[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Po piętnastu minutach takiej zabawy Filip był oczywiście bardziej
zmęczony od syna.
Próbował wyszukać mu nowe zajęcie, zainteresować czymś innym, ale
rozbawiony Oskar nie
zwracał uwagi na zabiegi ojca i z okrzykiem jeszcze raz! znów wychodził
z brodzika i
wdrapywał się po plecach słonia na jego głowę. Umordowanego Filipa,
który oczywiście
cieszył się radością dziecka i chciał, by trwała, jak najdłużej, uratowała
przed śmiercią z
wycieńczenia Lidia. Podeszła do niego, ociekająca wodą, poprawiając
włosy, które oblepiły
jej twarz.
- Idz, popływaj - powiedziała do Filipa, wyciskając ręką wodę z włosów.
- Już skończyłaś? - spytał, choć to nie ulegało wątpliwości.
- Teraz ja się nim zajmę, idz.
Filip wstał bez słowa, a Lidia chwyciła pod ramiona Oskara biegnącego
znów na
zjeżdżalnię. Wzięła go na ręce i poszła odpocząć w jacuzzi. Chłopiec
początkowo
protestował, chciał wyswobodzić się ze śliskich ramion mamy, nie można
przecież w ten
sposób przerywać dziecku zabawy! Buzujące i gorące jacuzzi szybko
jednak go
zainteresowało. Stał pośrodku dużej, okrągłej wanny między
wyciągniętymi udami mamy i
łapał największe bąbelki. Wydawał przy tym różne okrzyki, zazwyczaj
zupełnie
niezrozumiałe, nawet dla rodziców. Po chwili wpadł na pomysł, że
znacznie zabawniej będzie
łapać bąbelki ustami. Musiał połknąć kilka łyków chlorowanej wody,
zanim mama przerwała
mu tę świetną zabawę, wobec czego duża wanna natychmiast mu się
znudziła. Wstał i zaczął
ciągnąć Lidię za palec, wołając w swoim języku mamo, chodz, mamo,
chodz, idziemy tam .
Zdyszany Filip stanął koło nich w momencie, gdy Lidia uległa synkowi i z
ociąganiem
wychodziła z jacuzzi.
- Już? - spytała męża zaskoczona.
- Tak, już mi wystarczy - wysapał.
- Tata, chodz, mama, chodz, tu - powiedział Oskar, łapiąc rodziców za
nogi.
- Nie zmieścimy się, synku - powiedział Filip.
- Nie, nie! - krzyczał chłopiec. - Mama tu i tata tu!
- Gdzie idziemy teraz? - Lidia zwróciła się do Filipa.
- Może do tego większego brodzika?
- Jak chcesz. - Lidia odwróciła się i ruszyła w kierunku jednego z
basenów.
Cała pływalnia składała się z regularnego, dwudziestopięciometrowego
basenu do
pływania, jednego mniejszego o maksymalnej głębokości metr trzydzieści
(okupowanego
przez rodziców z małymi dziećmi oraz młode dziewczyny i chłopców,
którzy nie garnęli się
do pływania) oraz malutkiego brodzika ze zjeżdżalniąsłonikiem, gdzie
woda sięgała
znudzonym dorosłym ledwie do kolan. Od kilku miesięcy przychodzili tu z
Oskarem i za
każdym razem musieli odwiedzać wszystkie trzy baseny: dwa mniejsze,
asystując zabawom
syna, oraz ten trzeci - pływając samemu. Na razie nie korzystali jeszcze z
dużej zjeżdżalni:
zakręconej, żółtej tuby, częściowo wychodzącej nawet na zewnątrz
budynku, ale Filip za
każdym razem przymierzał się do zjechania z niej razem z Oskarem i za
każdym razem Lidia
odwodziła go od tego zamiaru.
Tego dnia pozostał im jeszcze do zaliczenia średni basen, w którego
kierunku zmierzała
Lidia. Oskarowi jednak nie podobało się, że rodzice znów się rozdzielili -
nie mógł nadążyć
za mamą, a tata - według niego - szedł zdecydowanie za wolno!
- Mama! - krzyczał. - Chodz do taty i Oskara! Mama tu!
- Już do niej idziemy - Filip starał się uspokoić syna. - Popływamy w
większym basenie
na takiej fajnej desce.
Zazwyczaj to Filip uczył syna pływać, Lidia nie miała o tym pojęcia, więc
głównie
pilnowała, żeby chłopcu nic złego się nie stało. Tata nakłaniał chłopca do
trzymania się
styropianowych przedmiotów nazywanych deskami do pływania i
cierpliwie tłumaczył, jak
powinien poruszać nóżkami w wodzie. Oskar, równie cierpliwie, nie
słuchał ojca, robił, co
chciał, i w końcu najczęściej Filip musiał wyławiać go z wody, bo malec
puszczał deskę,
całkowicie się zanurzając. Lidia nie mogła na to patrzeć i wciąż
próbowała im przerwać.
Jednak chłopiec uwielbiał nurkowanie, jak więc zabronić mu tego na
basenie?
Tym razem nauka pływania trwała znacznie dłużej niż zwykle, gdyż Lidia
relaksowała się
pod wodnymi biczami i nie widziała, jak syn znikał pod wodą na jedną,
dwie sekundy.
Chłopcu jednak szybko się znudziło i poprosił, by podpłynęli do mamy,
gdyż sam bał się
poruszać w miejscach, gdzie nie wyczuwał nogami dna. Jeszcze trochę
wszyscy troje chlapali
się wodą i wreszcie skierowali się do wyjścia. Filip obliczył, że mogli
jeszcze zostać
piętnaście minut, aby w pełni wykorzystać czas, który wykupili, ale nie
mieli już pomysłu na
te ostatnie chwile. Filip wziął Oskara za rączkę i ruszyli do męskiej
przebieralni.
- Zaczekam w kawiarni na górze - rzuciła Lidia, idąc do damskiej
przebieralni.
- Uhm - bąknął Filip.
- Mama tu, z nami! - Oskar złapał Lidię za dłoń i nie zamierzał jej
puszczać.
- Mama pójdzie do swojej przebieralni, dla pań - wyjaśnił Filip. - A my
pójdziemy do
naszej, dla facetów.
- Nie! Mama i tata razem z Oskarem - powiedział chłopiec stanowczo.
- Mama nie może - tłumaczył mu Filip. - Panie nie mogą iść z nami, one
mają inny
prysznic.
Filip wziął go na ręce, ale trudno było mu utrzymać wierzgającego malca.
- Co mu się stało? - zaniepokoił się Filip.
- Bo ja wiem - Lidia wzruszyła ramionami.
- Ja nie chcę, ja nie chcę! - histeryzował Oskar. - Mama z nami, chodz!
- Idz już - powiedział Filip do Lidii, trzymając wyrywającego się chłopca.
- Ja się nim
zajmę.
Lidia znikła już w przebieralni dla kobiet, a Filip jeszcze dłuższy czas
walczył z Oskarem,
który wymyślił sobie, że rodzice muszą się znalezć razem w tym samym
pomieszczeniu. Z te
go wszystkiego Filip zrezygnował z prysznica, a Oskara jedynie trochę
opłukał, po czym
posadził go na ławce obok szafki i pospieszenie wytarł ręcznikiem z
wyhaftowanym
samochodem terenowym.
Oskar w końcu przestał płakać, ale nadal był rozżalony, kiedy wchodzili
po schodach do
kawiarni na ostatnim piętrze, skąd, popijając kawę, można było
obserwować ludzi
pluskających się w basenie dwa piętra niżej. Wreszcie ujrzał mamę przy
jednym ze stolików,
zerwał się do biegu i boleśnie uderzył się o wysunięte krzesło. Znów płacz
i tulenie się, tym
razem do mamy. Minęło kilka minut, zanim zabrał się do jedzenia kanapki i
picia soku -
pływanie wzmagało apetyt małego i to był jeden z powodów, dla których
co tydzień wybierali
[ Pobierz całość w formacie PDF ]