Indeks IndeksMeier Susan Najcenniejszy prezent4 Susan Stephens Najbogatszy HiszpanBaraśÂ„ski Marek Bunt janczarówCS Friedman [Magister 02] Wings of WrathElizabeth Ann Scarborough Songs From The Seashell ArchivesCourths Mahler Jadwiga Wojenna śźonaTrudi Canavan Age of the Five 02 Last of the Wildscwiczenia czasy korkiCykl Pan Samochodzik (54) Stara ksić™ga Arkadiusz NiemirskiGordon Korman Radio Fifth Grade (v1.0)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    ła patrzeć przez wizjer; wiedziała, kto za nimi stoi. Otworzyła z uśmie-
    chem. Można powiedzieć, że nawet otworzyła je ze zdumiewająco ra-
    dosnym uśmiechem, zważywszy na to, jak niewiele spała tej nocy.
    - Kogo ja widzę? Toż to Charlie Whitman we własnej osobie!
    Wszedł do środka, zamykając pieczołowicie za sobą drzwi, a potem
    wziął ją w ramiona. W półmroku przedpokoju wydało jej się, że wyglą-
    da niezwykle przystojnie.
    - Muszę cię ostrzec: będę chciał nadrobić stracony czas
    - powiedział, całując ją w policzek.
    Już miała się roześmiać, ale gdy w nieco lepszym świetle zobaczyła
    twarz Charliego, zrobiła przerażoną minę.
    - Boże, twoje oko!
    Charlie uniósł brwi, zdziwiony jej reakcją.
    - Mówisz o moim oku? - Wydął usta. - Co chcesz od niego? Uważam,
    że wygląda całkiem normalnie.
    Czuł się tak szczęśliwy, że taki drobiazg jak podsiniaczone oko nie był
    w stanie pozbawić go dobrego humoru.
    - Powiedziałbym nawet, że nawet tak podobam się sobie
    bardziej. Ten siniak daje do myślenia, intryguje... W ten sposób staję się
    jeszcze bardziej interesujący - dodał. - Ale nie przyszedłem tu wcale po
    to, żebyś użalała się nade mną.
    - Tak? A po co? - Cassie zrobiła niewinną minę.
    - Zaraz się dowiesz - powiedział i przyciągnął ją do siebie.
    Cassie przytuliła się mocno. Zamarła bez ruchu. Wstrzymała nawet
    oddech. Dłonie Charliego zanurzyły się w jej włosy. Rozgarniał je pal-
    cami, gładził ją po szyi i ramionach. Miała jeszcze pod powiekami
    resztki snu. Czuła się tak dobrze, tak bezpiecznie. Wydawało jej się, że
    cały świat ze swymi sprawami odpływa gdzieś daleko, traci swe ostre
    kontury, przestaje się liczyć.
    Pocałował ją delikatnie w usta. Pocałunek był nieśmiały, niczym prze-
    prosiny. Ale Cassie nie czuła już gniewu, przeciwnie, owładnęła nią
    prawdziwa namiętność: chciała być z nim jak najbliżej, mieć go dla
    siebie. Nie bez jej udziały niewinny pocałunek przerodził się w długą
    pieszczotę, której oddawali się z zapamiętaniem.
    Czuł przy sobie jej jędrne, rozgrzane snem ciało. Jak mógł sobie po-
    myśleć, że powinien trzymać się od niej z daleka?
    Ręka Charliego opadła, a potem powędrowała po jej ramieniu w górę,
    by spocząć na piersi Cassie. Zamknął ją w dłoni, czując, jak sutka
    twardnieje pod jego dotykiem. Cassie westchnęła. Przez jej ciało prze-
    biegł dreszcz. Miała wrażenie, że od środka pali ją gorąco. Przytrzyma-
    ła jego dłoń i spojrzała mu w oczy.
    - Nie możemy teraz tego zrobić, Charlie. Wszyscy już są na dole, cze-
    kają na nas.
    Charlie zdawał się jednak nie słyszeć. Chciał, by ta chwila trwała. Nie
    chodziło mu nawet o to, by pójść z Cassie do łóżka. Chciał po prostu z
    nią być, czuć jej bliskość, zapach, jej dotyk. Było mu tak dobrze. Ale
    słyszał, oczywiście, co do niego powiedziała, i wiedział, że czeka na
    odpowiedz.
    - Jesteś pewna? - szepnął. - Zrobię wszystko, co zechcesz. Ale po-
    wiedz szczerze, chcesz tego?
    Z jej oczu mógł wyczytać odpowiedz. Patrzyły na niego z czułą uwa-
    gą. Widział w nich namiętność i odwagę. Ale to spojrzenie mówiło, że
    powinni poczekać. Ma poddać się próbie, zasłużyć na to.
    - To chyba ja powinnam cię o to zapytać. Ty odpowiedz, czy napraw-
    dę tego chcesz? Nie masz żadnych wątpliwości?
    - %7ładnych - odparł z przekonaniem. - Mam ci to udowodnić? - zapytał
    z błyskiem w oku.
    - Nie teraz, Charlie - uśmiechnęła się. - Musimy zejść na dół - powie-
    działa, wysuwając się z jego objęć.
    Charlie ujął ją za rękę i spojrzał z powagą, która ją zadziwiła. Stał
    przyglądając się jej tak, jakby chciał powiedzieć coś ważnego. Cassie
    spoważniała i patrzyła na niego z wyczekiwaniem.
    - Ale wiesz... Ja nie potrafię... Ja nie wiem, czy potrafię - poprawił się. -
    Widzisz, związki uczuciowe to nie jest moja mocna strona. Czy możesz
    mi dać trochę czasu?
    Musiał się chyba zawstydzić tej szczerości, bo nagle zaczął mówić
    szybko i z przesadnym ożywieniem, jakby chciał ukryć zażenowanie.
    - Rany boskie! Co ja wygaduję! Stoję w pokoju hotelowym z prawie
    nagą kobietą i opowiadam takie rzeczy. Do czego ty mnie doprowadzi-
    łaś! Armstrong, jak ty to robisz?
    - Mam swój sposób... - uśmiechnęła się. - Wiem - dodała poważniejąc. -
    Nie będziemy się spieszyć, Charlie... Ja na pewno nie będę się spieszyć
    - powiedziała, potrząsając jego ręką, jakby zawierali ugodę. - A teraz
    zostaw mnie, bo muszę się szybko ubrać. Spotkajmy się za dziesięć
    minut w jadalni. Co ty na to?
    Skinął głową.
    - Dlaczego to wszystko musi być takie trudne? - westchnął i kręcąc z
    dezaprobatą głową, ruszył do drzwi.
    Na dole wszyscy, oczywiście, pytali go o podbite oko. %7łartom i żarci-
    kom nie było końca. Jedynie Cassie studiowała pilnie hotelowe menu,
    tak jakby od wyboru między jajkiem na miękko a grzankami na szynce
    miała zależeć reszta jej życia.
    - Wszystko jedno, co się stało - skrzywił się w końcu Charlie. - Waż-
    ne, że warto było. Prawda, Cassie?  pochylił się ku niej nieoczekiwa-
    nie.
    Cassie zachowała kamienną twarz, ale na moment wpadła w panikę.
    Co ma odpowiedzieć? Charlie zrobił tak wyrazną aluzję... Czuła na so-
    bie wzrok wszystkich obecnych. Spoglądali na nią z widocznym roz-
    bawieniem. Przypomniała sobie, na szczęście, że ludzie z reklamy nie
    traktują tego wszystkiego tak poważnie jak ona.
    - Skoro ty tak uważasz - powiedziała, robiąc znaczącą minę.
    Wydawało jej się, że wszyscy odetchnęli z ulgą i wymienili pełne
    aprobaty spojrzenia. A może tylko jej się zdawało?
    - Czuję, że wreszcie zaczniemy normalnie pracować - powiedział
    Scott, odsuwając się z krzesłem od stolika. Joe machnął w jej stronę
    przyjaznie. W tej samej chwili do sali weszła hostessa, niosąc telefon.
    - Telefon do pana Garnetta!
    Tom zerwał się od stołu i złapał słuchawkę.
    - Urodziła... - szepnęła Cassie, składając ręce. Wszyscy na chwilę za-
    marli w oczekiwaniu.
    - Urodziło się! - oznajmił Tom triumfalnie. - Tydzień wcześniej! - Po-
    toczył rozradowanym spojrzeniem po zgromadzonych.
    W sali wybuchł aplauz. Koledzy ruszyli z gratulacjami.
    - Jedz do niej natychmiast. Poradzimy sobie bez ciebie! - zawołała Cas-
    sie, ściskając trzęsące się z emocji ręce Toma. Młody ojciec uśmiechnął
    się z dumą.
    - Wszystko dobre, co się dobrze kończy, prawda? - powiedział Charlie,
    podchodząc do niej, gdy płaciła przy bufecie za śniadanie.
    - Otóż to - przytaknęła. - Więc chodzmy i skończmy wreszcie nasz
    projekt. Zostało jeszcze sporo pracy.
    Gdy szli obok siebie korytarzem w kierunku sali konferencyjnej, miała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •