Indeks IndeksAmber Skyze Research Required (pdf)Farmer, Philip Jose World of Tiers 04 Behind the Walls of TerraVerne Juliusz Robur ZdobywcaE Nesbit The Five Children Omnibus035 NieokieśÂ‚znanyTrudi Canavan Age of the Five 02 Last of the WildsLloyd Biggle Jr PomnikM345. (Duo) Metcalfe Josie Rodzina Ffrenchow 01 Sen o szcz晜›ciuBieśÂ„kowska_Danuta_ _Daniel_na_SaharzeAlan Dean Foster Kingdoms of Light
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anusiekx91.opx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Sophie.
    - Mój kącik sentymentalny - powiedział. - Znajduję te butelki na
    pchlich targach i nie mogę się im oprzeć. Niezdatne do picia, rzecz
    jasna, ale bardzo malownicze, nie sądzicie?
    - Fascynujące - odparła Sophie. - To też. - Wskazała na stojący w
    kącie mały miedziany alembik, służący destylacji wytłoków
    gronowych w eau - de - vie. - Zobacz, Sam. Macie takie w Kalifornii?
    Sam pokręcił głową.
    - Tylko na pokaz. Ten działa?
    Vial udał zgorszonego tym pytaniem.
    - Czy ja wyglądam na przestępcę, monsieur? Od roku, niech ja
    pomyślę, 1916 osobom prywatnym nie wolno pędzić własnego, jak to
    się mówi, samogonu. - Pozwolił sobie na porozumiewawcze
    mrugnięcie i uśmieszek zadowolenia z tego, że błysnął znajomością
    takiego słowa. - A teraz pozwólcie, że pokażę wam, jak nie zabłądzić
    w moim miasteczku. - Przeszedł na tył gabinetu i machnął ręką w
    stronę mapy wiszącej na ścianie za jego biurkiem.
    Miała może dwadzieścia pięć centymetrów wysokości i metr
    szerokości i przedstawiała narysowany odręcznie widok piwnicy z
    lotu ptaka, z nienagannie wykaligrafowanymi nazwami ulic. Wokół
    mapy, przy samej prostej pozłacanej ramie, biegła obwódka, którą
    tworzyły kolorowe miniaturowe korkociągi, każdy z innym
    uchwytem. Niektóre miały wymyślne kształty - serca, psa, francuskiej
    flagi, ptasiego dzioba - pozostałe zaś były artystycznymi wersjami
    bardziej konwencjonalnych modeli. W rogu mapy widniał podpis,
    była też data, podana rzymskimi liczbami.
    - Doskonała - powiedział Sam. - W sam raz na wyklejki. Sophie,
    choć nie miała pojęcia, o czym on mówi, skinęła głową z mądrą miną.
    - Dobra myśl.
    Sam wyjaśnił zdziwionemu Vialowi, że niektóre książki -
    droższe, bardziej luksusowe wydania - często mają grafiki zdobiące
    wewnętrzną stronę przedniej i tylnej okładki.
    - Pańska mapa, z tymi wszystkimi nazwami i korkociągami,
    byłaby idealna do książki o winie - powiedział. - Nie ma pan aby
    więcej egzemplarzy?
    Z następnym mrugnięciem, Vial przypadł do biurka, otworzył
    jedną z dolnych szuflad i wyjął zwój, który rozłożył na blacie.
    - Zostały wydrukowane, zanim oprawiliśmy oryginał. Rozdajemy
    je jako drobne upominki znajomym monsieur Reboula, którzy
    przychodzą do piwnicy na degustację. Charmant, non? - Zwinął mapę
    w rulon i podał ją Sophie.
    Kiedy zaczęli mu dziękować, spojrzał na zegarek i skrzywił się.
    - Peuchere! Jak to się stało, że zleciał już cały poranek? Mam
    rendez - vous w Marsylii. - Wyprowadził ich z gabinetu. - Koniecznie
    wróćcie po lunchu.
    Wsiadł do wózka golfowego i dał znak, by do niego dołączyli.
    - Proszę sobie wyobrazić, że jest pan skrzynką wina - zwrócił się
    do Sama - i że dziś nadchodzi pańska chwila chwały, że już tego
    wieczoru wprawi pan w zachwyt gości monsieur Reboula i zostanie
    skonsumowany wśród okrzyków rozkoszy. - Uruchomił wózek i
    ruszył w głąb Boulevard du Palais.
    - Miła perspektywa - powiedział Sam. - Skrzynką wina
    czerwonego czy białego?
    - Wszystko jedno - odparł Vial. - Może być i takiego, i takiego.
    To bez znaczenia. Najważniejszym pana problemem jest to, jak się
    dostać do sali jadalnej. - Dojechał na koniec bulwaru i zaparkował
    wózek przed drzwiami piwnicy. - Jak pan widzi - oznajmił,
    wysiadając z wózka - są tu jeszcze jedne drzwi. - Wskazał je. Były
    niskie, wąskie, osadzone w ścianie. Gestem magika, który znalazł w
    cylindrze nie jednego, a dwa białe króliki, otworzył te drzwi i cofnął
    się o krok. - Voila! Winda dla butelek. Wjeżdża do kuchni na tyłach.
    Bez turbulencji. Bez zaburzeń równowagi wywołanych wchodzeniem
    po schodach. Wino przybywa spokojne, odprężone, gotowe spełnić
    swoje przeznaczenie.
    - My to nazywamy  niemym kelnerem" - powiedział Sam.
    - Otóż to - odparł Vial, dodając następne wyrażenie do swojego
    repertuaru. -  Niemy kelner". - Znów spojrzał na zegarek i wzdrygnął
    się. - To co, spotkamy się o trzeciej? Będę czekał przy wejściu dla
    dostawców. I dam wam adres lokalu w Vieux Port, w którym można
    zjeść dobry lunch.
    Sophie i Sam wymienili spojrzenia.
    - Typiquement marseillais? - spytała Sophie.
    - Mais non, chere madame. To sushi bar.
    Rozdział 16
    Postanowili zrezygnować z uroków baru sushi, który okazał się
    ciemną, zatłoczoną klitką przy bocznej uliczce, na rzecz słońca i
    kanapki na tarasie La Samaritaine, po drugiej stronie ulicy od portu.
    Zanim przyniesiono karafkę rose i dwa jambons beurres, zdążyli się
    nieco ogrzać po poranku spędzonym pod ziemią, wśród butelek.
    Była to ciekawa wizyta. Vial, choć nieco zbyt skłonny do
    popisów jak na konserwatywny, ukształtowany w Bordeaux gust
    Sophie, prowadził pierwszorzędną piwnicę, pięknie urządzoną i wolną
    od pajęczyn. I był tak pomocny, że bardziej już nie można. Chwilami
    aż za pomocny, jak oboje zgodnie stwierdzili. Niczym przesadnie
    troskliwy kelner, ani na moment nie zostawił ich samych. Zaglądał im
    przez ramię, wpadał w zachwyt nad taką czy inną winnicą lub takim
    czy innym rocznikiem, i mimo swoich dobrych intencji, ogólnie tylko
    przeszkadzał. Był to problem, który należało jakoś rozwiązać.
    Wytropienie pięciuset spośród wielu tysięcy butelek zapewne zajmie
    kilka godzin i będzie wymagało dużego skupienia. Jedno popołudnie
    powinno wystarczyć, zwłaszcza że mieli mapę, która wskaże im
    drogę. Mimo to łatwo nie będzie, a towarzystwo stale kręcącego się w
    pobliżu Viala nie pomoże.
    Sam rozlał wino do dwóch kieliszków. Ciemniejsze od bladych
    rose, ostatnio modnych w Los Angeles, miało niemal ten sam odcień
    różu, co wędzona szynka w jego kanapce. Wzniósł kieliszek ku
    słońcu, wziął łyk i długo trzymał wino w ustach. Smak lata. Po
    poranku spędzonym wśród win z arystokracji przyjemnie było dla
    odmiany napić się czegoś prostego, skromnego, a przy tym dobrego -
    bez długiego rodowodu, historycznego rocznika, komplikacji i
    absurdalnie zawyżonej ceny. Nic dziwnego, że był to ulubiony trunek
    w Prowansji.
    - Wiesz co? - powiedział. - Kiedy wrócimy tam po południu,
    może dobrze byłoby się rozdzielić. Jedno z nas mogłoby zostać po
    stronie białych, a drugie sprawdzi czerwone. Vial nie może być w dwu
    miejscach jednocześnie. Co ty na to?
    Sophie po chwili namysłu skinęła głową.
    - Białe biorę na siebie.
    - Proszę bardzo. Jest jakiś szczególny powód?
    - Z win, których szukasz, większość to wina czerwone. Lepiej,
    żeby Vial nie widział, że robisz notatki czy zdjęcia. A poza tym...
    jestem z Bordeaux. Znam się na czerwonych winach. Za to na
    szampanie i białym burgundzie już niekoniecznie. Dlatego to
    normalne, że mogę chcieć, by Vial mi o nich opowiedział. On lubi
    mówić, popisywać się wiedzą. Sam widziałeś. Jestem pewna, że
    wystarczy, że podpuszczę go o, tyle... - tu zbliżyła palec wskazujący
    do kciuka na ułamek centymetra - ...a przegada ze mną całe
    popołudnie. C'est certain. - Uśmiechnęła się i spojrzała na Sama znad
    okularów przeciwsłonecznych.
    - Dobrze się bawisz, co?
    - Pod pewnymi względami bardzo dobrze. To dużo bardziej
    zajmujące od ubezpieczeń. Zupełnie jak gra. - Wzruszyła ramionami. -
    Ale nie jestem pewna, czy chcę, żebyśmy wygrali. Rozumiesz, co
    mam na myśli?
    Sam rozumiał to doskonale. W przeszłości prowadził kilka
    dochodzeń, w których jego sympatia, z takich czy innych powodów,
    leżała po stronie sprawcy.
    - Tak, wiem, o czym mówisz. Reboul i Vial robią sympatyczne
    wrażenie. - Uśmiechnął się szeroko. - Ale sympatyczni ludzie też
    mogą być przestępcami. Wezmy mnie. Sam kiedyś byłem przestępcą.
    Sophie przyjęła tę sensacyjną informację z nie większym
    zaskoczeniem, niż gdyby powiedział, że grał zawodowo w futbol
    amerykański. W końcu był Amerykaninem, więc wszystko było
    możliwe.
    - Brakuje ci tego... to znaczy, życia przestępcy? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •