[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Gdy wyszłaś z mojego łóżka?
Umilkła.
Wykorzystał to, że nie mogła wykrztusić słowa.
Czy dlatego zostałaś ze mną tamtej nocy? Czy aż
lak potrzebowałaś mężczyzny? Czy mógł to być każdy
mężczyzna?
Nie, nie i nie!
Zareagował, jakby jej odpowiedz brzmiała tak".
A więc rano, gdy spełniłem swoje zadanie,
pomyślałaś. że możesz się spokojnie wymknąć?
Mylisz się odparła, z uporem kręcąc głową.
Alinie mam zamiaru nic ci tłumaczyć.
Odstawił piwo na półkę biblioteczki i stanął przy
Devon Chwycił ją za ramiona.
A co innego mogę myśleć, co? Dlaczego uciekłaś
z hotelu?
Bo czułam odrazę.
Ta odpowiedz go poruszyła. Nie powiedziała mu
tak jeszcze żadna kobieta.
Odrazę? Do mnie?
Do siebie! krzyknęła. I do całej tej sytuacji.
Chciałam to wszystko jak najprędzej skończyć. Jeśli
masz zwyczaj sypiać z kobietami, których nie znasz,
to z pewnością potrafisz zrozumieć poranne
zakłopotanie.
Przygryzł wargi, przemyślał, co powiedziała i z tym
się z nią zgodził. Po chwili spytał:
A dlaczego dziś po południu znowu usiłowałaś
zniknąć?
Ponieważ nie mieliśmy już sobie nic do
powiedzeniu Nieprawda.
Prawda.
Czy chcesz mnie prosić, byśmy dzisiaj też
spędzili razem noc?
Nie! krzyknęła przerażona.
A więc mamy sobie jeszcze sporo do
powiedzenia.
Przypuszczam, że to właśnie cię denerwuje
rzuciła rozgorączkowana. Jesteś pewien, że każda
kobieta, która cię spotka, aż dyszy w oczekiwaniu na
pójście z tobą do łóżka. No to proszę się przyjrzeć
wyjątkowi, panie Tyler. Zciga mnie pan, gdyż to ja
pana zostawiłam, a nie odwrotnie. Ucierpiało na tym
pańskie ego.
Może przyznał posępnie. Częściowo na
pewno.
Więc niech pan je ugłaska gdzie indziej i z kimś
innym. Nie chcę pana więcej widzieć. Czy wyrażam
się jasno?
O tak. Ale nie przekonałaś mnie, Devon. Siebie
zresztą też.
Przyciągnął ją tak gwałtownie, że ręcznik zsunął się
jej z głowy, a włosy rozsypały na ramiona.
Pożądliwymi i wilgotnymi ustami dotknął jej warg.
Była daleka od potępienia tej agresywności;
reagowała na nią. Rozkoszowała się siłą Lucky'ego.
Zamiast się wyrwać, jak podpowiadał jej rozsądek,
chłonęła z rozkoszą pocałunek.
Lucky wsunął ręce pod jej bluzę. Uwielbiała jego
dotyk na skórze i chciała pozwolić sobie na to samo.
Lucky był twardy, same mięśnie i ścięgna. Jej
krągłości poddawały się miękko, przyciskane męskim
ciałem. Uwielbiała drapanie szczeciny na swojej
twarzy, smak ust, zapach jego skóry. Pożądała go.
Kiedy uniósł skraj bluzy, poczuła na nagim
brzuchu podniecający dotyk metalowej sprzączki. A
potem objął dłońmi jej piersi, gładząc je, pieszcząc,
przyprawiając o dreszcz rozkoszy dotykiem kciuków
na sutkach.
Devon... mruczał chrapliwie, wyczuwając przez
jedwab stanika stwardniałe nagle czubki. Dlaczego
jesteś tak twarda?
Wyrwała się i cofnęła, jakby był kimś
przerażającym, kim zresztą był dla niej w tym
momencie. Co dziwne, uśmiechał się.
Nie miałem na myśli niczego nieprzyzwoitego.
Twarda znaczyło trudna.
Wiem, co chciałeś powiedzieć rzuciła bez tchu,
niezdolna mówić normalnym tonem. To nie jest
trudne, to niemożliwe! Mówiłam ci już. A teraz,
proszę, odejdz i nie rób mi więcej kłopotów.
Jesteś zakłopotana...
Podążyła za jego spojrzeniem do swoich
nabrzmiałych piersi, tak wyraznie rysujących się pod
miękką bluzą. Okłamywałaby siebie tak samo jak
jego, gdyby próbowała zaprzeczyć, że go pożąda.
Szlochając niemal, szepnęła:
Odejdz, proszę.
Devon, zapomnij, jak i gdzie się spotkaliśmy.
Myśl tylko o tym, jak było, gdy objęliśmy się po raz
pierwszy.
Przycisnęła dłonie do uszu.
Nie mogę!
Dlaczego? Schwycił jej dłonie. Dlaczego, jeśli
było nam tak dobrze, nie chcesz o tym pamiętać?
Nie muszę ci niczego tłumaczyć!
Do diabła z tym! powiedział cichym,
zapalczywym głosem. Pocałunek, który właśnie mi
dałaś, zaprzecza wszystkim twoim słowom. Pragniesz
mnie tak samo jak ja ciebie. Uważam, że daje mi to
prawo do twych wyjaśnień.
Nieustępliwa argumentacja osłabiała jej
stanowczość. Wyrwała mu dłonie i zasłaniając się
nimi zapłakała.
Nie mogę cię więcej widzieć. Nigdy. A teraz,
proszę, odejdz.
Lucky zmienił taktykę. Wsunął kciuki w szlufki od
paska, stanął swobodnie, lekko pochylony.
Arogancko przechylił głowę na bok.
No dobrze, dla dobra dyskusji powiedzmy, że to
nieprawda, że te pocałunki niemal odebrały nam
zmysły. Powiedzmy, że twoja krew nie jest teraz gęsta
i gorąca. Zapomnijmy o tym wszystkim i
skoncentrujmy uwagę na moim problemie, to znaczy
nie tym, który mam z tobą. Porozmawiajmy o tym,
jak bardzo cię potrzebuję jako alibi.
Zaczęła kręcić głową, zanim skończył mówić;
najpierw zaprzeczając opisowi jej fizycznych reakcji,
a potem odmawiając składania zeznań na jego
korzyść.
Nikt nie może wiedzieć, że spędziłam z tobą noc
powiedziała nieustępliwie. Nikt. Czy to jasne? Nie
mogę dopuścić, by dostało się to do publicznej
wiadomości.
Powróciły dreszcze, stłumione chwilowo przez jego
uściski. Roztarta dłońmi ramiona, jakby chciała
przyśpieszyć krążenie krwi.
Nie traktuj tego podpalenia jako drobnego
pechowego przypadku, który akurat mnie spotkał.
Nie traktuję. Strasznie mi przykro, że masz
kłopoty.
Więcej niż kłopoty. Chłopcy z policji federalnej
są cholernie poważni.
Jakie mają przeciw tobie dowody?
Słabe i raczej poszlakowe przyznał. Nie
wierzę, by sąd mnie skazał, ale nie sądzę też, żebyśmy
uzbierali na kaucję. Nie podoba mi się pomysł
siedzenia w więzieniu, nawet przez krótki czas,
zwłaszcza za coś, czego nie zrobiłem. Nie podoba mi
się nawet pomysł oskarżenia o oszustwo.
Spowodowałoby to nieodwracalne szkody mojej
rodzinie i firmie. Raz jeszcze chwycił ją łagodnie za
ramiona. Devon, bądz rozsądna. Musisz mi pomóc.
Nic nie muszę. I nie możesz tego ode mnie
wymagać!
Dlaczego? Dlaczego nie złożysz zeznań, jak
zrobiłby każdy uczciwy człowiek?
Nie mogę!
Dlaczego?!
Nie mogę!
Dlaczego?
Ponieważ jestem mężatką!
Rozdział 10
Ona jest mężatką.
Ponure słowa Lucky'ego zabrzmiały jak wyrok
śmierci. Siedział w małej kuchni Tani i Chase'a,
patrząc posępnie na kubek kawy, podany przez
bratową.
Dotarł do ich mieszkania tuż przed świtem. Nie
bacząc na porę, zapukał do drzwi i wyciągnął ich z
łóżka. Kiepski wygląd Lucky'ego rozproszył irytację z
powodu wczesnego przebudzenia.
Poza tym, że wyglądał, jakby potrzebował golenia,
ciepłego posiłku i dwunastu godzin snu, Lucky miał
rozwichrzone włosy po jezdzie z Dallas przy
otwartym dachu kabrioletu i prędkości, której nie
śmieli odgadywać, i woleli nie znać. Kosmyki
sterczały mu na głowie jak strzecha.
Rodzina martwiła się o niego od wczorajszego
ranka. Ostatnia widziała go Sage. Według niej na
wpół ubrany wybiegł w pośpiechu z domu, bez
żadnego wyjaśnienia.
Minęło kilka sekund, zanim Chase powtórzył:
Mężatka?
Mężatka. Wiesz, małżeństwo, święte więzy itp.
Tania dolała sobie i mężowi kawy, po czym usiadła
na stołku.
Skąd wiesz, Lucky?
Powiedziała mi. Po długim, głębokim i
namiętnym pocałunku, pomyślał z goryczą.
Więc ją w końcu znalazłeś?
Owszem.
Gdzie?
W Dallas.
Jak się nazywa?
Devon Haines.
Coś mi to mówi...
Pewnie czytałeś jej artykuły w prasie.
Jasne! wykrzyknął Chase, waląc pięścią o blat.
Devon Haines.
Przypadkiem trafiłem na jej zdjęcie z podpisem
we wczorajszej gazecie.
Lucky opowiedział całą historię, usuwając co
[ Pobierz całość w formacie PDF ]