[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Sądzisz, że byłoby lepiej, gdybym ci powiedziała? My-
ślisz, że chciałabym, żebyś ze mną został z obowiązku albo z
poczucia winy? - zapytała.
- Nie dlatego tu jestem. - Jacob zaczerpnął tchu. - Powin-
naś była wyjawić mi, o co toczy się gra. Na tym polega zwią-
zek. Człowiek dzieli się z partnerem wszystkim, także swoimi
problemami.
Prychnęła pogardliwie.
- Sam to wymyśliłeś?
- Tak, sam - odparł gniewnym tonem. - Wiem, że nie je-
212
S
R
stem łatwy, ale się staram. Jeśli dwoje ludzi chce być razem,
nie mogą mieć przed sobą tajemnic. Popełniłaś błąd. Zresztą, ja
też, mówiąc szczerze.
Patrzyli na siebie przez chwilę, a potem Celie zapytała:
- Jaki?
Jacob zaśmiał się z goryczą.
- Założyłem z góry, że kiedyś znikniesz, więc gdy oznaj-
miłaś, że wyjeżdżasz, dostałem szału i przestałem cię słuchać.
Nie mogłem znieść myśli, że mogłabyś mnie porzucić.
- Dlatego postanowiłeś uprzedzić cios?
- Na to wygląda, prawda? Powinienem był ci zaufać, a ja
nie dałem ci żadnych szans.
- Nam, nie mnie - poprawiła go. - A przecież było nam cu-
downie.
- Było? - powtórzył strwożony.
Patrząc na odpływający lodołamacz, zaczęła mówić:
- Dużo myślałam przez ostatnie dwa tygodnie. Twierdzisz,
że to nie poczucie winy lub obowiązku kazały ci tu przyjechać,
ale są także inne powody. Powiem wprost: do tej pory za tobą
goniłam. A kiedy cię dopadłam, znów zaczynałeś uciekać. Te-
raz przestałam cię ścigać. Czy dlatego tu jesteś? Bo jeżeli tak,
to nie jest fundament pod przyszły związek; to patologia.
Jacob zmarszczył brwi.
- Nie dlatego tu jestem.
- Nie? To dlaczego? Przecież nie tak dawno temu nie mo-
głeś się doczekać, żeby się mnie pozbyć.
- Byłem idiotą. Ale i ja sporo myślałem przez te dwa ty-
godnie. - Nie mogę znalezć słów, pomyślał w panice. Celie
odejdzie, tym razem na zawsze. Poczuł, że się dusi. - Posłuchaj,
niewiele wiem, ale jedno wiem na pewno: chcę, żebyś ze mną
213
S
R
była. - Odchrząknął, bo w gardle mu zaschło, - Jesteś mi po-
trzebna, gotów jestem błagać cię na klęczkach.
- Co powiedziałeś? - zapytała zdumiona Celie. Nagle słowa
przyszły same:
- Kocham cię - wyznał. - Wiedziałem o tym od walenty-
nek. Byłem idiotą i wszystko popsułem, ale się zmieniłem. Pro-
szę cię, daj mi szansę. Potrzebuję cię, Celie. - Spojrzał na nią
błagalnie. - Myślę, że i ty mnie potrzebujesz.
Sekundy mijały. Jacob czekał. Nerwy miał napięte jak
struny. Nagle Celie rzuciła mu się w ramiona.
- Jesteś tego pewny?
- Bardziej niż czegokolwiek na tym świecie. - Serce biło
mu tak mocno, że omal nie wyskoczyło z piersi.
- A ja stałam tu i mówiłam sobie, że widocznie nie było
nam pisane, że muszę się z tym pogodzić. A tak naprawdę, od-
chodziłam od zmysłów... - Azy popłynęły jej po policzkach.
Cofnęła się i spojrzała na Jacoba. - Tak bardzo cię kocham.
Kiedy się z tobą pożegnałam, myślałam, że serce mi pęknie.
Jacob pocałował Celie w czoło, a potem w usta.
- Przepraszam cię za wszystko, co musiałaś przeze mnie
przecierpieć. - Przygarnął ją do siebie.
- Wspomniałeś, że uczucia gasną z czasem, ale nie nasze.
Nie potrafię nawet wyobrazić sobie, że coś mogłoby między
nami się zmienić.
- Myślę, że za rok nasze uczucia będą inne niż teraz, a jesz-
cze inne za pięć czy dziesięć lat. Może przyjdzie nam uczyć się
siebie przez telefon czy Internet, ale nam się uda.
- To nie będzie konieczne!
- Jak to?
- Bob Ford zaproponował mi pracę. Właśnie miałam do
niego dzwonić.
214
S
R
- Nie pojedziesz do Marylandu?
Pokręciła głową. Jacob chwycił Celie na ręce i obrócił się
wokół własnej osi. Jego radosne okrzyki spłoszyły ptaki, które
odleciały, spoglądając na nich z wyrzutem.
- To nie sen? Nie zamienisz się nagle w mewę i nie od-
lecisz, zostawiając mnie skostniałego z zimna? A kiedy się
obudzę, okaże się, że to kołdra ze mnie spadła, a reszta jest jak
dawniej?
Celie słuchała go z uśmiechem, a kiedy skończył, powie-
działa:
- Nie wiem, ale mogę cię uszczypnąć albo zrobić coś ta-
kiego. - Wspięła się na palce i lekko ugryzła go w szyję.
-Aj!
- Czy wyglądam jak mewa?
-Nie.
- Wobec tego to nie jest sen.
- Mimo wszystko lepiej się upewnić - uznał Jacob, po czym
wziął Celie w ramiona i obdarzył ją namiętnym pocałunkiem.
215
S
R
[ Pobierz całość w formacie PDF ]