[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dłoń na pniu tuż przy drabinie; nigdy jeszcze tak jasno nie uświadomił sobie tkanki kory
i tętniącego pod nią życia. Rozkoszował się tym dotknięciem zupełnie inaczej niż leśnik
lub stolarz. Cieszyła go sama istota żywego drzewa.
Kiedy wreszcie wydostał się na górujący w koronie pomost, Haldir wziął go za
rękę i obrócił w stronę południa.
- Najpierw spójrz tam! - powiedział.
Frodo spojrzał i zobaczył w dość znacznej odległości pagórek uwieńczony mnóstwem
ogromnych drzew czy może miasto wystrzelające zielonymi wieżami. Stamtąd biło
potężne światło panujące nad całą krainą. Zatęsknił nagle, żeby lotem ptaka pomknąć do
zielonego grodu i tam odpocząć. Spojrzał z kolei na wschód: tu kraj spływał łagodnie ku
lśniącej wstędze Anduiny, Wielkiej Rzeki. Sięgnął wzrokiem dalej poprzez wodę na drugi
brzeg - i światło zgasło, on zaś znów znalazł się w znajomym, zwykłym świecie. Za rzeką
ciągnęła się pustynna płaszczyzna, bezkształtna i szara, gdzieś, na dalekim widnokręgu
wznosząca się znów czarną, posępną ścianą. Słońce, błyszczące nad Lothlorien, nie
miało dość sił, by rozjaśnić mroki tej odległej wyżyny.
- To południowa warownia Mrocznej Puszczy - rzekł Haldir. - Kryje się w gęstwie
czarnych jodeł, które wzajem na siebie napierają tak, że konary gniją albo schną.
Pośrodku na kamiennym wzgórzu stoi Dol Guldur, gdzie długo ukrywał się
Nieprzyjaciel. Lękamy się, że Dol Guldur znów jest zamieszkana, i to przez siedemkroć
potężniejszego wroga. Ostatnio często wisi nad tym miejscem czarna chmura. Stąd
widzisz dwie zwalczające się potęgi. Nieustannie ścierają się z sobą siłą myśli, lecz
światło przenika w jądro ciemności, a ciemność nie dociera do światła. Jeszcze nie.
Odwrócił się i szybko zbiegł na ziemię, a hobbici poszli w jego ślady. U stóp wzgórza
Frodo spotkał Aragorna, który stał milczący i nieruchomy jak drzewo, w ręku trzymał
drobny, żółty pąk elamoru, a oczy miał pełne blasku. Zdawał się zatopiony w jakimś
cudownym wspomnieniu, a Frodo patrząc nań zrozumiał, że Aragorn widzi coś, co się na
tym miejscu niegdyś zdarzyło. Albowiem z twarzy jego zniknęło piętno posępnych lat i
wyglądał jak smukły, młody król w białych szatach. Głośno przemówił jeżykiem elfów
do kogoś niewidzialnego dla oczu Froda.
- Arwen vanimelda, namarie! - powiedział; westchnął głęboko, ocknął się z zamyślenia,
zobaczył Froda i uśmiechnął się do niego.
- Tu jest serce królestwa elfów na ziemi - rzekł. - Tu także zawsze przebywa moje serce;
gdyby nie to, nie widziałbym światła u kresu ciemnych dróg, którymi obaj - ty i ja -
musimy jeszcze wędrować. Chodzmy!
Wziął Froda za rękę i razem zeszli ze wzgórza Kerin Amroth. Nigdy już nie mieli tu za
życia powrócić.
Rozdział 7
Zwierciadło Galadrieli
łońce zachodziło nad górami, a cień lasu pogłębił się, kiedy ruszali w dalszą drogę.
Noc zakradła się pod sklepienie drzew i wkrótce elfy zaświeciły swoje srebrne
S
latarnie.
Nagle znów wyszli na otwartą przestrzeń i zobaczyli w górze wieczorne niebo, w
którym już tkwiło kilka wczesnych gwiazd. Mieli przed sobą szeroki, bezdrzewny pas
ziemi wygięty koliście i dwoma ramionami odbiegający w dal. Wzdłuż wewnętrznego
obwody ciągnęła się głęboka fosa, ukryta w łagodnym zmierzchu; tylko trawa na jej
skraju zieleniła się jeszcze jasno, jakby zachowała pamięć o słońcu, które już zniknęło.
Za fosą piętrzył się wysoki zielony mur, opasujący zielone wzgórze, porosłe gęsto
mallornami; tak wybujałych drzew nie widzieli nigdzie indziej w tym kraju. Trudno było
z daleka ocenić ich wysokość, lecz wyglądały w zmroku jak żywe wieże. W ich
wielopiętrowych koronach i pośród rozedrganych liści błyszczały niezliczone światełka,
zielone, złote i srebrne. Haldir zwrócił się do drużyny.
- Witajcie w Karas Galadhon! rzekł. Oto stolica Galadrimów, siedziba władcy Lorien,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]