[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Możliwe. Ale nie ze mną. Caitlin
zabawnie skrzywiła twarz.
- Jeden dzień i już myśli, że został matką.
- A propos matek... - powiedział, zbliżając się Eryk. -
Czy Maggie ci powiedziała...
Maggie zamachała ręką, żeby nie mówił dalej, ale Caitlin
to zauważyła. Przesunęła okulary słoneczne na czoło, żeby
lepiej widzieć wyraz twarzy siostry.
- O co chodzi?
- Nic, nic.
- Nie wierzę.
Maggie rzuciła Erykowi spojrzenie pełne wyrzutu, a
potem pokręciła głową.
- Mama dzwoniła wczoraj wieczorem. Sissy wychodzi za
mąż.
- Dlaczego nie chciałaś, żebym się o tym dowiedziała?
Cieszę się. Za kogo?
- Za Quintona Fletchera.
Caitlin ze śmiechu mało nie spadła z leżaka.
- Tacie nareszcie udało się zdobyć synka bankiera
dla jednej ze swoich córek! Jest pewnie w siódmym
niebie. Dlaczego nie chciałaś mi tego powiedzieć?
Oczy Maggie napełniły się łzami.
- Bo zaprosili mnie na ślub.
Caitlin poczuła, że zabrakło jej tchu, ale uśmiech nie
opuścił jej twarzy.
- To doskonale. Jedziesz, oczywiście?
85
- Mogę?
- Nie bądz niemądra. - Caitlin zsunęła okulary na nos. -
Nie zmuszam cię do dokonywania wyboru.
Ale w duchu żałowała, że Maggie nie odmówi dla zasady.
Mimo to nie mogła winić siostry, że chce być w zgodzie ze
wszystkimi. Caitlin zacisnęła pięści i wzięła głęboki wdech.
Zazdrość to niepotrzebne uczucie. Po co denerwować się
czymś, na co nie ma się wpływu? Gdyby rodzice chcieli
pogodzić się ze swoją najstarszą córką, wiedzieli, gdzie jej
szukać.
- Czy to prawda, Caitlin? - głos Andrew przerwał
jej rozważania.
Spojrzała na niego. Stał po pas w wodzie, a kropelki wody
spływały po jego szerokim, opalonym torsie. Poczuła, że coś
ściska jej krtań. Był niewątpliwie najbardziej atrakcyjnym
mężczyzną na świecie. I najbardziej niebezpiecznym.
Potrząsnęła głową.
- Co mówiłeś?
- Opowiadałam Andrew, jak wyrzucali cię z wytwornych
salonów mody za to, że rysowałaś ich modele, a potem w
domu szyłaś ich dokładne kopie - powiedziała Maggie.
Już zdążyła o tym zapomnieć. To miało miejsce w
poprzednim życiu.
- Prawda. Wieszali moje zdjęcia koło kasy. Złodziejka
projektów - najsłynniejsza nastolatka w okręgu Greenbrier.
- Greenbrier? Gdzie to jest? - zapytał Andrew.
Mimo że pytanie zabrzmiało niewinnie, Caitlin wyczuła w
nim coś więcej niż ciekawość. Jeśli interesowało go, skąd
pochodzą, dlaczego nie zapytał Maggie?
- Na innej planecie.
- Nie słuchaj jej, Andrew. Wirginia Zachodnia znaj-
duje się po tej samej stronie kontynentu - odparła radośnie
Maggie.
- W której części Wirginii Zachodniej? - drążył An-
drew.
Uśmiechając się niewinnie, starał się wydobyć z Maggie
jak najwięcej informacji. Po co? Chyba tylko założenie
knebla może zatamować potok wspomnień z dzieciństwa -
historyjek, które opowiada się mężowi lub żonie czy też
wspólnikowi. Ale nie przeciwnikowi!
- Czy chcesz, żeby twój syn spiekł się na raka? -
spytała Caitlin, starając się zmienić temat.
Bawił się z Tylerem w wodzie. Dziecko aż piszczało z
uciechy.
- Zagapiłaś się, Caitlin. Powiedziałaś o nim twój
syn". Kto wie, jak się to może skończyć? Uprzejme
rozmowy. Wspólne wywiadówki w szkole.
Zabrzmiało to tak, jakby ona była mściwą, zaślepioną
babą, a Andrew nieszczęśliwą, prześladowaną ofiarą. Co on
znowu knuje?
- Jeśli znajdziesz trochę czasu, może pozwolę ci to-
warzyszyć mi na jego ślubie - warknęła.
- Dzieci, przestańcie się kłócić - powiedział Eryk tonem
pedagoga.
Tak skarcona, Caitlin pochyliła głowę.
- Macie rację, ale proszę, nie trzymaj go za długo na
słońcu. - Odwróciła się do siostry. - A co z lunchem?
- Wiesz, na co mam ochotę?
- Masło fistaszkowe - powiedziały chórem.
- Tylko nie to - jęknął Eryk ze zgrozą. - Cały czas się tego
domagała, gdy była w ciąży.
- Ja też. Ale w Singapurze nie było o to łatwo. -Caitlin
odprężyła się, wspominając rok spędzony zagranicą. - Moja
współlokatorka, Kiki, była przekona-
87
na, że zna angielski, ale ja mam swoje wątpliwości. Jeśli się
ją poprosiło o masło fistaszkowe, przynosiła saj-gonki. Gdy
chciałam lody, też przynosiła sajgonki. Ale jeśli zapragnęłam
sajgonek, dostawałam surową rybę. Doprowadzała mnie do
szaleństwa. Mówiłam jej, że jest na żołdzie Sinclairów.
- A więc nie zapomniałaś o mnie - powiedział zaro
zumiale Andrew.
Zmarszczyła nos.
- Jasne, że nie. Przychodziłeś mi na myśl, ilekroć czułam
mdłości.
- Znowu zaczynają - poskarżył się Eryk. - Założę się, że
nie wytrzymają bez dogryzania sobie dłużej niż dziesięć
minut.
- Postaw pieniądze, a Caitlin będzie jak anioł - stwierdziła
Maggie. - Wyjdzie ze skóry, a nie zrezygnuje z zakładu. To
poważna wada jej charakteru. Nie potrafi zignorować
wyzwania i nie cierpi przegrywać.
- To prawda? - zapytał Eryk.
Caitlin kiwnęła głową.
- Tak.
- Więc stawiam sto dolarów, że nie wytrzymasz tygodnia
bez robienia mu przytyków.
- Dlaczego ja? A on? - zapytała, rzucając gniewne
spojrzenie w stronę Andrew.
- Ja z tobą nie zaczynam - odparł. - Tylko się bronię.
Była to prawda. Nigdy nie wszczynał kłótni, ale do
skonale umiał je kończyć.
- Jeden tydzień i sto dolarów? - Zastanawiała się przez
chwilę. - Andrew prawie cały czas będzie w pracy. Chyba się
uda? Wchodzę, Eryku. I przyszykuj sto nowiutkich
jednodolarówek.
- Jeszcze nie wygrałaś. Nie zapominaj, droga szwa-
88
gierko, że ja sam nie potrafię wytrzymać tygodnia, nie
drocząc się z nim, a jest moim bratem.
Caitlin wyprostowała się dumnie.
- Będę wzorem opanowania.
Obietnica Caitlin wywołała salwę śmiechu, ale sama ją
sprowokowała. Gdyby rok temu wykazała chociaż odrobinę
samokontroli, nie znalazłaby się w obecnej sytuacji. Ale teraz
była o rok starsza i nieskończenie mądrzejsza. Spojrzała na
Tylera, który śmiał się i gaworzył w ramionach swego ojca.
Nie, drugi raz nie ulegnie czarowi Andrew, bo teraz ma
znacznie więcej do stracenia.
Wizyta Maggie i Eryka trwała zdaniem Caitlin zbyt
krótko, zwłaszcza że czekał ją niemiły tydzień, gdy Andrew
pójdzie do pracy. Nadmiar wrażeń zmęczył Tylera, więc
Caitlin położyła go wcześniej spać. Sama nie była zmęczona,
ale uznała, że lepiej będzie też się położyć, bo Joyce i Leslie
zamierzały spędzić wieczór w domu.
Kartony odesłane przez firmę wynajmującą samochody
stały w kącie pokoju dziecinnego. Odłożyła ich
rozpakowanie na pózniej, ale teraz nie mogła już dłużej
zwlekać. Przecież musi tu zostać przynajmniej przez kilka
najbliższych miesięcy.
Gdy poskładała i pochowała ubranka Tylera, przeszła do
swojego pokoju. Usiadła na krawędzi wielkiego łóżka z
baldachimem i otworzyła karton, który powinna była
zostawić w spokoju.
Zawierał on pamiątki po dawnym życiu. Na wierzchu,
związane zieloną wstążką do włosów z jej pierwszego balu,
leżały ręcznie malowane kartki urodzinowe od jej rodziny. Ze
zniszczonego afisza wystawał bilet na przedstawienie
teatralne, na które ojciec zabrał
ją na dziesiąte urodziny. Zalała ją fala uczuć. Zamknęła oczy
i powoli wypuściła powietrze z płuc.
Opanowawszy się, dalej rozpakowywała pudełko. Od
starej koszulki baseballowej napłynął zapach wiosennych
kwiatów - w kieszeni była paczuszka potpourri. Uśmiechnęła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]