam, myślałam, że serce mi pęknie.
    Jacob pocałował Celie w czoło, a potem w usta.
    - Przepraszam cię za wszystko, co musiałaś przeze mnie
    przecierpieć. - Przygarnął ją do siebie.
    - Wspomniałeś, że uczucia gasną z czasem, ale nie nasze.
    Nie potrafię nawet wyobrazić sobie, że coś mogłoby między
    nami się zmienić.
    - Myślę, że za rok nasze uczucia będą inne niż teraz, a jesz-
    cze inne za pięć czy dziesięć lat. Może przyjdzie nam uczyć się
    siebie przez telefon czy Internet, ale nam się uda.
    - To nie będzie konieczne!
    - Jak to?
    - Bob Ford zaproponował mi pracę. Właśnie miałam do
    niego dzwonić.
    214
    S
    R
    - Nie pojedziesz do Marylandu?
    Pokręciła głową. Jacob chwycił Celie na ręce i obrócił się
    wokół własnej osi. Jego radosne okrzyki spłoszyły ptaki, które
    odleciały, spoglądając na nich z wyrzutem.
    - To nie sen? Nie zamienisz się nagle w mewę i nie od-
    lecisz, zostawiając mnie skostniałego z zimna? A kiedy się
    obudzę, okaże się, że to kołdra ze mnie spadła, a reszta jest jak
    dawniej?
    Celie słuchała go z uśmiechem, a kiedy skończył, powie-
    działa:
    - Nie wiem, ale mogę cię uszczypnąć albo zrobić coś ta-
    kiego. - Wspięła się na palce i lekko ugryzła go w szyję.
    -Aj!
    - Czy wyglądam jak mewa?
    -Nie.
    - Wobec tego to nie jest sen.
    - Mimo wszystko lepiej się upewnić - uznał Jacob, po czym
    wziął Celie w ramiona i obdarzył ją namiętnym pocałunkiem.
    215
    S
    R [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •