Indeks IndeksGerber Michael Barry Trotter. Tom 2 Barry Trotter I Niepotrzebna KontynuacjaStar Wars Black Fleet Crisis 01 Before the Storm Michael P Kube McDowellMoorcock_Michael_ _Zwiastun_Burzy_ _Sagi_o_Elryku_Tom_VIIISean Michael Velvet Glove Volume IVMoorcock Michael Runestaff 4 Rune StuffLeigh Michaels Nowy wspĂłlnikŻycie i czasy Michaela KBaxter Mary Lynn Prezent dla Joni Gwiazdka miłościDale Carnagie Jak Zdobyć‡ PrzyjacióśÂ‚ i Zjednać‡ Sobie LudziCharlotte Lamb Runaway Wife (pdf)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    ROZDZIAA
    13
    Cudownie ... Jutro jest Zwięto Dziękczynienia ...
    - Mówiłaś coś? -:- spytał siedzącej za kierownicą Meredith.
    - Nie, ale cieszę się, \e nie śpisz. - Spojrzała na niego spod zmarszczonych brwi. - Zachowałeś się jak
    ostatni cham.
    - Tak jak twój Baryła. - Richard ziewnął i pomasował zesztywniały od przenikliwego bólu kark. Cho-
    lera, \e te\ musiał zasnąć, pomyślał. Był pewien, \e uło\enie głowy w czasie drzemki wywołało ból. - A w
    dodatku to on zaczął.
    - Tonie jest \adne usprawiedliwienie. To najwy\ej kretyńska wymówka. Myślę, \e mo\na wymagać od
    nas czegoś więcej.,
    - Mo\e od ciebie.
    - Sądzę, \e powinieneś przeprosić Luke'a.
    - Niech mnie diabli wezmą, jeśli to zrobię.
    - On z pewnością nie przeprosi ciebie pierwszy.
    - Anijajego. - Spojrzał na nią podejrzliwie. - Do
    czego zmierzasz?
    - Do jutrzejszego obiadu.
    - Nie ma problemu. Nie będę z wami jadł. Nienawidzę indyka. Pamiętasz?
    - Nigdy w \yciu o nic cię nie prosiłam, Richard.
    - I chcesz to teraz nadrobić?
    - Je\eli to pozwoli nam spokojnie dotrwać do
    ślubu, to tak. Jestem ju\ naprawdę u kresu wytrzymałości nerwowej. Wszystko, co tylko mogło pójść
    zle, poszło zle.
    - W takim razie mo\e powinniście \yć bez ślubu?
    - Nie kuś mnie i nie zmieniaj tematu.
    - Nie będę przepraszał za kłótnię, której nie wywo-
    łałem.
    - Czy tak wiele będzie cię kosztowało podanie ręki Luke'owi?
    - Czy więcej by to kosztowało Baryłę?
    - Luke'a - poprawiła go zirytowana Meredith.
    - Faceta, który naprawdę potrafi dogadać się z ka\-
    dym, kogo spotka. Z ka\dym oprócz ciebie.
    - Daj spokój, Meredith. Chyba sama nie wierzysz w to, co mówisz.
    - To jest prawda. I to nie dotyczy tylko Luke'a.
    Susan te\ jest na ciebie wściekła, a dziś rano - nie wiem, mo\e ju\ o tym zapomniałeś - wujek Loren
    równie\ nie był tobą zachwycony.
    - Podsłuchiwałaś!
    - Oczywiście, \e podsłuchiwałam.
    - T o ty mnie tutaj zaprosiłaś; Meredith. A teraz
    wykorzystujesz to ,przeciwko mnie.
    - Chętnie bym to zrobiła. .
    - Zwietnie.' W takim razie wyje\d\am.
    - A dokąd, jeśli wolno spytać?
    To był celny cios. Richard sam zadawał sobie to
    pytanie.
    - Mo\e na Tahiti. Jeszcze tam nie byłem.
    - Nie chcę, \ebyś wyje\d\ał.
    - T o czego w takim razie chcesz?
    -- Chcę, \ebyś przeprosił Luke'a.
    , - Nie prędzej, ni\ ten kuc Baryły wygra wyścigi w Kentucky. - Naprawdę nie potrafisz podać mu
    ręki? Zachowujesz się jak dzie
    - Czy\by? - Uniósł' brwi z ironiczną miną. - A robienie confetti z welonu to nie jest dziecinne za-
    jęcie?
    Meredith zaczerwieniła się i przez chwilę nic nie
    mówiła.
    - T o zupełnie co innego.
    - No tak, oczywiście.
    - Nie rozumiem, \e mo\esz się wściekać o taki
    drobiazg.
    Richard sam tego nie potrafił zrozumieć. Nie mógł uwierzyć, \e dał się sprowokować Baryle, \e
    dwukrotnie od rana pokłócił się z Susan, \e wszyscy dookoła byli na niego wściekli. T o musi być
    sprawa gwiazd, uznał.
    - Uwierz mi, Meredith. Nie mam zamiaru go przeprosić.
    :- Dobrze - powiedziała. - W takim razie go nie przepraszaj.
    - Nie przeproszę. - Odwrócił głowę i patrzył przez okno.
    W miarę, jak zbli\ali się do miasta, na szosie był coraz większy ruch. Kiedy przeje\d\ali obok
    ogromnej lśniącej cię\arówki, nagły odblask poraził oczy Richarda. Pomimo okularów słonecznych
    poczuł przeszywający ból. Bo\e jedyny, co mu się stało? Był wściekły. Spojrzał na siostrę i zobaczył,
    \e Meredith ociera wierzchem dłoni spływającą jej po policzku łzę.
    7" Natychmiast się zatrzymaj - odezwał się najbardziej szorstkim głosem, na jaki mógł się zdobyć. -
    Rykiem niczego ze mną nie załatwisz - powiedział, nie mając pojęcia, jak bardzo jego ton przypomina
    w tym momencie ton Parkera-Harrisa seniora.
    - ;Przestań cytować tatusia - krzyknęła, kompletnie wyprowadzona z równowagi. - Na szczęście nie
    ma go tu, więc nie muszę być dzielnym małym \ołnierzem. Ty zresztą te\, kretynie. Jestem dorosłą
    kobietą i mogę płakać, ile tylko mi się podoba!
    Szloch siostry przestraszył Richarda. Meredith zwolniła i wytarła nos w chusteczkę. Nie umiał
    oprzeć się wzruszeniu wywołanemu jej rozpaczliwą, nie skrywaną: bezradnością:.
    - Dobra, ju\ dobra. Przeproszę Baryłę.
    - Luke'a - poprawiła go, pociągając nosem.
    - Dobra, dobra, Luke'a. Tylko ju\ przestań beczeć.
    - Obiecujesz? - Meredith zjechała na parking
    przed supermarketem-i spojrzała na brata załzawionymi oczami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •