[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Spragniona jego dotknięć, czekała na śmielszą piesz-
czotę, ale Andy zwlekał. Nadal głaskał ją po plecach.
Bez pośpiechu zdjęła gruby sweter i bieliznę. Stanęła
przed nim naga do pasa. Wtedy jej dotknął. Drżała
spragniona czułości, ale go nie popędzała. Znów ją po-
całował; oddała mu pocałunek. Miała wrażenie, że stoją
tak od kilku godzin. Oboje nie kryli, że pragną czegoś
więcej. Mimo to Andy z czułym uśmiechem włożył jej
przez głowę sweter zarzucony niedbale na ramiona.
Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Oczy mu po-
ciemniały, ale na twarzy malowała się czułość i troska.
Był pogodny i odprężony.
- Od chwili gdy cię ujrzałem, coś mi mówiło, że
będziemy mieli kłopoty - mruknął łagodnie.
- Ja jestem wszystkiemu winna?
- Pewnie. - Andy uśmiechnął się radośnie. - Zresztą
to dopiero początek. Igramy z ogniem, moja droga -
dodał i podniósł z podłogi kurtkę. - W tym tygodniu
mam tylko jedno wolne popołudnie. Co ty na to, żeby
wybrać się na narty? Są tu wspaniałe tereny do spacerów
na biegówkach. Moim zdaniem pomysł jest dobry, po-
nieważ mróz i grube kurtki udaremnią nagłe wybuchy
namiętności.
Maggie bez słowa skinęła głową. Stała w drzwiach,
S
R
patrząc, jak Gautier wsiada do auta i odjeżdża. Była
zadowolona, rozbawiona i trochę zbita z tropu. A to
drań, pomyślała z uśmiechem. Zawrócił jej w głowie
i pojechał do domu. Kusił pocałunkami, tulił w ramio-
nach, a potem zostawił. To dziwne, ale takie postępo-
wanie jej pochlebiało. Gautier uwodził ją z rozmysłem,
bez pośpiechu. Inni mężczyzni na jego miejscu staraliby
się jak najprędzej dopiąć swego. Andy zdawał sobie
sprawę, że więz istniejąca między nimi jest zbyt cenna,
by dla chwili rozkoszy zaryzykować jej zerwanie.
Ocknęła się z zamyślenia dopiero wtedy, gdy tylne
światła samochodu zniknęły jej z pola widzenia. Musia-
ła pogasić dziesiątki lamp i zamknąć na noc drzwi.
Oswojona samiczka szopa pracza imieniem Kleopatra
stała u wejścia na taras z noskiem przylepionym do szy-
by, czekając na wieczorną porcję smakołyków. O tej
porze dostawała zwykle marchewkę i resztki warzyw
z obiadu. Maggie uporała się z obowiązkami pani domu
i pomaszerowała do łazienki. Myjąc zęby, powtarzała
sobie, że nie zakocha się w przystojnym szeryfie. Wy-
kluczone!
Cóż z tego, że gdy ją całował, zapominała o całym
świecie i stawała się głucha na głos rozsądku? Była zbyt
doświadczona i mądra, by wierzyć, że miłość -- ta pra-
wdziwa - spada na ludzi jak grom z jasnego nieba.
Szczerze mówiąc, trochę się obawiała Andy' ego Gau-
tiera, bo jak czarodziej rzucił na nią urok. Ceniła spokój,
opanowanie i zdrowy rozsądek. Nie należała do kobiet,
które z radosnym westchnieniem rzucają się w ramiona
poznanego przed kilkoma dniami przystojniaka. Była
S
R
wybredna i konkurentom wysoko ustawiała poprze-
czkę.
Dzisiejszy dzień przyniósł mnóstwo wrażeń. Maggie
postanowiła wcześnie się położyć. Po kilku godzinach
obudziła się nagle. W sypialni panował mrok. Dziew-
czyna była zlana potem, serce jej kołatało, puls znacznie
przyspieszył, a strach chwycił ją za gardło.
Tak było co noc. Od pamiętnego wieczoru, gdy miała
wypadek, w środku nocy zrywała się ze snu, głęboko
przekonana, że ma coś na sumieniu. Nie chodziło o dro-
biazg - na przykład o debet na koncie albo zwłokę
w opłatach. Coś jej mówiło, że dopuściła się poważnego
wykroczenia. Setki razy próbowała wrócić pamięcią do
tamtego dnia. %7ładnych wspomnień. Pustka. Tylko bez-
podstawne poczucie winy.
Zacisnęła powieki. Próbowała myśleć o czymś in-
nym, by uwolnić się od lęku. Andy Gautier... Teraz
gotowa była przyznać, że chciała się z nim kochać.
Rzecz jasna, nie od razu. Jeśli ich znajomość będzie się
nadal rozwijała tak obiecująco jak dotychczas, można
pomyśleć o wspólnej przyszłości. Mieli ze sobą wiele
wspólnego. Jedyną przeszkodę stanowiły dziwne stany
lękowe, z którymi co noc walczyła. Nie należy się spie-
szyć. Miała czas. Andy, jak przystało na przedstawiciela
wymiaru sprawiedliwości, cenił szczerość i uczciwość.
To mężczyzna z zasadami. Maggie ceniła te same war-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]