[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czy przyjdzie mama.
Nie przyszła.
Elle przerwała ciszę, ponownie podnosząc groszek do twarzy.
Możemy już jechać?
Tak, jasne, to moja wina. Gabe cisnął wszystkie zakupy na taśmę i
nerwowo stukał nogą, gdy nastolatek podliczał zakupy. Był tak ospały, że Gabe a
kusiło, by samemu się tym zająć.
Poproszę groszek, psze pani.
Elle podała mu opakowanie z dramatycznym westchnieniem.
Gabe nie był pewien, ale miał wrażenie, że jej skóra nie jest już taka
czerwona. Albo podrażnienie ustępowało, albo tylko tak mu się wydawało w
porównaniu z wściekłym rumieńcem na całym jej ciele. W tym świetle trudno było
stwierdzić.
Powinniśmy pojechać do szpitala. Dlaczego dopiero teraz o tym
pomyślał? Przecież to najprostsze rozwiązanie.
Wzięła groszek od kasjera.
Nie ma mowy.
A jeśli doznasz wstrząsu anafilaktycznego i...
Gabe, dość tego! Ku jego zaskoczeniu wyciągnęła rękę i położyła na
jego ramieniu. Poczuł, jak napinają się wszystkie mięśnie w jego ciele i nie tylko, co
w tej chwili było bardzo nie na miejscu. Elle na szczęście chyba nie zauważyła, że
jego spodnie nagle zrobiły się bardziej obcisłe. Naprawdę nic mi nie będzie.
Jesteś pewna? Bo to żaden problem. W myślach już zaplanował trasę.
Zajmie im to maksimum dziesięć minut. No dobra, po drodze złamią trochę
przepisów, ale jakie to ma znaczenie wobec bezpieczeństwa Elle?
Nic mi nie jest, słowo. Wyciągnęła rękę i odgięła mały palec.
Przyglądał się jej bez słowa, więc zahaczyła małym palcem o jego dłoń i potrząsnęła
energicznie. Widzisz? Daję słowo.
Kto po podstawówce w taki sposób przypieczętowuje obietnice? Właściwie
nie przypominał sobie nawet, by robił to w podstawówce. Pokręcił głową, zapłacił za
zakupy i razem z Elle wrócił do samochodu. Dopiero kiedy wsiedli do auta i odpalił
silnik, przypomniał sobie, że nie ma pojęcia, gdzie ona mieszka.
Dokąd jedziemy?
Przeglądała się w lusterku.
Opuchlizna chyba ustępuje. Podwiez mnie do samochodu.
Jasne.
Naprawdę mi nie odpuścisz, prawda?
Dziwi cię to?
Elle z westchnieniem ukryła twarz w paczce mrożonego groszku.
Nie. Pojedziemy Trzysta Dziewięćdziesiątą Piątą na północ, powiem ci,
który zjazd, potem pierwsza w prawo i jeszcze raz w prawo. Trzeci dom po lewej.
Wydawało się, że to mało skomplikowane. Wyjechał z parkingu i ruszyli na
północ. Kiedy byli w sklepie, zapadł zmrok. Nie wiadomo dlaczego, odczuł ulgę,
wyjeżdżając za miasto. Przez ułamek sekundy rozważał, czy nie zlekceważyć zjazdu
i pognać dalej, do siebie, ale szybko porzucił ten pomysł. Elle najlepiej poczuje się u
siebie.
Kierując się jej wskazówkami, trafił na jedno z licznych przedmieść na
północnym skrawku Spokane. Tu przynajmniej domy nie tłoczyły się jeden przy
drugim każdy otaczał sporych rozmiarów ogród i to zarówno do frontu, jak i od
tyłu, sądząc po wysokości płotów. Zwiatła reflektorów omiotły jej dom pomalowany
na pogodny żółty kolor. Na werandzie wisiała doniczka z kwiatami.
Gabe a wcale to nie zaskoczyło. Zaparkował camaro. Ciekawe, jak się dorasta
w takim domu. Inaczej, zupełnie inaczej. O takiej przyszłości marzył dla dzieci,
które, jak ostatnio zdecydował, są częścią tej przyszłości. Dobry Boże, miał już po
dziurki w nosie samotności, która zżerała go żywcem.
Rozdział 11
Dziwnie się czuła na myśl, że Gabe był w jej domu. Poruszyła ramionami, by
bluzka otarła się o jej plecy i choć trochę ulżyła nieznośnemu swędzeniu. Elle
marzyła o prysznicu, ale nie chciała zostawiać Gabe a samego, żeby włóczył się po
całym domu, zajmował jej przestrzeń. Podrapała się w łokieć i znieruchomiała, gdy
zauważył ten gest.
Nie polepszyło ci się.
Trochę trwa, zanim benadryl zadziała. A i tak objawy ustąpią na dobre
dopiero, kiedy wszystko z siebie zmyje. Może pooglądasz telewizję, a ja
szybciutko wezmę prysznic?
Prześliznął się po niej wzrokiem; było to spojrzenie tak intensywne, że miała
wrażenie, że jej dotyka. O rany. Może rzeczywiście zimny prysznic dobrze jej zrobi. I
to już zaraz, natychmiast.
Salonik jest tutaj. Skinęła w stronę drzwi za jego plecami i ruszyła do
schodów. Zaraz wracam.
Gabe nie odstępował jej ani na krok.
Nie powinnaś być teraz sama.
O Boże!
Nie jestem sama. Ty tu jesteś. Skinęła ręką w stronę saloniku i ruszyła
po schodach na piętro. W sensie tutaj, w domu. Obiecuję, że jeśli zacznę się dusić,
będę wrzeszczeć na całe gardło.
Jeśli zaczniesz się dusić, nie będziesz w stanie wrzeszczeć.
Te słowa nie powinny budzić sprośnych myśli. Naprawdę. Ale z drugiej
strony, czy można się jej dziwić? Szedł tuż za nią, w stronę jej sypialni, i nie mogła
nie myśleć o ostatniej sytuacji, gdy byli razem w sypialni.
O nie, zły pomysł. Bardzo zły.
Zostań tutaj. Podniosła rękę.
Zatrzymała go dopiero jej ręka na jego piersi. Stała o schodek wyżej i tym
samym byli prawie równego wzrostu.
Nie muszę wchodzić z tobą pod prysznic, ale zostanę tu, póki się nie
upewnię, że nic ci nie grozi.
Przesadzasz. Mówiła nisko, ochryple. O cholera! Odkaszlnęła. A
gdzie chcesz czekać?
Uśmiechnął się tak, że zaparło jej dech w piersiach.
Jak to gdzie? W łazience, ma się rozumieć.
Ma się rozumieć...
Nie bardzo wiedziała, jak to zrobił, ale ani się obejrzała, a siedziała na blacie
w łazience. Gabe zdejmował jej buty.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]