[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oczach; nie rozumiała, że może istnieć inna wola niż jej własna. Ludzie
widzieli to i oceniali ją trafnie, biorąc jej za złe to samolubstwo. Ale była
miła, miała ujmujące obejście, nigdy się nie gniewała, o ile nie wchodziła w
grę jej własna wygoda. Była wesoła, śmiała się często, chociaż jej poczucie
humoru nie było zbyt subtelne. Wyobrazni nie miała żadnej; na to była zbyt
praktyczną naturą. Krótko mówiąc, była to kobieta rozsądna, jak zwykła się
określać. Toteż nie okazywała zrozumienia do uczuć szwagierki, uważając je
za całkiem niepotrzebny balast w codziennym życiu farmy.
Nie znaczy to, że Dora powierzała jej kiedykolwiek swoje sekrety.
Odgrodziła się od starszej bratowej murem milczenia, przerywanego banalną
rozmową, maskującą doskonale tę jej wrażliwość niedostępną dla
gruboskórnej Adeli. Ale nie zawsze mogła ukryć subtelność swoich odczuć i
bywało, że różnica ich usposobień prowadziła do konfliktu. Były to rzadkie
wypadki, lecz Adela wiedziała z doświadczenia że w takich razach opór z jej
strony bywał bezskuteczny. Dora umiała walczyć o swoje wartości, gdy
wzbierało w niej oburzenie lub pragnienie swobody. Tak, na przykład,
zwyciężyła w sporze o psa Robina, którego nie pozwoliła uwiązywać na
łańcuchu bez koniecznej potrzeby. Twierdziła, że Robin jest przyjacielem jej
samotnych chwil, wiernym sługą domu od dawna i że nie można go
krępować i dręczyć bez powodu. Adela oznajmiła wówczas, że nie życzy
sobie obecności psa w tym domu, ale Dora stanowczo się sprzeciwiła
usunięciu starego druha i... zwyciężyła.
Adela od tej pory unikała wszelkich starć z Dorą. Ale nie kochały się
wzajemnie; to było nie do pomyślenia wobec różnicy ich natur. Nie miały ze
sobą nic wspólnego. Jack rzadko kiedy widywał oznaki niechęci żony dla
swej siostry lub niezadowolenie Dory z bratowej. Była to walka ukryta,
prawie nieświadoma, pozbawiona zarówno nienawiści, jak i szczerości.
Niemniej nie zdziwił go projekt Dory, wyjawiony w stajni. Wiedział, że
jest niezbyt szczęśliwa, że nie ma nigdy chwili wytchnienia. Wiedział, że
była niezadowolona z jego małżeństwa, chociaż nigdy nie wspomniała o tym
ani słowem. Droga mu była jego siostrzyczka. Opiekował się nią od dawna;
zaczął jeszcze za życia rodziców. Zawsze chciał mieć ją przy sobie. Kochał
ją miłością głęboką, niemal macierzyńską, i nienawistną mu była myśl o ich
rozstaniu. Miał nadzieję, że zażyłość z Adelą będzie dla Dory zródłem
cichego szczęścia, że się zaprzyjaznią i będą sobie wzajemnie podporą
moralną. Spotkało go srogie rozczarowanie. Niepokój o przyszłość Dory
wzmagał się w nim z roku na rok. Raził go śmiech Adeli, gdy zwierzał jej się
ze swej troski. W tej jednej sprawie nie rozumieli się, on i jego żona.
Gdy wszedł do kuchni po rozmowie z Dorą, ujrzał ze zdziwieniem, że
Adela robi to, co uważano za codzienny obowiązek jego siostry. Rozejrzał
się dokoła pytającym wzrokiem i zatrzymał spojrzenie na żonie, która
stanęła przed nim z półmiskiem w jednej, a dzbankiem mleka w drugiej ręce.
Gdzie jest maleńka? spytał.
Była to pieszczotliwa nazwa Dory, nazwa, której Adela z niewyjaśnionych
przyczyn nigdy nie uznawała. Zmarszczyła czoło.
Masz na myśli Dorę? Och, widocznie nad czymś medytuje. I pozwala
innym spełniać jej obowiązki.
Jack odebrał półmisek i dzbanek z rąk żony i zaniósł je sam na stół. Adela
rzadko kiedy bywała w złym humorze. Uśmiechnęła się do męża.
Dobry z ciebie chłopiec, Jacku! Nikt cię nie nazwie leniuchem, z
pewnością! Przygotowałam dla ciebie pyszną kolację. Nie zdziwiłabym się,
gdyby Fletcher Hill wstąpił do nas dzisiaj. Jest podobno od wczoraj w
naszym okręgu.
I ja tak słyszałem rzekł Jack. Prawdopodobnie wstąpi do nas.
Jest bardzo wytrwały westchnęła Adela. Jak myślisz, czy wygra
w końcu?
Jack pokiwał głową w zamyśleniu.
Nie zdarzyło mu się, o ile wiem. żeby nie osiągnął tego, co zamierzał i
czego pragnął. Zawsze zdobywał to wcześniej czy pózniej. Tylko jeden raz
nie udało mu się... Mianowicie z tym węgorzem...
Z jakim węgorzem? spytała Adela, szczerze zaciekawiona.
Węgorzem był Buckskin Bill, który mu się wyślizgnął odrzekł Jack,
patrząc w dal. Wtedy widziałem jedyną porażkę Fletchera, a i to nie jest
pewne, czy nie była ona świadoma i rozmyślna...
Rozmyślna? Adela podniosła brwi do góry. Jack uśmiechnął się
lekko.
Nie twierdzę, że tak było. Mówię tylko, że to możliwe. Ale mniejsza o
to! To stare dzieje! A tamten zniknął, wyjechał. Umarł zapewne. Mam
nadzieję, że nie żyje. Dosyć krzywd tu narobił w krótkim czasie.
Wstrząsnął całym okręgiem, nieprawdaż? spytała Adela.
Mówią, że wszystkie kobiety kochały się w nim. Szkoda, że go nie
widziałam.
Jack wybuchnął śmiechem.
Na pewno padłabyś ofiarą jego uroku. Potrząsnęła głową przecząco.
Jestem pewna, że nie. Ja wolę ludzi godnych szacunku, zrów-
noważonych. Czy przygotować nakrycie dla pana Hilla?
Nie odrzekł Jack. Niech jego przyjście będzie niespodzianką.
Rzuciła mu badawcze spojrzenie. Czy sądzisz, że Dora w końcu się
zdecyduje? Chcesz żeby była zaskoczona jego obecnością?
Jack pokręcił głową powątpiewająco.
Baczność! Otóż i ona! A oto Robin!
Robin wbiegł, kręcąc ogonem i poszczekując wesoło, a za nim weszła
Dora. Szła wolnym krokiem, jakby była zmęczona. Bystre oko Jacka od razu
poznało po niej, że płakała.
Spózniłaś się, maleńka rzekł, karcąc ją żartobliwym tonem.
Już cała robota wykonana!
Spojrzała na niego, po czym przeniosła wzrok na Adelę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]