[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Kiedy zobaczy pan Elsie, od razu zrozumie pan dla-
czego.
Meg poprowadziła go do obszernego pokoju tonącego
w dekoracjach z kolorowej bibułki i balonów. Goście rze-
czywiście wyglądali tak, jakby powyciągali z szaf stroje
zarezerwowane na naprawdę specjalne okazje.
- Czyż nie jest wspaniały? - zawołała rozpromieniona
jubilatka, wychodząc mu na powitanie. - To dla mnie? -
Skromnie spuściła powieki, kiedy Stephen wręczył jej bukiet
gardenii.
- Oczywiście, chociaż właściwie po co pani kwiaty, skoro
dziś wygląda pani jak najpiękniejsza lilia? - powiedział, spo-
glądając na jej długą, obszytą cekinami, turkusową suknię.
- Sidney zawsze powtarzał, że najładniej mi w zielonym.
- I nie mylił się. - Stephen odebrał z rąk Meg szklankę
ponczu.
- Bezalkoholowy - wyjaśniła pielęgniarka szeptem - bo
pensjonariusze nie powinni mieszać leków z mocmejszymi
trunkami. Ale niech pan zachowa tę wiadomość dla siebie,
bo nic o tym nie wiedzą.
Ktoś włączył muzykę, a Elsie zaprosiła Stephena do tańca.
- Jestem zaszczycony. Tylko mam nadzieję, że nie będzie
pani rozczarowana, bo od lat nie tańczyłem walca.
Chyba jednak był dobrym tancerzem, bo Elsie nie posia-
dała się ze szczęścia, wirując w jego ramionach po parkiecie.
Dopiero kiedy podano kanapki, mógł chwilę odetchnąć.
- Możemy pogadać? - Graham, który oczywiście towa-
rzyszył Meg na przyjęciu, odciągnął go na bok. - Alex poin-
formowała mnie dzisiaj, że zamierza złożyć wymówienie.
Podobno ci już o tym mówiła. Możesz mi wyjaśnić, o co
S
R
w tym wszystkim chodzi? Muszę przyznać, że spadło to na
mnie jak grom z jasnego nieba.
- To jej decyzja. - Stephen wzruszył ramionami i nagle
poczuł, że oblewa go fala gorąca, bo właśnie otworzyły się
drzwi i Alex pojawiła się w progu.
Miała na sobie suknię bez rękawów, w kolorze świeżej
mięty, i sandały na wysokich obcasach. Wyglądała tak olś-
niewająco, że Stephen zapomniał, co zamierzał powiedzieć.
Dopiero po chwili zorientował się, że Graham przygląda mu
się z uwagą.
- Na pewno wyjaśniła ci, dlaczego chce odejść - odezwał
się w końcu.
- Och, tak - odparł Graham z irytacją. - Mówiła coś, że
chce poszerzyć horyzonty, więc zdecydowała się spróbować
sił w którymś z krajów Trzeciego Zwiata. Simon Ross podo-
bno ma wyjechać przez WHO gdzieś do Afryki i Alex ma
nadzieję, że się z nim zabierze. Mówiła ci o tym?
- Nie.
Ciekawe, dlaczego w czasie porannej rozmowy nie wspo-
mniała słowem o swoich planach, zastanowił się Stephen.
Pewnie nie chciała go ranić informacją o tym, że związała
się z innym mężczyzną, bo domyśliła się, że ją kocha.
- Jak by nie było, uważam, że popełnia niewybaczalny
błąd! - Graham był tak wzburzony, że Stephen się zaniepo-
koił. Co prawda przyjaciel bardzo szybko odzyskiwał formę,
ale nadal nie powinien się denerwować.
- Może uda ci się ją przekonać, żeby zmieniła zdanie
- zasugerował, gubiąc się w myślach. Może kiedy on oznaj-
mi, że nie przyjmie żadnego stanowiska w nowej przychodni,
Alex zgodzi się zostać?
- Już próbowałem - rzekł Graham z westchnieniem. -
Wiem, że to egoistyczne z mojej strony, ale nie chcę jej
S
R
stracić. Od dłuższego czasu łudziłem się, że we dwójkę stwo-
rzycie świetny zespół. Cóż, zapomniałem o tym, że Alex
może mieć inne plany. Poza tym nigdy bym nie podejrzewał,
że coś ją łączy z Simonem Rossem.
Stephen słuchał przyjaciela z ciężkim sercem. Cóż mógł
mu powiedzieć? Odetchnął z ulgą, kiedy Meg zaprosiła Gra-
hama do tańca. Rozglądając się po sali, doszedł do wniosku,
że wszyscy poza nim świetnie się bawią. Chociaż nie. Alex
stała samotnie, minę miała smutną. Stephen ruszył w jej kie-
runku.
- Chyba tylko my podpieramy tu ściany. Zatańczysz?
Był prawie pewien, że odmówi, jednak Alex przyjęła za-
proszenie bez wahania. Podał jej dłoń i objął w pasie, uwa-
żając, by utrzymać odpowiedni dystans. Przechodził katusze,
bo bał się, że gdyby znów poczuł bliskość jej ciała, chyba
postradałby zmysły.
- Graham właśnie powiedział mi, że wybierasz się do
Afryki. Pewnie jesteś bardzo tym przejęta?
- Pewnie. To dopiero będzie wyzwanie! - przytaknęła,
ale Stephen nie usłyszał radości w jej głosie.
- Jasne. Zwłaszcza że jedziesz razem z Simonem. Zmie-
szne, ale po tym, co o nim mówiłaś, nigdy bym nie podej-
rzewał, że zgodzi się pracować dla WHO.
- Nie rozumiem?
- Mówiłaś, że jest strasznie skąpy. - Przez cały czas starał
się zachować kamienną twarz. - A nie słyszałem, żeby ktoś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]