[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przejść przezeń do ciebie.
Mogę znów zrobić to, co powinienem, pomyślał, idąc naprzód. Mogę
naprawić, połączyć to, co zniszczone.
Dotarł na szczyt wzgórza. Stojąc tam w słońcu i w powiewach wiatru,
pośród rozkołysanych traw, ujrzał po prawej stronie pola, dachy niewielkiego
miasta i olbrzymiego domu, jasną zatokę i dalej morze. Gdyby się obrócił,
ujrzałby na zachodzie drzewa bezkresnego lasu znikające w błękitnej dali. Przed
nim zbocze było mroczne i szare. Opadało w dół, aż do kamiennego muru, za
którym kryła się ciemność. Pod murem stał tłum nawołujących do niego cieni.
Przybędę, rzekł w duchu, przyjdę.
Nagle poczuł ciepło na ramionach i dłoniach. Wiatr zaszeleścił w liściach
nad jego głową. Odezwały się głosy, mówiące spokojnie, odmienne od
nawołujących, wykrzykujące jego imię. Ponad kręgiem traw obserwował go
Mistrz Wzorów. Mistrz Przywołań także na niego patrzył. Oszołomiony Olcha
spuścił głowę, próbował słuchać. Zebrał myśli.
Właśnie przemawiał król. Wykorzystywał wszystkie swe siły i zdolności,
by utrzymać gwałtownych, pewnych siebie mężczyzn i kobiety na wspólnym
szlaku.
- Pozwólcie, mistrzowie z Roke, że powtórzę wam to, czego dowiedziałem
się od Najwyższej Księżniczki w drodze tutaj. Księżniczko, mogę mówić w
twoim imieniu?
Pozbawiona welonów kobieta z powagą skinęła głową.
- Oto zatem jej opowieść. Dawno temu ludzie i smoki byli jedną rasą.
Władali jednym językiem. Mieli jednak różne pragnienia, toteż zgodzili się
rozstać, podążyć własnymi ścieżkami. Układ ten nazwano Vedurnan.
Onyks gwałtownie uniósł głowę.
- Verw nadan - szepnął Seppel, a jego błyszczące, ciemne oczy
rozszerzyły się nagle.
- Ludzie powędrowali na wschód, smoki na zachód. Ludzie zrezygnowali
ze znajomości Mowy Tworzenia. W zamian otrzymali umiejętności i zdolności
rzemieślnicze oraz wszystko, co stworzą własnymi rękami. Smoki z tego
zrezygnowały, zachowały jednak Dawną Mowę.
- I skrzydła - podpowiedziała Irian.
- I skrzydła - zgodził się Lebannen. Spojrzał Azverowi w oczy. - Mistrzu
Wzorów, może lepiej niż ja potrafisz dopowiedzieć do końca tę historię?
- Wieśniacy z Gontu i Hur-at-Hur pamiętają to, o czym zapomnieli mędrcy
z Roke i kapłani z Karego - powiedział Azver. - Tak, jako dziecko słyszałem
chyba tę opowieść, czy też bardzo jej podobną. Ale smoki także o niej
zapomniały. Mówi o tym, jak ciemny lud Archipelagu złamał przysięgę. Wszyscy
przysięgliśmy zaniechać czarów, zapomnieć magiczną mowę, używać jedynie
mowy wspólnej. Nie mieliśmy nadawać imion ani tworzyć zaklęć. Ufaliśmy
Segoyowi, mocom ziemi, naszej matki, matki Bogów-Wojowników. Lecz mędrcy
ciemnego ludu złamali ugodę. Pochwycili w sidła swych umiejętności Mowę
Tworzenia, zapisując ją runami. Zachowali ją, zaczęli jej uczyć, używać. Z jej
pomocą tworzyli zaklęcia, dzięki własnym zręcznym rękom i fałszywym językom
wymawiającym prawdziwe słowa. Toteż Kargowie nigdy nie mogli im zaufać.
Tak głosi opowieść.
- Ludzie boją się śmierci, smoki nie - wtrąciła Irian. - Ludzie chcą
zawładnąć życiem, posiąść je, jakby było jedynie klejnotem w szkatułce.
Starożytni magowie łaknęli wiecznego życia. Nauczyli się używać prawdziwych
imion po to, by powstrzymać śmierć. Lecz ci, którzy nie mogą umrzeć, nigdy się
nie odrodzą.
- Imię i smok stanowią jedność - powiedział Kurremkarmerruk, Mistrz
Imion. - My, ludzie, straciliśmy nasze imiona w verw nadan, ale nauczyliśmy się,
jak je odzyskać. Imię to my sami. Czemu śmierć miałaby to zmienić?
Spojrzał na Mistrza Przywołań, lecz Brand siedział bez ruchu z ponurą
twarzą i słuchał, nie odzywając się ani słowem.
- Zechcesz powiedzieć o tym coś więcej, Mistrzu Imion? - poprosił król.
- Powiem to, co częściowo odkryłem, częściowo odgadłem. Nie z
wioskowych opowieści, lecz z najdawniejszych zapisów przechowywanych w
Wieży Osobnej. Tysiąc lat przed czasami pierwszych królów z Enladu na
wyspach Ea i Solea żyli ludzie, pierwsi i najwięksi z magów, Twórcy Run. To oni
nauczyli się zapisywać Mowę Tworzenia. Stworzyli runy, których smoki nigdy
nie poznały. Nauczyli nas nadawać każdej duszy prawdziwe imię, w którym kryje
się jej prawda, ona sama. I dzięki swej mocy obdarzyli każdego, kto nosi
prawdziwe imię, życiem po śmierci ciała.
- %7łycie wieczne - podjął cicho Seppel. Uśmiechał się lekko. - W wielkiej
krainie pełnej rzek i gór, i pięknych miast, gdzie nie ma bólu ni cierpienia, a każda
istota trwa niezmieniona, niezmienna na zawsze... Oto marzenie zawarte w
pradawnych Kunsztach Palneńskich.
- Gdzie? - spytał Mistrz Przywołań. - Gdzie jest ta kraina?
- Na innym wietrze - oznajmiła Irian. - Poza zachodem. - Powiodła po nich
wzrokiem, w którym odbijał się gniew i wzgarda. - Sądzicie, że my, smoki,
latamy tylko na wiatrach tego świata? Myślicie, że nasza wolność, dla której
zrezygnowaliśmy ze wszystkich rzeczy ziemskich, nie jest większa niż wolność
bezrozumnych mew? %7łe nasza kraina to kilka skał na skraju waszych bogatych
wysp? Do was należy ziemia i morze, lecz my jesteśmy ogniem słońca. My
fruwamy z wiatrem. Chcieliście zapanować nad ziemią, pragnęliście tworzyć i
zachowywać wytwory swych rąk. I dostaliście to. To właśnie był wielki podział,
verw nadan. Ale nie wystarczała wam wasza część. Pragnęliście nie tylko
waszych trosk, lecz naszej wolności. Pragnęliście wiatru. Zaklęciami i magią
krzywoprzysięzców skradliście połowę naszej krainy. Otoczyliście murem, nie
dopuszczając do niej życia i światła, abyście sami mogli żyć w niej wiecznie.
Złodzieje, zdrajcy!
- Siostro - wtrąciła szeptem Tehanu - to nie są ludzie, którzy ukradli nam
naszą krainę. To ci, którzy płacą cenę.
Po jej szorstkich słowach zapadła cisza.
- Jaka była cena? - spytał w końcu Mistrz Imion.
Tehanu spojrzała na Irian. Irian zawahała się, po czym odpowiedziała,
zniżając głos:
- Chciwość gasi słońce. To słowa Kalessina.
Wówczas przemówił Mistrz Wzorów, Azver. Cały czas patrzył w dal,
pomiędzy drzewa po drugiej stronie polany, jakby śledził lekkie poruszenia liści.
- Starożytni dostrzegali, że królestwo smoków nie należy tylko do ciała.
%7łe potrafią też wzlecieć... może nawet poza czas... i zazdroszcząc im tej swobody,
podążyli Smoczą Drogą, na zachód poza zachodem. Tam zajęli dla siebie część
owej krainy, bezczasowej krainy, w której jazń może trwać wiecznie. Lecz nie w
ciele, jak u smoków. Ludzie mogli trafić tam tylko duchem. Wznieśli zatem mur,
którego nie mogła przekroczyć żadna żywa istota, ani człowiek, ani smok, lękali
się bowiem gniewu smoków, a ich sztuka nadawania imion pozwoliła zasnuć
zachodnie krainy wielką siecią zaklęć. I kiedy ludzie z wysp umierają, trafiają na
zachód poza zachodem i żyją tam duchem, wiecznie.
Gdy jednak wzniesiono mur i rzucono zaklęcia, za murem przestał wiać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]