Indeks IndeksDell Ethel Mary Powrotna falaAnthony, Piers Incarnations of Immortality 02 Bearing an HourglassŻycie i czasy Michaela KFriesner, Esther Chicks 03 Chicks 'N Chained Males0415923344.Routledge.When.Bad.Things.Happen.to.Other.People.Nov.1999Barbara Samuel Lucien's Fall (pdf)Christie Agatha Noc i ciemnoscKendrick Sharon Urodziny ksić™ciaautorytet_duchowyC_Programowanie_zorientowane_obiektowo_Vademecum_profesjonalisty_cpzobv
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • csw.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    - Tak, ale... - i: - Sądziłabym, że... - i: - Ale co, jeśli... Luke znowu zaczyna śpiewać do falującej
    pszenicy, a Paulina idzie trzy kroki za nimi i zauważa różne rzeczy. Zauważa, że Maurice jest bardzo z
    siebie zadowolony, że jest jak kot, który posmakował śmietanki, że jest przepełniony skrytą satysfakcją.
    Zauważa to wszystko, ponieważ zna się na takich sprawach, i w gruncie rzeczy naprawdę nie myśli o
    Maurice'u, kiedy wędrują we troje w dół zbocza do World's End.
    Paulina i Harry przy stole w kuchni jedzą śniadanie. Rzekomo jedzą śniadanie. Harry pije kawę.
    Paulina ani nie je, ani nie pije. W powietrzu wisi milczenie. Paulina patrzy na Harry'ego, który nie odwza-
    jemnia jej spojrzenia. Teresa wpada do kuchni - nogi jak patyczki, koński ogonek.
    - Mamo, gdzie moje pantofle gimnastyczne?
    - W łazience, obok kosza z bielizną do prania. Teresa wybiega.
    R
    L
    T
    - Dlaczego? - pyta wreszcie Paulina. Nie: dlaczego właśnie ta? Nie: dlaczego w ogóle ktoś? Po pro-
    stu: dlaczego?
    Teraz Harry spogląda na nią. Nie przesuwa poszukującego palca w kierunku jej dłoni. Tylko patrzy.
    Potem wzrusza ramionami.
    - Takie rzeczy się zdarzają, Paulino - odpowiada. - Nie mogę nic na to poradzić.
    Rozdział trzynasty
    Paulina jest z Luke'em w ogrodzie. Pilnuje go, podczas gdy Teresa odpoczywa. Pilnowanie Luke'a
    polega na podążaniu za nim w wędrówce wokoło i na interweniowaniu, kiedy zaplącze się w coś ryzy-
    kownego. Luke kluczy po trawniku i pada na kolana na skraju prerii, jaką jest dla niego sad, badając wy-
    soką, falującą trawę. Paulina usiłuje zobaczyć świat jego oczami: chwiejny jak amatorski film, rozkołysany
    i ruchomy, chwilami podnoszący się tak, że przybija cię do ziemi, pełen niezwykłych dziwów. Tutaj
    wszystko się może zdarzyć i zdarza się. Kobieta może przemienić się w drzewo, mężczyzna w karalucha.
    Zwinie mogą latać. Zwiat Luke'a to fantazja stająca się jawą, świat, który ma wymiar wiecznej niespo-
    dzianki, gdzie nie ma z góry powziętych sądów i niewiele się oczekuje. Nie ma tu przeszłości ani przy-
    szłości, istnieje jedynie wzburzona, niespokojna terazniejszość.
    Luke znalazł coś w wysokiej trawie i chce włożyć to do buzi. Paulina rzuca się na niego i odbiera
    mu kamyk. Dzieciak lamentuje obrażony. Paulina rzuca mu w trawę piłkę. Mały przestaje płakać i nie-
    zdarnie ją goni.
    Wszystko ma ogromne znaczenie, ale już po chwili je traci. Czy to dobry sposób na życie? - zasta-
    nawia się Paulina. Czy to prawdziwy raj dla zmysłów czy też surowe więzienie? Czy Luke jest uwolniony,
    czy spętany? Jedno jest pewne: człowiek nie chciałby wrócić do krainy, w której Luke żyje, wiedząc to, co
    wie teraz.
    Chłopczyk zbliża się do kępki pokrzyw. Paulina podnosi go i niesie, żeby obejrzał wielką jabłoń.
    Sadza go na jednej z gałęzi, trzyma, żeby nie spadł, i porusza gałęzią w dół i w górę. Luke krzyczy z rado-
    ści.
    Teresa wychodzi z domu. Brnie przez trawę w ich kierunku.
    - Twój telefon nie przestaje dzwonić - oznajmia.
    - Wiem - odpowiada Paulina. - Zaraz przestanie, zostaw go. Mówiąc to, czyta z twarzy Teresy, że
    okres remisji minął.
     I co teraz? - myśli. - Co teraz?"
    Matka Pauliny nie czytała z twarzy córki. Może nie dbała o to, co tam zobaczy. Jeszcze bardziej
    prawdopodobne było, że jej mowa i odniesienia nie należały do tych, które by rozumiała. Matka Pauliny
    żyła, unikając rozpaczliwie wszystkiego, co określała jako nieznośne. Przede wszystkim zaś męczyły ją
    trudności emocjonalne. Jeśli budowało się życie z dostateczną ostrożnością, można było ich uniknąć. Kie-
    R
    L
    T
    dy matka Pauliny zrozumiała, że córka tak nie postępuje, lecz w gruncie rzeczy każdym postępkiem
    otwiera się na to nieznośne zmęczenie, odwracała głowę, ignorując problem, prawdopodobnie dopóty, do-
    póki nie zatruł jej samej.
    W dniu, w którym Paulina przyszła, ponieważ są sprawy, o których trzeba powiedzieć bądz to z
    rozpaczy, bądz też, że tak wypada - jej matka z determinacją zaczyna się bronić.
    - Odchodzę od Harry'ego - oznajmia Paulina.
    - Jeśli naprawdę masz taki zamiar - mówi matka, wyglądając przez okno - a mam nadzieję, że nie,
    to uważam, iż popełniasz duży błąd.
    - Mamo - tłumaczy Paulina. - Harry sypia z inną kobietą. A przed tą kobietą była inna, a przed nią
    jeszcze inna. I jeszcze inna.
    Matka Pauliny się zżyma. Jest mocno zirytowana. Spogląda z wściekłością na Paulinę. W końcu
    ryzykuje:
    - Może to jakieś nieporozumienie.
    Paulina wbija w nią wzrok. Matka znowu na nią spogląda, a to, co widzi w utkwionym w siebie
    wzroku, zmusza ją do milczenia.
    - No cóż, twój ojciec i ja uważamy, że to wielka szkoda, jeśli tak jest - zauważa w końcu.
    Paulina niemal jej nie słyszy. Jest daleko w ciemnym tunelu bez żadnego wyjścia.
    - Czy wiesz, co ci powiem? - oznajmia. - Wolałabym, żeby umarł.
    - Nie wiesz, co mówisz - oburza się matka. - To straszne. Nie możesz tak myśleć!
    - Och, myślę tak. Gdyby umarł, byłabym nieszczęśliwa. Zwyczajnie i po prostu tylko nieszczęśliwa.
    I to byłoby proste i uczciwe w porównaniu z tym, co teraz czuję.
    Matka wbija się w narożnik kanapy. Nie ma ucieczki. Nieznośne zmęczenie przebiło sobie obrzy-
    dliwą drogę do jej opancerzonego życia. Zaalarmowana, obserwuje Paulinę z czymś bardzo podobnym do
    obrzydzenia.
    - Nawiasem mówiąc - mówi Hugh - dzwonię już trzeci raz. Automat brzęczy ciągle, że jesteś nie-
    osiągalna. Myślałem, że jesteś niewolnicą swojego biurka na tym odludziu. Sądziłem, że to był powód
    wygnania.
    - Byłam w ogrodzie z Luke'em.
    - Jak tam książka o smoku?
    - W stanie zawieszenia. Autor przechodzi domowy kryzys. Teraz siedzę nad ropą Morza Północne-
    go. Jak interesy?
    - Pomalutku. Znalazłem coś ciekawego w tym tygodniu. Wykonawca testamentu urządził wyprze-
    daż. Czyjaś ciotka właśnie zmarła w pewnym domku w Suffolk, a w jej bibliotece była kupa książek z
    Hogarth Press, istna kopalnia złota...
    Paulina słucha Hugha i odtwarza sobie ten widok: Hugh w płaszczu przeciwdeszczowym, z wysłu-
    żoną teczką, grasuje w jakimś pokoju zalatującym wilgocią i starymi książkami.
    R
    L
    T
    - Siostrzenica była pełna szczęścia. Paskudny typek. Stała tam i aż się oblizywała, a w miarę jak
    ceny szły w górę, planowała już wakacje na Bahamach ze swoim przyjacielem, i założę się, że chyba nie-
    jedne.
    - No tak - odpowiada Paulina - oto masz swoje książki. Może człowieka zwalić z nóg taki efekt. Ja
    z nich żyję, ty także, a ktoś, kto na to nie zapracował, hula sobie na Karaibach. Oszukańcza rzecz te książ-
    ki.
    - A jak naszemu przyjacielowi Maurice'owi idzie jego dzieło?
    - Niezle, o ile mi wiadomo.
    Słuch Hugha jest bardziej wyostrzony, niż można by przypuszczać.
    - Czy coś jest nie w porządku? Wydajesz się trochę... spięta.
    - Nic mi nie jest. - Paulina dostraja ton swojego głosu do słów. - Wszystko świetnie. Maurice pisze
    swoją książkę. Ja wtrącam się do cudzych. Teresa i Luke cieszą się każdym dniem. Pszenica rośnie, a jej
    cena także, warta już całe pięć tysięcy funtów.
    - Nie zdaje mi się, żebyś była w dobrym nastroju - orzeka Hugh. - Potwierdzasz moje najgorsze
    obawy co do wiejskiego życia.
    Samochód Chaundy'ego zbliża się do World's End i Paulina wychodzi przed dom. Nie jest specjal-
    nie skłonna do wymiany grzeczności, ale przyzwoitość tego wymaga. Chaundy zwalnia, zatrzymuje się,
    odwraca głowę.
    - Ani śladu deszczu - mówi Paulina, która zna język odpowiedni do sytuacji.
    - Tak czy siak, za pózno na deszcz - zauważa Chaundy cierpko. Oczywiście rozmowa dotyczy
    pszenicy, która stoi wokół nich sztywna i nieruchoma.
    - A co by teraz mógł zrobić deszcz? - pyta Paulina. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •