[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Oczywiście. To znaczy, według pogwałconego traktatu, powinni mieć takie prawo. Jednak
wydaje mi się, że mogliby pójść na kompromis i czerpać korzyści z uzdrowiska, jednocześnie
zachowując nad nim kontrolę. Fornri wspominał, że początkowo Wembling próbował
uzyskać ich zgodę, a kiedy mu się to nie udało, dopiero wówczas załatwił zmianę kategorii.
Dotarli do plaży. Tubylcy zepchnęli łódz na wodę i oczekiwali ich na stojąco, ale Hort i
Yorish skręcili w bok, w stronę lasu, na którego skraju znalezli powalone drzewo i usiedli na
nim. Chłopcy pokazali zęby w uśmiechu i z powrotem wciągnęli łódz na plażę.
- To sprawa życia i śmierci - odezwał się Hort.
- Musi pan to bliżej wyjaśnić - rzekł Yorish, patrząc nań z niedowierzaniem.
- Podstawy egzystencji tubylców są niepewne. Może jakieś małe, odpowiednio kontrolowane
uzdrowisko nie miałoby wpływu na ekologię tej planety, ale Wembling nie robi niczego na
małą skalę. Buduje ogromny ośrodek i planuje następny. Powiem tylko, że już w tej chwili
jego budowa i zajęcia rekreacyjne robotników nad wodą i w morzu wywierają poważny
wpływ na zaopatrzenie tubylców w pożywienie. Jeśli nikt nie powstrzyma Wemblinga,
ludność miejscowa wyginie i nie będzie miał kto korzystać z tych dziesięciu procent, o ile
przedtem firmie Wembling and Company nie uda się i od tego wykręcić.
- Czy mówi pan poważnie?
- Zmiertelnie poważnie. Stwierdzono naukowo, że pewne ludy mogą przyzwyczaić się do
niektórych rodzajów pokarmu, a do innych nie. Istnieją dziesiątki planet, gdzie miejscowa
ludność zajada się rosnącymi tam ziołami, które przybyszów przyprawiają o choroby.
- Flota Kosmiczna może coś na ten temat powiedzieć - rzekł Yorish. - Nasi ludzie pochodzą z
różnych planet, zrzeszonych w Federacji. Statki Floty Kosmicznej muszą być podzielone na
kategorie, stosownie do sposobu odżywiania się członków ich załóg, aby osobom
przyzwyczajonym do określonych rodzajów pożywienia umożliwić wspólne odbywanie
służby.
- Jednak w przypadku Langri sprawa jest o wiele poważniejsza. Od nie wiadomo ilu pokoleń,
prawie wyłącznym pożywieniem tubylców jest mięso kolufa, pewnego langryjskiego
zwierzęcia morskiego. Jest to pokarm bardzo pożywny, ale ze względu na zawarte w nim
witaminy, minerały i inne składniki, które występują jedynie na Langri, w niczym nie
przypomina on pożywienia ludności wszystkich pozostałych planet. Dzięki ewolucji czy
przystosowaniu, organizmy tubylców przywykły doń i obawiam się, że nie będą zdolne
przyswajać normalnej żywności. A prace budowlane prowadzą do spustoszenia łowisk.
Yorish zamyślił się.
- Innymi słowy - rzekł - tubylcy nie mogą jeść niczego poza kolufami, a firma Wembling and
Company je tępi.
- Nie, nie tępi. Zmusza do ucieczki. Odkąd sięga pamięć tubylców, kolufy zawsze
występowały na żerowiskach wzdłuż wybrzeża, a teraz szukają innych.
- Rozumiem.
- Czy pański personel lekarski mógłby przeprowadzić dla mnie pewne badania? - spytał Hort.
- Chodzi o możliwości przyswajania normalnego pokarmu przez organizmy tubylców?
Oczywiście. A teraz chciałbym wiedzieć, co to za Plan i co to za "przekazy"?
Hort zaśmiał się w kułak.
- Fornri miał na myśli "zakazy", a tych było sporo. Sąd na całe miesiące wstrzymywał
Wemblingowi roboty.
- Słyszałem o tym. Kosztowało to tubylców fortunę i wszystkie sprawy przegrali.
- Jednak udało im się zyskać na czasie, a tego właśnie potrzebowali. Czasu na realizację
Planu.
- Na czym polega ten Plan?
- Nie wiem. W każdym razie, absolutnie weń wierzą. W Planie było powiedziane, że Fornri
powinien spotkać się z panem zaraz po waszym wylądowaniu i dlatego tak przy tym
obstawał, by zobaczyć się z panem wczoraj wieczorem. Próbowałem go przestrzec przed
niebezpieczeństwem utraty życia, na co odpowiedział, że musi słuchać Planu i że nic mu nie
grozi, a liczy się każda godzina. Teraz wie pan o tym tyle, co ja.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]