Indeks IndeksGR851. McCauley Barbara Osiem lat i osiem dniCartland Barbara Najpiękniejsze miłości 02 Niewolnicy miłościDunlop, Barbara Texas Cattleman Club 03 Heute verfuehre ich den BossDynastia z Bostonu 05 Miłość jak ogień McCauley BarbaraBarbara Samuel Lucien's Fall (pdf)1057. Hannay Barbara Nauczycielka tańcaBarbara Elsborg Digging Deeper (pdf)Cartland Barbara Miłość w hotelu RitzBoswell Barbara Upalna sierpniowa noc #Delinsky Barbara Przeciwieństwa się przyciągają
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    de 1'Alma. W oddali na horyzoncie strzelała w niebo wieża Eiffla. Kay
    przypomniała sobie, co jej niegdyś powiedział Nicholas Sedgwick. %7łe
    gdziekolwiek spojrzeć w Paryżu, zawsze widać albo wieżę Eiffla, albo
    białe kopuły Sacre-Coeur. I rzeczywiście. Zastanowiła się, co teraz sły-
    chać u Nicky'ego i u koleżanek - dziewcząt, z którymi przyjazniła się
    kiedyś przez całe trzy lata. Powątpiewała, czy potrafią się dobrze bawić
    na przyjęciu Anyi, jeżeli się wpierw nie pogodzą. Długo myślała o nich
    jako o złośliwych, nieczułych jędzach, ale może przesadzała. Zycie jest
    za krótkie i za dużo w nim znacznie ważniejszych spraw, żeby marnować
    je na nieporozumienia sprzed siedmiu lat. Tak powiedziała jej Anya
    wczoraj wieczorem przez telefon. I miała chyba rację.
    Kay znalazła stolik w kafejce na bocznej uliczce odchodzącej od Pla-
    ce de l'Alma. Kiedy podszedł kelner, zamówiła omlet z pomidorami, sa-
    łatę i butelkę wody mineralnej. Gdy oddalił się z zamówieniem, usiadła
    wygodniej i zastanowiła się nad swoim życiem, a zwłaszcza nad ukocha-
    nym mężem łanem. Mimo że nie przepadał za podróżowaniem, musiał
    polecieć do Nowego Jorku, by załatwić jakąś sprawę, która wynikła nie-
    oczekiwanie w związku z wełną produkowaną w ich szkockich zakła-
    dach. Zapowiedział, że nie będzie go dziesięć dni. W tym czasie Kay mia-
    ła nadzieję zakończyć testy u doktora Boujona. Zamierzała również
    znalezć w Paryżu lokal na butik. Za tydzień miała tu przyjechać jej asy-
    stentka, Sophie McPherson, i miały się zakrzątnąć razem z renomowa-
    nym pośrednikiem handlu nieruchomościami.
    Popijając mineralną, wróciła myślami do lat spędzonych niegdyś w
    Paryżu. Rolę domu pełnił niewielki przytulny hotelik na Lewym Brzegu.
    Uwielbiała swój mały pokoik z dala od dzielnic nędzy w Glasgow. Tu czu-
    ła się bezpieczna, no i chodziła do szkoły, o której marzyła od lat.
    Bardzo tęskniła za matką, lecz Alice Smith nie pozwoliła jej nawet
    myśleć o powrocie do domu.
    - Pamiętaj, córuchno - mówiła - że Jean Smith umarła raz na zawsze.
    Jesteś teraz Kay Lenox. Nowe nazwisko, nowe życie. Nie ma odwrotu.
    S
    R
    Głos matki dudnił echem w zakamarkach jej umysłu, wiecznie ją do-
    pingując do nowego życia, do patrzenia w przyszłość. Tak wiele mam,
    myślała Kay. Ale wciąż boję się to stracić. Dlatego nie potrafię się w peł-
    ni tym cieszyć.
    Wszystko teraz będzie dobrze, powiedziała sobie stanowczo.
    Naprawdę wypiękniała, oceniła w myśli Anya. Przyglądała się przez
    okno wysokiej i szczupłej sylwetce Kay Lenox, która do niej zawitała.
    Kay czekała pod wiśnią w ogrodzie, zapatrzona w dal. Nie wiedziała,
    że jest obserwowana ani że na jej twarzy maluje się rozmarzenie.
    Ależ ona jest eteryczna, pomyślała Anya. Słońce sączące się przez ga-
    łęzie brzemienne kwiatami uczyniło z jej włosów aureolę migoczących
    czerwonozlotych płomieni. Kay nadal nosiła długie włosy, jak w wieku
    dziewiętnastu lat, kiedy przyszła do szkoły. Z tej odległości Anyi wyda-
    ło się, jakby dziewczyna nie postarzała się ani o jeden dzień. Miała na so-
    bie szyty na miarę grafitowoniebieski kostium, wąskie spodnie i żakiet
    trzy czwarte na wzór tuniki maharadży. Po prostu szyk.
    Anya wyszła na dziedziniec i przywitała się:
    - Witaj, kochanie, jestem. Przepraszam, że musiałaś czekać.
    Kay natychmiast zakręciła się na pięcie, podbiegła, objęła i mocno
    uściskała Anyę.
    -Tak się cieszę!
    - Ja też, Kay. Chodz, kochanie, usiądzmy. Musisz mi opowiedzieć
    wszystko o sobie.
    Podeszły do żelaznego stolika, na którym ochmistrzyni nakryła do
    podwieczorku. Na piętrowej srebrnej paterze leżały przygotowane tar-
    tinki i zwykłe biszkopty. Obok rolada z dżemem i bitą śmietaną, a tak-
    że keks nadziewany słodkimi migdałami.
    Anya podniosła srebrny imbryk, nalała herbaty, po czym oparła się
    wygodniej i zmierzyła Kay pełnym podziwu wzrokiem.
    - Wyglądasz olśniewająco! Tak się cieszę, doprawdy.
    Kay odwzajemniła uśmiech.
    - Pewno przy dyplomie byłam niezgrabna jak tyka, co?
    - Och, nie przesadzaj - sprzeciwiła się Anya. - Gratuluję ci ogromne-
    go sukcesu. Okryłaś imię naszej szkoły chwałą.
    - Tylko tobie zawdzięczam to, kim dziś jestem. I oczywiście mamie.
    Bez niej byłabym nikim.
    Anya zauważyła cień w oczach Kay, jakby mgiełkę, kiedy dziewczyna
    mówiła o matce, nieżyjącej już od pewnego czasu. Dobrze wiedziała, ile
    Alice poświęciła dla Kay.
    S
    R
    - Mogłyśmy jedynie tobą pokierować, wskazać ci drogę - sprostowa-
    ła Anya. - A sukces jest wyłącznie twoim dziełem.
    Kay skinęła głową, popiła herbaty. Wtem na jej twarzy zagościła po-
    waga, odzwierciedlająca jej myśli. Na chwilę dziewczyna zanurzyła się
    we wspomnieniach.
    Przerywając milczenie, Anya dodała:
    - Cieszę się, że przyjechałaś do Paryża sporo wcześniej przed przyję- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •