[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jakim prawem wyniosłeś mnie pan na ulicę?
Prawem pańskiej bezwładności, a mojej siły!
Jakim prawem nachodzisz obce mieszkanie i wtrącasz się w moje prywatne sprawy? Ja
cię nauczę bałamucić mi dziewczynę, intrygancie! Chcesz być obitym?
Chcę, żebyś się pan umiarkował w wyrażeniach i nie krzyczał tak, bom nie głuchy! Ta
pani kazała mi waści wynieść z pokoju, boś był pijany!
To i co, żem był pijany! Mam prawo pić, gdzie mi się podoba, tym bardziej u swojej ko-
chanki! A panu co do tego?
Nic! Nikt panu prawa pić nie przeczy, ale też nikt nie zabroni wyrzucać pijaka, gdy pani
domu dokuczył.
Olszyc chciał coś odrzec, ale w tejże chwili postać jakaś z głębi sieni przyskoczyła do niego
i wymierzyła mu policzek. Stracił głos.
Masz! rozległ się głos studentki. %7łebyś mi burd nie zaczynał! Ja ci pokażę prawo, pija-
ku! Ja cię nauczę wykrzykiwać moje imię wśród tych burd! A wy tu czego, reszta? Gromadą
napadacie na jednego, zbóje! Precz mi stąd i ani łapą do mnie!
Olszyc oprzytomniał, uśmiechnął się przez zęby.
Medycy wychodzą z mody, ha, ha! Podobał się białowłosy niedorostek, podobny do ko-
ściotrupa! Winszuję zdobyczy, tyczko miernicza! Nadgraniczna prowincja! Kto żył, pustoszył,
ha, ha!
Teraz już Hieronim stracił cierpliwość. Porwał medyka za kołnierz, obrócił jak frygę i cisnął
z bramy w ulicę.
Koledzy poszkodowanego rzucili się na pomoc. Tu już wynikła formalna bójka na pięści. W
ciemnej sieni zakotłowało się jak w garnku, i nie wiadomo, czyby Hieronim wyszedł żyw z rąk
ośmiu, gdyby stróż, widząc, na co się zanosi, a nie chcąc alarmować policji, nie wytoczył si-
kawki i w kłąb walczących nie puścił strumienia lodowatej wody.
Po chwili na pobojowisku zostali: Hieronim, studentka i stróż, klnąc awanturników. Reszta
uciekła przed kąpielą.
Chłopiec, zmarszczony, zły, wyminąwszy dziewczynę wbiegł na schody. Zatrzymała go u
drzwi.
42
Przepraszam pana i dziękuję rzekła zmienionym głosem, podając mu rękę.
Promyk różowej lampy przez szczelinę drzwi padł jej na twarz. Wskutek oświetlenia czy
podniecenia wydała się nad wyraz piękną i, co gorsza, niesłychanie ponętną. Miała na ustach i
w oczach niebezpieczny, drażniący urok; zmieszał się po raz pierwszy w życiu przed wzrokiem
kobiety.
Przykre wspomnienie awantury rozwiało się jak sen pod tym zupełnie nowym wrażeniem.
Jakiś dziwny niepokój ogarnął mu duszę.
Wziął podaną rękę i uścisnął lekko.
Nie ma za co pani ani przepraszać, ani dziękować rzekł, opanowując się po chwili, już
zupełnie chłodno. Ten pan sam się nie szanuje, więc też nie uszanuje nikogo. Uważam go za
niegodnego dalszej wzmianki i pamięci.
Aotr! mruknęła przez zęby. Ciekawam, co też pan myślał o mnie, słuchając go.
Chłopak zawahał się chwilę.
Szkoda mi pani było. Trzeba wybierać ludzi. Nie dawać się takim na poniewierkę.
Zaśmiała się dziwnie i zmieniając nagle ton, spytała, wpatrując się weń:
Panu na imię Hieronim podobno?
Hieronim Białopiotrowicz.
Powinno być Hieronim Savonarola. Kobiety wszystkiego by się wyrzekły dla pana, a
mężczyzni przez zawiść upiekliby pana żywcem.
Miła perspektywa! uśmiechnął się. Mieć tłum kobiet to zbytek, a stos niezabawny
kres życia. Nie zazdroszczę imiennikowi honoru!
Ale panu będą zazdrościć.
Winszuję, jest czego! szepnął gorzko.
Vederemo! uśmiechnęła się po swojemu, zagadkowo, niknąc w głębi mieszkania.
Nazajutrz już na progu instytutu koledzy przywitali Hieronima śmiechem i setką koncep-
tów.
Ostro obszedłeś się z medycyną!
Oho, nie chciałbym rywalizować z tobą! Cicha woda z ciebie!
Jesteś tedy pasowany na rycerza pięknej Afry!
Co za Afra znów? zawołał oszołomiony.
Ano, twoja sąsiadka!
Nawet nie wiem, jak się wabi! Afra. A to by było w guście dziadunia. Pogańskie akurat-
nie!
Co ty tam prawisz o guście dziadunia, kiedy tu o twoim mowa? Nie pomogło odżegnywa-
nie złego ducha. Na kogo ona parol zagnie, ten jej nie ujdzie.
Chłopiec zatkał uszy dłońmi.
Gwałtu! Bierzcie ją sobie, a mnie zostawcie w spokoju!
Ejże! Znasz Afrę, to już tam ze spokojem krucho. No, no, nie zapieraj się! Przyszła kre-
ska.
Ano, to cicho, dosyć! Jest o czym mówić tyle! %7łebym ja tyle o was mówił, to bym dostał
astmy. Chodzmy do sali!
Tak, ze spokojem studenta było krucho. Gdzieś go odleciał nagle i nie wracał. U sąsiadki
było cicho, nikt nie przychodził; naukę Hieronima przerywał tylko śpiew cichy lub delikatne
dzwięki pianina.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]