Indeks IndeksJoel Dorman Steele A Brief History of the United States, Fourth Edition (1885)Beda Czcigodny Historia ecclesiastica gentis anglorum [english]Cornick Nicola Romans Historyczny 111 MezaliansWipszycka Historia starożytnych Greków T III [skrypt]John Norman Telnarian Histories 01 The ChieftainHeinlein, Robert A Historia del Futuro IIIShreve Anita Historia pewnego lataHistoria malzenska dla doroslyc Antczak RadoslawHelena Keller Historia mojego zycia0569. Anderson Caroline Śmieszna historia
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    nieje pełen szacunku, słodziutki uśmiech. Nie tylko nie posyła do diabła, ale nawet nie śmie w
    obecności dam palić czy zakładać nogi na nogę. Wówczas trudno jest znaleźć człowieka lep-
    szego i porządniejszego.
    Przyjechał z twarzą bardzo zatroskaną i powiedział, że choroba jej to wielkie nieszczęście
    dla sztuki, że koledzy i on sam gotowi są zrobić wszystko, by tylko „notre petit rossignol”13
    był zdrowy i spokojny. Ach, te choroby! Jak wiele traci przez nie sztuka! Trzeba powiedzieć
    dyrektorowi, że jeśli na scenie po dawnemu będą przeciągi, to nikt nie zgodzi się pracować,
    wszyscy odejdą. Zdrowie jest najdroższe ze wszystkiego na świecie! Gorąco potrząsnął jej
    rączką, westchnął szczerze, prosił o pozwolenie odwiedzenia jej jeszcze raz i odjechał prze-
    klinając choroby.
    Dobry chłop! Ale za to kiedy już powiedziała, że jest zdrowa, i wróciła na scenę, znowu
    posłał ją „do najczarniejszego” diabła i znowu przez twarz jego przebiegały błyskawice.
    W gruncie rzeczy to człowiek bardzo porządny. Kiedyś stała za kulisami, wsparta na krza-
    ku różanym o drewnianych kwiatach, i śledziła jego ruchy. Gdy patrzyła na niego, z zachwytu
    aż zapierało jej dech. Stał za kulisami i śmiejąc się do rozpuku pił szampana z Mefistofelesem
    i Walentym. Z jego ust, które zwykły posyłać do wszystkich diabłów, teraz sypały się dowci-
    py. Po wypiciu trzech szklanek odszedł od śpiewaków i skierował się ku orkiestrze, która
    stroiła już skrzypce i wiolonczele. Przeszedł obok niej promieniejący, uśmiechając się i wy-
    machując rękami. Twarz jego tchnęła zadowoleniem. Kto ośmieli się powiedzieć, że jest złym
    Ruda dziewczyna rada by śpiewać jak najlepiej, nie fałszować... Przecież umiała nie fał-
    szować, przecież była mistrzem w swoim zawodzie. Ale czyż to jej wina, że oczy są jej niepo-
    słuszne? Te oczy, te ładne, lecz niesumienne oczy, które przeklinać będzie do samej śmierci,
    te oczy zamiast patrzeć w nuty i śledzić ruchy pałeczki dyrygenta, wpatrywały się w jego
    oczy, w jego włosy... Jej oczy upodobały sobie rozwichrzone włosy i oczy dyrygenta, z któ-
    rych sypały się na nią iskry, które napawały ją strachem. Biedna dziewczyna zapamiętale ko-
    chała chmurną twarz, przez którą przebiegały błyskawice. Czyż to jej wina, że miast całkowi-
    cie pogrążyć się w próbie, jej mały mózg myślał o innych sprawach, które przeszkadzają w
    pracy, w życiu, odbierają spokój...
    Oczy jej kierowały się ku nutom, z nut przebiegały na pałeczkę dyrygenta, z pałeczki na je-
    go biały krawat, podbródek, wąsiki i tak dalej...
    – Odbierzcie jej nuty! Chyba jest chora! – krzyknął wreszcie dyrygent. – Przerywam próbę!
    – Tak, jestem chora – wyszeptała pokornie, gotowa po stokroć błagać o przebaczenie...
    Zwolniono ją do domu i jej miejsce na spektaklu zajęła inna, która miała głos gorszy, ale
    za to umiała krytycznie oceniać swą pracę, śpiewać uczciwie, sumiennie, nie myśląc o białym
    13
    Notre petit rossignol (fr.) - nasz słowiczek.
    33
    dyrygentem? Nikt! Zaczerwieniła się i uśmiechnęła do niego. Zatrzymał się przy niej, pod-
    chmielony, i zaczął mówić:
    – Rozkleiłem się – rzekł – mój Boże! Tak mi jest dziś dobrze! Cha, cha! Wszyscy jesteście
    dziś tacy mili! Pani ma cudne włosy! Boże, jak to się stało, że dotychczas nie zauważyłem, że
    ten słowik ma tak cudną grzywę?
    Pochylił się i pocałował jej ramię, na które spływały włosy.
    – Rozkleiłem się przez to przeklęte wino... Najmilszy mój słowiku, prawda, że nie będzie-
    my się już mylić? Będziemy śpiewać uważnie? Dlaczego pani tak często fałszuje? Przecież
    dawniej to się pani nie przytrafiało, moja złotowłosa!
    Dyrygent całkiem rozkleił się i ucałował jej rękę. Teraz i ona także zaczęła mówić:
    – Niech pan mnie nie beszta... Przecież ja... ja... Pan mnie zabija swym besztaniem... Nie
    zniosę tego... Przysięgam!
    Łzy stanęły jej w oczach. Bezwiednie oparła się o jego łokieć i niemal zawisła na nim.
    – Przecież pan nie wie... Pan jest taki niedobry. Przysięgam...
    Usiadł na krzaku i omal z niego nie spadł... Aby nie spaść, chwycił ją wpół.
    – Dzwonek, moja maleńka, Do następnego antraktu!
    Po przedstawieniu wracała do domu nie sama. Jechał z nią pijany, śmiejący się ze szczę-
    ścia – on! Jakże była szczęśliwa! Mój ty Boże! Wracała w jego ramionach i nie wierzyła
    swemu szczęściu. Zdawało jej się, że los ją okłamuje! Ale cokolwiek tam było, przez cały
    tydzień publiczność czytała na afiszach, że dyrygent i jego ona chorują... Nie wychodził od [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •