[ Pobierz całość w formacie PDF ]
13 kwietnia (poniedziałek)
Krystyna jedzie na wiosenny urlop do Zakopanego. Oczywiście będzie mieszkać w centrum,
płacić tysiąc złotych za łó\ko i czterysta za obiad. Oczywiście zabierze ze sobą: futro za pół
miliona i kozaczki za trzydzieści tysięcy (gdyby było zimno), płaszcz skórzany (mięciutki
eielaczek za trzysta tysięcy) i botki za trzydzieści tysięcy (gdyby było cieplej), sukienkę
jedwabną z wdziankiem stalowo-czarnym za dziewięćdziesiąt dwa tysiące (na dancing), do
tego jeszcze sweter-błękit turecki za sześćdziesiąt tysięcy i perfumy Diora dwadzieścia
tysięcy za flakon..
Odruchowo chowam pod stół zeszłoroczne kozaczki
dwa tysiące para i naciągam rękawy fartucha na sweter
z aniteksu, zrobiony własnoręcznie. Po minach dziew-
98
99
czyn widzę, \e w pamięci sumują szybko cały majątek, jaki wezmie Krystyna ze sobą na te
wakacje.
Jak się z tym wszystkim zabierzesz pytam głupio, zapominając o nowym fordzie
ascona, stojącym w gara\u nowiutkiej willi. Po co ci to wszysto?
Krystyna lustruje mnie od stóp do głowy.
Czasem jak się na którąś z was spojrzy, to trudno się 1 domyślić, \e ma się przed sobą
kobietę. A ja chcę, \eby i nikt, kto popatrzy na mnie, nie miał takich wątpliwości kończy
Krystyna z ironią przyglądając się moimi kozaczkom pod stołem.
Być kobietą.
Zapach fiołków podarowanych mi przez Marka. Wiosna, szesnaście lat i ciemne włosy do
ramion. O, jak\e bardzo czułam się kobietą, kiedy w przypływie niepoha-i mowanej czułości
przytulił twarz do moich dłoni.
Kim jestem dziś: z szaroziemistą twarzą, w szarej,j sprzed sześciu lat spódnicy i burym
golfie? Otępiała z niewyspania, z opuchniętymi od wiecznej gonitwj nogami roztrzęsiona,
rozdygotana, rozjątrzona, jazgotliwa, rozchandryczona, wiecznie zdenerwowana.
Ja, która od czterech lat nie przeczytałam \adnefl wartościowej ksią\ki, nie byłam w teatrze, a
tylko trzy! razy w ciągu tego całego czasu u fryzjera i która mimo to j mam wieczne wyrzuty
sumienia, \e za mało czasu poświęcam dziecku, \e w pracy szef nie mo\e na mnie | polegać, a
i nad sprawami domowymi nie zawsze panuję.
Kim jestem więc ja, wiecznie zliczająca grosz do grosza, złotówkę do złotówki, wiecznie nie
mogąc nadą\yć za uciekającym czasem?
Telefonuję do domu. Mówię mamie, \e musi zosi z Kasią do powrotu Pawła, bo ja przyjdę
pózniej. Upr: dzając wszelkie protesty odkładam słuchawkę. Po v, jściu z pracy, w piętnaście
minut jestem w zakładzie pj Zosi. Siadam wygodnie w fotelu. Proszę o obcięcie i uło nie
włosów. Pani Zosia proponuje jeszcze farbę. Zgadzam
100
ię. Zbyt du\o srebrnych nitek pojawiło się ostatnio / mojej czuprynie. Po dwóch godzinach
wychodzę. Jes-m piekielnie głodna. Po drugiej stronie ulicy jest znana istauracja Staropolska.
Wchodzę. Czuję się trochę niepewnie, ale tylko chwilę. Wybieram stolik przy oknie.
Zamawiam befsztyk z pieczarkami, ziemniakami, surówką z kapusty i czerwone wytrawne
wino.
W banku wyjmuję z ksią\eczki piętnaście tysięcy, przeznaczone na opłacenie kursu obsługi
komputerów, na który postanowił zapisać się Paweł. W Modzie Polskiej jestem tu\ przed
zamknięciem. Mimo to sprzedawczyni /. miłym uśmiechem pozwala mi przymierzyć kilka
kurtek. Wybieram białą, podbitą mięciutkim sztucznym futerkiem.
W progu domu wita mnie z wściekłą miną Paweł. Po | chwili jednak jego oczy zmieniają się,
łagodnieją. Podcho-i dzi, całuje delikatnie moje pachnące lakierem włosy. I Jesteś w
dalszym ciągu najładniejsza ze wszystkich dziewczyn, jakie znam szepcze z czułością,
jakiej nie słyszałam w jego głosie od czterech lat.
PS. Od redakcji: Domowy notatnik" prowadzony był I pod koniec 1986 oraz w pierwszym
kwartale 1987 roku | zatem ceny towarów i usług pochodzą z tamtego [okresu; obecnie ju\
nieaktualne.
Piotr Pytlakowski
PIERWSZE ZABiCSE SZCZENIAKA
Na krzy\ówce \ycie się krzy\uje. Przystanek PKS, kiosk Ruchu", kilka sklepów i restauracja
Pod Kogutem". Ka\dy mieszkaniec wsi przechodzi tędy przynajmniej raz dziennie.
Poczta, to wa\ne, le\y nieco dalej, przy wylocie na Wolsztyn. Posterunek MO, przygarnięty
na parterze Urzędu Gminy, ukrył się na jednej z bocznych uliczek bez nazwy rozchodzących
się promieniście od krzy\ówki.
Nad wsią góruje wysoki komin pegeerowskiej gorzelni. Za gorzelnią, w pałacyku z czerwonej
cegły (przed wojną siedziba dziedzica Stempniewicza) mieści się Ośrodek Zdrowia
iprzedszkole zwane tu dziecińcem. Do pałacyku przylega park. Niegdyś chluba wsi, miejsce
spotkań, festynów i potańcówek na deskach", dzisiaj ginie w chaszczach, po
zapuszczonych alejkach walają się skorupy, które pozostały po starych rzezbach. Wstydliwy
zakamarek.
W takiej scenerii, w samym centrum spokojnej dotą miejscowości, rozegrały się 12 lutego
1988 roku wydarzenia, o których ju\ nazajutrz donosiła prasa. Tytuły krzyczały:
ZWYRODNIALCY WIESZAJ 15-LATKA", SAMOSD"...
;
Reporter Expressu Wieczornego" relacjonował: Cała sprawa rozegrała się w środowisku
przestępczym. Spotkali go ok. godz. 21.30. Najpierw bili i kopali. Gdy wołał
o ratunek stwierdzili, \e nie jest charakteruy. Postu nUi się o powróz. We trzech ciągnęli do
góry. Na nv tff zmurszała gałąz nie wytrzymała cię\aru. Opt y śmiejąc się odeszli.
W podobnym tonie utrzymane były tak\e i inne informacje prasowe. Wieś opisywano jako
ciemnogród, gdzie biorą w ludziach górę mroczne stany świadomości.
Wszystko było nie tak twierdzą dzisiaj mieszkańcy. Chłopcy to nie zwyrodnialcy ze
środowiska przestępczego, ale uczciwi, pracujący i uczący się młodzi ludzie z porządnych
domów. Powróz to był zwykły sznurek do snopowiązałek. Gałąz te\ nie była zmurszała i to
nie ona uratowała \ycie napadniętemu. Jego \ycia nikt nie musiał ratować, bo nikt na nie nie
nastawał. To był zwyczajny \art, chcieli go nastraszyć. Wyszło inaczej...
Notatka słu\bowa: Na miejscu zatrzymano i dowieziono do RUSW w celu wyjaśnienia ob.
Ryszarda M., Zbigniewa R. i Marka J. Podano im probierze trzezwości, które zmieniły
warstwę wskaznikową na zieloną. Następnego dnia dowieziono do RUSW ob. Piotra S. i
Bogdana M. Wszystkich wymienionych zatrzymano. Poszkodowanego Roberta W. pogotowie
ratunkowe przewiozło do szpitala we. Wschowie na obserwację.
Po 10 godzinach leczenia i obserwacji, w dniu 13 lutego Robertowi W. wystawiono opinię
lekarską, popularnie zwaną obdukcją: Ob. Robert W., ur. 10IV1973 r., zamieszkały w... został
pobity i usiłowano dokonać na nim zadzierzgnięcia. Stwierdza się liczne stłuczenia twarzy i
otarcia naskórka twarzy, stłuczenia okolicy lędzwiowej lewej. Na szyi stwierdza się
\ywoczerwoną pręgę szerokości 0,5 cm. Zdjęcie rentgenowskie czaszki bez świe\ych zmian
urazowych.
102
103
Ju\ w nocy z 12 na 13 lutego 1988 roku Robert W. zło\ył pierwsze zeznania:
Przyjechałem ze Wschowy autobusem. Zaraz poszedłem do restauracji Pod Kogutem",
była godzina dwudziesta pierwsza. Kupiłem dwie butelki oran\ady. Byłem trzezwy.
W kolejnej wersji zeznań, przy innej okazji, twierdził, \e zajrzał Pod Koguta" aby kupić
papierosy, gdy\ pali; ju\ od dwóch lat.
Około wpół do dziesiątej kontynuował Robert W.: kiedy przechodziłem obok
starego sklepu usłyszałem, \e za mną woła Piotr Z. Zatrzymałem się. Piotr zapytał: Czy masz
jakieś wątki?". Odpowiedziałem, \e nic do niego nie mam. On ju\ nic nie odpowiedział, tylko
uderzył mnie pięścią w twarz oraz kopnął mnie w kostkę prawej! nogi. Od tego kopnięcia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]