Indeks IndeksNurowska Maria MĂłj przyjaciel zdrajca (pełna wersja)Straszny dziadunio RodziewiczĂłwnaAnne Emery Cecilian Vespers, a Mystery (pdf)Robert Katee Szczesliwa zamianaCirque Terry CarrBahia Bakari Cudownie ocalonaLE Modesitt Eschbach 03 Ghost of the White Nights (v1.0)Alan Dean Foster [Flinx 08] Flinx's Folly (v5.0) (pdf)495. Iding Laura MiśÂ‚ośÂ›ć‡ to za maśÂ‚oDick_Philip_K_ _Transmigracja_Timothyego_Archera
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anusiekx91.opx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    przedpokoju.
    Gdy wrócił, zawołała go pani domu i obarczyła poleceniem gospodarczym, potem
    narzeczona wynalazła jakiś interes. Biegając tu i tam, stracił z oczu swe ofiary, a gdy ich
    wreszcie sobie przypomniał i chciał dalej dręczyć, Stanisława nie było.
    Myszka, roztargniona, tańczyła bez werwy i zwykłego humoru, towarzystwo topniało
    powoli.
    -- Nie ma Stacha? -- zagadnął przyszłą szwagierkę.
    -- Nie wiem! -- odparła udając obojętność.
    -- Ejże! Z panią się pewnie pożegnał?
    -- Jeżeli wyszedł, to nie bez pożegnania.
    -- Do jutra?
    -- Nie. Jutro wyjeżdża.
    -- Więc dzisiaj zatem stawi się z wizytą?
    -- Ciekawam, dlaczego to pana tak bardzo zajmuje?
    -- Dla trzech, nie! czterech powodów. %7łeby dogodzić matce ni jemu, sobie i otrzymać od
    pani podziękowanie.
    -- Za co?
    -- No, chociażby za& polkę& tę ulubioną.
    -- A mamie co to ma dogadzać? -- przerwała drażliwą
    kwestią.
    -- Otrzymałem rękę Józi& przepraszam! panny Józefy&
    -- Niech się pan nie poprawia, rozumiem.
    -- Otóż zostałem przyjęty pod warunkiem, że ustąpię ze służby, a zajmę się waszym
    majątkiem. Matka zdecydowała się na to in extremis*19. Biedny majątek ładnie by wyszedł na
    mojej opiece! Zresztą ja także powziąłem tę decyzję in extremis, bo wsi nie cierpię i zwichnąć
    sobie karierę ciężko.
    -- Cóż to ma wszystko do pana Stanisława?
    -- To jest nasz zbawca. Zajmie moje miejsce i uszczęśliwi jednocześnie mamę, majątek, mnie
    i kogoś jeszcze. Przyjazń moja dla niego była dzisiaj najzupełniej samolubną, co jednak mi nie
    przeszkodzi zbierania szczodrze daniny wdzięczności! Proszę zaczynać!
    -- Mocno się pan myli! bo ja właśnie czekam od pana tego samego.
    -- Ha, co robić! Pocieszam się tym tylko, że otrzymałem od pani pierwsze wyznanie.
    -- Ode mnie! Nie wiedzieć co! Nic nie wyznaję!
    -- Ale już drugich pani zdradzać nie będzie?
    -- A pan się nie poważy żartować?
    -- Uchowaj Boże!
    -- No, to dobrze.
    -- Zawieramy zatem zaczepno--odporne przymierze, na siedem tygodni postu i dwa świąt, aż
    do dnia ślubu naszego.
    -- Ej, to tak długo! Nie wytrzymam!
    -- W takim razie i ja coś szepnę!
    -- Ach nie, nie! Niech już będzie pokój!
    -- Zgoda zatem miedzy nami.
    -- Tak, ale tylko do ślubu.
    Zaśmiała się po swojemu, swawolnie, szczerze i zapieczętowała ugodę uściśnieniem dłoni.
    -- Ten sojusz będzie nam dobrodziejstwem w czekaniu! -- zaśmiał się odchodząc.
    Obywatel tymczasem wrócił do hotelu. Zmęczonym się czuł i rozstrojonym okropnie. Zapalił
    świecę i chodził po pokoju.
    W oknach pojaśniało, on chodził; świeca się dopaliła, on chodził; dzień był wielki, on jeszcze
    chodził. Nareszcie posłyszał dobijanie się do drzwi i otworzył. Przed nim, wyświeżony,
    uśmiechnięty, stał inżynier.
    -- Co to? Już wstałeś?
    -- Wcale się nie kładłem.
    -- Awantura! I na sąd nie idziesz?
    -- Ani myślę! Zapłacę karę.
    -- I do akcyzy nie szturmowałeś?
    -- Zapomniałem.
    -- Cóżeś robił? Toć jedynasta godzina!
    -- Przeklinałem ciebie!
    -- Mnie? Chrześcijańskie spędzenie czasu!
    -- Niech sobie będzie pogańskie. Przeklinałem i przeklinam! Przez ciebie jestem mordercą.
    -- Mor-der-cą? Myślałem, że tylko przeze mnie jesteś narzeczonym!
    -- To na jedno wychodzi.
    -- Zupełnie nowy sposób widzenia rzeczy. Jakże to?
    -- Mordercą jest, kto młode, szczęśliwe, niefrasobliwe dziecko wprzęga w jarzmo ciężkich,
    mozolnych obowiązków. Zapominasz, że mam dwoje dzieci.
    -- Ojej. Albo to się na tym skończy! Będziesz ich miał kopę, bez żadnego morderstwa.
    -- Mordercą jestem i basta! Brać to szczęśliwe dziecko, żeby pilnowało parę krzykliwych
    bębnów.
    19*
    e x t r e m i s (łac.) -- w ostatecznej chwili.
    -- po cóż ona właśnie! A cóż będzie robić stara Wojakowska? Z całą rozkoszą poświęci się
    piastowaniu, byłeś ty jej zabrał z barków zarząd majątku i uszczęśliwił córkę.
    -- A Bychowa?
    -- Do Bychowy zajrzysz czasem, żeby pogodzić niewiasty swoje i zamknąć choć raz na rok [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •