Indeks IndeksJohn Maddox Roberts Stormlands 04 Steel Kings UC FR6Barrie Roberts Sherlock Holmes and the King's Governess (pdf)MiloĹĄ JesenskĂ˝ & Robert Leśniakiewicz Tajemnica księżycowej jaskiniIsaac Asimov & Robert Silverberg The Positronic ManOut of Uniform 1 In Bed with Mr Wrong Katee RobertCo Polska dała światu Jerzy Robert Nowak tom 1Heinlein, Robert A Historia del Futuro IIIC Roberts John Maddox Conan zuchwałyHaasler Robert Zbrodnie w imieniu ChrystusaHeather MacAllister Jak się pozbyć Abby
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • limerykarnia.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    powstrzymać protest Eda. - I wydaje mi się, że po tych trzech
    napadach już czas, by spróbować czegoś bardziej ofensywnego.
    - Nasze dochodzenie... - zaczął Ed.
    - Zledztwo będzie toczyć się dalej - Harris pukał palcami w stos
    teczek. - Konferencja prasowa w poniedziałek rano odbędzie się
    według planu. Naszym najważniejszym celem jest uniknąć następnej
    tragedii. Chcę dać szansę temu pomysłowi. - Zwrócił się do Grace. -
    Jeśli posłużymy się tym planem, będzie nam potrzebna pani
    współpraca w pełnym zakresie, panno McCabe. Przydzielimy
    policjantkę, by odbierała telefony w pani domu. Panią można
    umieścić w hotelu, dopóki to nie zadziała, i o ile w ogóle do tego
    dojdzie.
    193
    - To mój głos - powiedziała kategorycznie. Jej głos i jej siostry.
    Nie ma prawa zapomnieć, że to też głos jej siostry. - Możecie
    przydzielić tyle policjantek, ile tylko chcecie, ale ja już wszystko
    załatwiłam. Pracuję dla Fantasy i zaczynam dziś wieczorem.
    - Do jasnej cholery - Ed podniósł się, chwycił ją za ramię i
    wyprowadził na zewnątrz pokoju.
    - Zaczekaj chwilę.
    - Zamknij się - Lowenstein po drodze do automatu z kawą
    cofnęła się i pozwoliła im przejść. - Myślałem, że masz głowę na
    karku, a ty mi wyskakujesz z czymś takim.
    - Mam głowę, ale nie będę miała ręki, bo zaraz mi ją wyrwiesz. -
    Przechodził już przez drzwi wejściowe w stronę parkingu, ciągnąc za
    sobą Grace, która szarpała się zadyszana. Zaczęła zastanawiać się,
    czy nie czas już rzucić palenie.
    - Wsiadaj do samochodu i jedz do domu. Powiem Cawfield, że
    rezygnujesz.
    - Mówiłam ci już coś wcześniej na temat wydawania rozkazów,
    Ed. - Niełatwo było jej złapać oddech i zachować spokój, ale robiła,
    co mogła. - Przykro mi, że jesteś zmartwiony.
    - Zmartwiony? - Wziął ją za ramiona. Był bliski tego, by ją
    podnieść i wrzucić do samochodu. - Tak byś to nazwała?
    - No dobrze. Przykro mi, że jesteś wściekły. Może policzysz do
    dziesięciu i mnie posłuchasz?
    - Nie ma nic, co możesz powiedzieć, by mnie przekonać, że nie
    zwariowałaś. Jeśli zostało ci choć trochę rozsądku, jeśli to, co ja
    czuję, cokolwiek dla ciebie znaczy, to wsiądziesz teraz do
    samochodu, pojedziesz do domu i zaczekasz.
    - Czy wydaje ci się, że to byłoby w porządku? Czy uważasz, że
    możesz w ten sposób stawiać sprawę? - podniosła głos i uderzyła go
    pięścią w piersi. - Wiem, że ludzie uważają że jestem ekscentryczna,
    że mam trochę nie po kolei w głowie, ale nie myślałam, że ty też
    mnie za taką uważasz. Tak, obchodzi mnie, co czujesz. Szaleję na
    twoim punkcie. Do diabła, powiedzmy nawet więcej, jestem w tobie
    zakochana. A teraz zostaw mnie w spokoju.
    Zamiast tego ujął jej twarz w swoje dłonie. Tym razem jego usta
    nie były delikatne ani cierpliwe. Jakby bojąc się, że może mu się
    wyrwać, przyciągnął ją z całych sił, aż napięcie obojga osłabło.
    - Jedz do domu, Grace - powiedział cicho.
    194
    Zamknęła na chwilę oczy, potem odwróciła się, dopóki nie
    poczuła się na tyle silna, by mu odmówić.
    - Dobrze. W takim razie jest coś, o co ja cię teraz poproszę. - Gdy
    odwróciła się do niego, w jej oczach było zdecydowanie. - Chcę,
    żebyś wrócił i oddał swoją broń i odznakę inspektorowi. Chcę, żebyś
    zaczął pracować w firmie twojego wuja.
    - Co to, do diabła, ma z tym wszystkim wspólnego?
    - Chcę, żebyś to zrobił, proszę, żebyś to zrobił, bo tego pragnę po
    to, bym nie musiała się już o ciebie martwić. - Obserwowała jego
    twarz, zmaganie się, czekała, co powie. - Zrobiłbyś to, prawda? -
    powiedziała cicho. - Dlatego, że powiedziałam, że tego pragnę.
    Zrobiłbyś to dla mnie i byłbyś nieszczęśliwy. Zrobiłbyś to, ale nigdy
    byś mi do końca życia nie wybaczył, że cię o to poprosiłam. Prędzej
    czy pózniej znienawidziłbyś mnie za to, że zmusiłam cię, byś
    zrezygnował z tego, co jest dla ciebie ważne. Gdybym ja zrobiła to
    dla ciebie, do końca życia bym pluła sobie w brodę, że nie mogłam
    zrobić nawet tej ostatniej rzeczy dla mojej siostry.
    - Grace, nie musisz niczego sobie udowadniać.
    - Chcę ci coś wyjaśnić. Chyba to pomoże - przeciągnęła rękami
    po włosach i przysiadła na masce samochodu. Teraz, gdy głośna
    rozmowa się skończyła, na asfalcie przysiadł gołąb, by podziobać
    porzuconą torebkę w poszukiwaniu resztek jedzenia. - Niełatwo jest
    mówić mi o tym. Powiedziałam ci, że Kathy i ja nie byłyśmy ze sobą
    blisko. Można to sprowadzić do tego, że ona tak naprawdę nigdy nie
    była osobą, jaką chciałam, żeby była. Udawałam i starałam się to
    przed nią ukryć w miarę możliwości. Prawda jest taka, że ona
    wiecznie miała mi coś za złe, może nawet chwilami mnie nie-
    nawidziła. Nie chciała, ale nie potrafiła tego zmienić.
    - Grace, nie mów teraz o tym.
    - Muszę. Jeśli tego nie zrobię, nie będę mogła o tym nigdy
    zapomnieć. Ja obwiniałam za to Jonathana. To mniej bolało obciążyć
    jego za wszystko. Ja nie znoszę problemów, rozumiesz? - Gestem,
    który robiła tylko wtedy, gdy była bardzo zmęczona albo napięta,
    zaczęła ugniatać swą brew. - Unikam ich albo je ignoruję.
    Zdecydowałam, że jego obciążę winą za to, że Kathleen nie zadawała
    sobie trudu, by odpisywać na moje listy, albo że nigdy nie okazywała
    dość ciepła, gdy przekonywałam ją, by pozwoliła się odwiedzić.
    Wmówiłam sobie, że on zrobił z niej snoba, że jeśli była zajęta
    195
    wspinaniem się po socjalnej drabinie, to była jego wina. Gdy się
    rozwiedli, to też uważałam, że on ponosi całkowitą winę. Nie potrafię
    szukać pośrednich rozwiązań.
    W tym miejscu przerwała, ponieważ reszta była trudniejsza.
    Założyła ręce na kolanach i mówiła dalej.
    - Obciążyłam go winą za jej problemy z lekami, nawet za jej
    śmierć. Ed, nie jestem w stanie ci powiedzieć, jak bardzo chciałam
    uwierzyć, że to on ją zabił. - Gdy spojrzała na niego, jej oczy były
    wilgotne. - Na pogrzebie to do mnie dotarło. Powiedział mi o [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •