[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Twój miecz powiedziała.
Nie, to wszystko, czego potrzebuję odparł, wyjmując tylko sztylet i wkładając go za przepaskę
na biodrach. Nóż był ciężki, miał półtorej piędzi długości i szerokie ostrze, jednak był tak
wyostrzony, że można było nim przeciąć spadający włos. Nie mówiąc nic więcej, Cymmerianin
rozpłynął się w ciemnościach.
Zamorańczyk Hyras czuł się nieszczęśliwy. Wraz ze swoim kompanem, innym Zamorańczykiem o
imieniu Nargal, został wyznaczony do pilnowania do świtu północnego skraju obozowiska. Znacznie
bardziej wolałby zabawić się w towarzystwie niewolnic.
Dlaczego musimy męczyć się na warcie? narzekał w obecności
przyjaciela. Przecież herszt powiedział, że nie byli ścigani.
Właśnie podchwycił Nargal. Uważa się za wielkiego wodza, dlatego musi mieć warty i&
splunął dla podkreślenia swych słów & dyscyplinę
wykrzywił szpetną, dziobatą twarz w jeszcze szpetniejszym grymasie.
Gdybym chciał tak żyć, nie dezerterowałbym z armii Zamory.
Czasami wydaje mi się, że w barakach w Shadizar było przyjemniej niż na tym wietrznym
pustkowiu powiedział Hyras.
Tutaj przynajmniej nie karzą chłostą, ale i tak te warty są psu na budę potrzebne rzekł Nargal.
Niech Set porwie naszych wodzów. Pewnie śpią teraz w najlepsze. Zamierzam zrobić to samo.
Oparł się o siodło i przymknął oczy. Pozbawiony rozmówcy, Hyras stwierdził, że jemu również
zaczyna się kiwać głowa. Po kilku niezbyt zdecydowanych próbach zachowania czujności on także
zapadł w sen. Nie zauważyli człowieka, który cicho jak wąż podkradł się do nich na odległość
ramienia.
Hyras obudził się nagle. Słońce było jeszcze pod widnokręgiem na
wschodzie, lecz pierwsze promienie już barwiły niebo na różowo. Gwiazdy szybko bladły, ptaki
rozpoczynały śpiewy. Hyras rozejrzał się wokół z niepokojem, wyglądało jednak na to, że jego
zaniedbanie pozostanie nie zauważone. Nargal dalej siedział oparty o siodło, tak jak zasnął,
zgarbiwszy głowę na pierś. Gdy zrobiło się jeszcze jaśniej, a słońce poczęło zabarwiać niebo na
błękitny kolor, Hyras ujrzał, że spiczasta, sinoczarna broda Nargala opiera się o szkarłatną koszulę.
Hyras ziewnął, podparł się i zastanowił, co kamrat wyznaczony na kucharza przygotował dla nich na
śniadanie. Wtedy przyszła mu do głowy dziwna myśl.
Przypomniał sobie, że poprzedniego dnia Nargal miał na sobie żółtą koszulę.
Był z niej niezwykle dumny. Opowiadał, jak zabił jej poprzedniego właściciela, skręcając mu kark,
by nie zaplamić krwią pożądanego stroju.
Podpełznął do przyjaciela i położył rękę na jego ramieniu, by go obudzić.
Natychmiast ją oderwał i wstrząśnięty utkwił wzrok w pokrywającej dłoń lepkiej wilgoci. Nargal
opadł bezwładnie w tył, wpatrując się martwym spojrzeniem w jaśniejące niebo. Gardło miał
poderżnięte od ucha do ucha.
Hyras wybałuszył oczy i ze zduszonym okrzykiem zerwał się na równe nogi.
Potoczył dookoła przerażonym spojrzeniem, ale nie dostrzegł nic niezwykłego.
Z krzykiem pobiegł do obozu.
Do broni! Zamordowano Nargala! Do broni!
Gdy wśród wołań i zamieszania dotarł między namioty, Taharka złapał go za kołnierz.
Kto zabił Nargala? zapytał gniewnie.
Nie wiem! wykrzyknął Hyras, bliski histerii. Musiały mi się na chwilę zamknąć oczy, a
kiedy je otworzyłem, już nie żył! To dzieło demonów!
Taharka odepchnął go od siebie tak silnie, że Zamorańczyk potoczył się po ziemi.
Demony! prychnął gniewnie Keshańczyk. Głupek! Chodzmy
zobaczyć to dzieło demonów!
Razem z innymi ruszył na posterunek, który poprzedniego wieczoru
wyznaczył dwóm Zamorańczykom. Wokół ciała Nargala zebrała się grupa wykrzykujących i
dyskutujących mężczyzn.
Zaiste, to dzieło demonów powiedział bandyta z Khoraji, znany wśród kamratów z mnóstwa
przesądów. Obszernym gestem wskazał nie poruszoną trawę wokół miejsca zbrodni. Widzicie, na
trawie nic nie widać. Jak jakikolwiek wróg zdołałby zakraść się pomiędzy nas tak niepostrzeżenie?
Nigdzie nie ma nawet kępy krzaków, za którą mógłby się schować.
O co poszło, Hyrasie? spytał Taharka. O kobietę, czy o
niesprawiedliwy podział łupów?
Przysięgam, że to nie tak! krzyknął Zamorańczyk. Nargal był moim przyjacielem! Wspólnie
zdezerterowaliśmy z zamorańskiej armii i przez wiele lat wędrowaliśmy razem!
Myślę, że kłamiesz stwierdził Taharka. Nie mam nic przeciwko uczciwym pojedynkom
między moimi ludzmi, ale nie dopuszczę, żeby
mordowali się we śnie skinął głową na Aksandriasa, który dobył miecz.
Jednym pchnięciem przeszył serce bandyty, zanim zaskoczony Zamorańczyk zdołał choćby mrugnąć
okiem. Taharka z satysfakcją popatrzył na dwa trupy.
Hyras został słusznie ukarany za morderstwo, a Nargal zasłużył na śmierć za zaśnięcie na warcie
orzekł. Skoro załatwiliśmy już tę sprawę, chodzmy na śniadanie. Czeka nas dzisiaj długi marsz.
Wrócili do obozu, w którym z pozbawionymi wyrazu twarzami oczekiwali na nich niewolnicy i
niewolnice. Gdy bandyci poczęli zwijać namioty, powietrze przeszył kolejny przerażony krzyk:
To Pushta! drżący głos należał do Nemediańczyka. Myślałem, że jeszcze śpi, a on nie żyje,
jak Nargal!
Pozostali bandyci zebrali się przy następnych zwłokach. Dwa morderstwa jednej nocy? rzekł
Taharka. To niedobrze.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]