[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Będzie dobrze. Przetrwaliśmy noc.
Barbo z wdzięcznością popatrzyła na wychudzoną twarz Psiarza. Potem nachyliła się i
dobrodusznie pogłaskała psa.
- Dobrze, że nie zważałeś na ciemności. No bo chyba po ciebie nie posłano?
Psiarz pokręcił głową. To wizje kazały mu pójść do Rudningen. Wizje jego i psa. Kiedy
bowiem Psiarza ogarnął niepokój i poczuł, że powinien wyruszyć, pies zaczął się dziwnie
zachowywać. Podbiegał do drzwi, popiskując, kręcił się przy nogach i potem znów podbiegał do
drzwi. Psiarz nie miał więc wyboru.
- Bardzo ci dziękuję - powiedziała Barbo. Więcej słów nie było trzeba.
Mężczyzna z psem ruszył dalej w swoją stronę. Barbo śledziła ich wzrokiem, dopóki nie
zniknęli za zakrętem. Psiarz szedł obojętny, wręcz beztroski, z rękami głęboko w kieszeniach.
Różnie mówiono o tym człowieku, ale szczęście, że był. Barbo odetchnęła z ulgą.
Gdy nieco pózniej weszła na podwórze Rudningen, panowała tu cisza i porządek. Okno w
chacie było uchylone, wpuszczało do środka świeże powietrze, a spod spichlerza Simen usuwał
jakieś narzędzie. Chłopak poruszał się bezszelestnie, przygarbiony, a gdy zobaczył staruszkę,
podszedł do niej wolno.
- Ja wiem... - Barbo chciała mu oszczędzić przykrych wyjaśnień. To, co wiedziała, i tak
wystarczyło. Spojrzała na ciężką metalową gracę, którą chłopak trzymał w dłoni.
- Tak, właśnie tego użył. Z całych sił uderzył Hannah. A pózniej zaczął ją kopać.
Simen oddychał ciężko. Ta noc stała mu w pamięci jako niekończące się pasmo walki, krwi,
cierpienia i strachu. Dopiero gdy Psiarz się podniósł i oświadczył, że wszystko będzie dobrze, oboje
z Mari nieco odetchnęli. Pastor wciąż nie dowierzał, ale akuszerka Stina musiała przyznać, że
kolejny krwotok ustal i chyba tym razem już na dobre.
- Czy ona jest przytomna?
- Momentami. Co pewien czas zapada w sen i mówi coś bez ładu i składu. Możesz tam
wejść.
Barbo podziękowała i skierowała się ku kamiennym schodom, na które już wyszła służąca,
by ją powitać. Mari wiedziała, że Hannah darzy Barbo sympatią i często coś jej podsuwa, bez
wahania więc wpuściła staruszkę do środka. Uznała, że Barbo może jakoś pomóc gospodyni.
W alkierzu Stina pakowała swoje rzeczy. Nic więcej nie mogła już zrobić, chociaż bardzo
niepokoiła się o dziecko. Tu mógł pomóc jedynie doktor, ale ten jeszcze nie dotarł. Może trzeba go
będzie sprowadzać aż z Nes.
Stina zerknęła na Barbo, zachodząc w głowę, z jaką też sprawą mogła tu przyjść ta stara
kobieta, ale nauczyła się milczeć, tak jak milczała w obecności Psiarza. Kto wie, może i z tej wizyty
wyniknie coś dobrego?
Barbo stanęła przy łóżku i przeżyła wstrząs na widok bladej twarzy Hannah. A więc śmierć
była już tak blisko!
W jej myślach pojawił się szlochający lensman, lecz ostatnie resztki współczucia dla tego
człowieka zniknęły jak zdmuchnięte, kiedy popatrzyła na Hannah leżącą w czystej, pachnącej
świeżością pościeli. Do pokoiku wpadało chłodne powietrze, mieszając się z ciepłem bijącym z
pieca. Mari dobrze napaliła, wiedziała, że gospodyni nie może być zimno, gdy straciła tyle krwi, a
wraz z nią sił.
Barbo położyła dłoń na zdrowym barku Hannah. Delikatnie pogłaskała ją po ramieniu.
- Będzie dobrze, teraz musisz tylko długo wypoczywać. - Nie przestawała gładzić Hannah,
nie zważając na wzrok obserwującej ją Stiny. - Dwie osoby już tu jadą. Ole i jeszcze ktoś. Spieszą
ku Hemsedal. Za kilka dni tu będą i zaopiekują się tobą.
Blade powieki chorej nagle drgnęły. Głowa przesunęła się z boku na bok i z ust Hannah
wydobył się cichutki jęk. Stina natychmiast podeszła do łóżka i ku swemu zdziwieniu zobaczyła, że
na policzkach Hannah pojawił się delikatny rumieniec.
- Nie musisz tak walczyć - uspokajała chorą Barbo. -Masz dużo czasu na to, żeby się
obudzić. Spokojnie.
Hannah nagle otworzyła oczy i rozejrzała się zdezorientowana. Jej ciało pozostawało
nieruchome, ale twarz wyraznie się ożywiła, gdy niebieskie oczy rozglądały się po pokoju. Ciemne
włosy rozsypały się na poduszce, a przez okno wpadł promień słońca i musnął jej policzek.
Próbowała zwilżyć wargi, lecz Stina musiała jej pomóc i podać mokrą ściereczkę. Gdy
Hannah chciała unieść głowę, głośno jęknęła. Z barku ból promieniował na całe ciało.
Dopiero teraz Barbo zauważyła nienaturalne ułożenie ręki Hannah i zrozumiała, że lensman
musiał celnie trafić gracą.
- Nie ruszaj się! To my się teraz będziemy tobą opiekować - władczo odezwała się Stina.
Gdy Hannah odzyskała przytomność, akuszerka postanowiła wykorzystać sytuację,
dowiedzieć się o stan dziecka i jeszcze raz ją zbadać.
- Przypominasz sobie, co się stało?
Hannah zamknęła oczy, pokręciła głową i znów je otworzyła. Jej spojrzenie świadczyło o
tym, że szuka w pamięci. Nagle zdrową ręką dotknęła brzucha.
- Dziecko! - W oczach miała rozpacz.
- Zbadam cię jeszcze, zanim doktor przyjedzie. - Stina odsunęła przykrycie i lekko nacisnęła
brzuch Hannah. - Czujesz coś?
Hannah wsłuchała się w siebie. W brzuchu nic się nie ruszało, lecz mimo wszystko miała
bardzo wyrazne uczucie, że jest tam jeszcze życie.
- Co cię boli?
- Tylko bark i głowa. - Głos Hannah ledwie było słychać.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Doktor na pewno każe ci jeszcze przez jakiś czas
odpoczywać. Ale to chyba będziesz umiała zrobić.
Stina szykowała się do odejścia. Miała za sobą trudną noc, pełną okropnych myśli. Czy to
kara dla Hannah za odsunięcie się od Kościoła i odwrócenie plecami do dobrego Pana Boga? Ale
przecież pastor przez cały czas siedział w alkierzu, a to się nie zgadzało z plotkami, które słyszała
na temat Hannah. Czyżby mimo wszystko było to tylko puste gadanie?
Stina nie kryła zaskoczenia, kiedy przysłano po nią z Rudningen. Nie miała pojęcia, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]