[ Pobierz całość w formacie PDF ]
obecności żony?
Jaki był ostatni prezent, który podarowała mu przed
śmiercią? Co on zdążył podarować j ej? Stwierdził ze wstydem,
że nie przypomina sobie ani jednego, ani drugiego. Ale czy to
naprawdę ważne? %7łyjąc z sobą przez sześć tysięcy dni, ludzie
dzielą tyle doświadczeń - co z tego, że nie pamięta się każdego
drobiazgu?
Z tą myślą Edmonds obszedł całe mieszkanie. Kiedy jego
wzrok padał na nieznajomy przedmiot - książkę, porcelanową
figurkę, bibelot - podnosił go i trzymał w ręku, dopóki nie
przypomniał sobie, gdzie go kupił albo od kogo dostał, w jakich
okolicznościach i dlaczego stał się on częścią ich życia.
Wiele było takich rzeczy: drewniany dziadek do orzechów
kupiony na pchlim targu w New Jersey, hematytowa kula
podarowana im przez jej siostrę i słonik z bursztynu, którego
przywiózł żonie z Polski. Czyjej się spodobał? Na darmo wysilał
pamięć. Był to dość kiczowaty, ale też sympatyczny przedmiot.
Edmonds wlepiał oczy w małą jasnobrunatną figurkę, próbując
przypomnieć sobie jakiekolwiek szczegóły dotyczące dnia, w
którym dał ją żonie. Co powiedziała? Zwiadomość, że nic nie
pamięta, była upokarzająca.
Jego wspomnienia miały mnóstwo czarnych dziur.
Przeklinał się w duchu, że zapomniał tak wiele na temat żony i
czasu, który razem przeżyli. Jak to się stało? Czemu był taki
niefrasobliwy? Dlaczego pozwolił, aby tyle znaczących
szczegółów przesypało mu się przez palce? Przecież jedyny
skarb, jaki czas pozwala ci zatrzymać, to wspomnienia o dobrym
życiu.
Co za wstyd! Zajmował mieszkanie wyposażone w rzeczy,
które dodawały smaku ich wspólnie przeżytym dniom. A teraz
nie pamiętał nawet, skąd ani po co się tu wzięły.
Zasępiony Edmonds poruszał się przez następne dni po
mieszkaniu jak turysta, który pierwszy raz przestąpił próg
słynnego muzeum, tyle że za przewodnika miał dziurawe
wspomnienia. Ilekroć jego głowę wypełniała pustka, studiował
dany przedmiot do chwili, gdy objawiało mu się jego znaczenie
albo gdy uznał, że wspomnienie to umarło w nim na zawsze.
Kładł te martwe rzeczy w kącie salonu i starał się nie patrzeć
na nie, żeby nie popadać w rozpacz. Miał zamiar zamknąć je w
ściennej szafie i nie myśleć o nich, dopóki nie oddzieli tego, co
wie, od tego, czego nie wie.
Gdy minął tydzień - pełny tydzień - zadzwonił do Kena
Alforda, aby mu zadać pytanie. Tamten dzień spędzili w swoim
towarzystwie, rozmawiając o życiu. Było sympatycznie. Na
końcu wymienili się numerami telefonów. Gdy tylko Alford
podniósł słuchawkę, Edmonds przedstawił się i od razu
przeszedł do sedna.
- Ken, nie mogę znalezć swojego Vedrana. A jeśli nie ma
takiej rzeczy, którą mogę trzymać w ręku, wiedząc, że jest w niej
cząstka mojej żony?
- Ona istnieje, Bill. Jest ukryta gdzieś w twoim mieszkaniu.
.. albo w twoim życiu. Albo w twojej głowie, ale jest na pewno.
Tylko jeszcze jej nie znalazłeś. - Staruszek mówił z mieszaniną
rozbawienia i przekonania.
Edmonds opuścił głowę na pierś i mocno przycisnął
słuchawkę do ucha.
- Dzieje się coś przeciwnego, Ken. Im dłużej szukam, tym
wyrazniej odkrywam, że nie pamiętam. Nie pamiętam tak wielu
rzeczy... to straszne. Czuję się, jakby mi ktoś wykroił kawał
mózgu. W moim domu otaczają, mnie przedmioty, których nie
rozpoznaję i nie pamiętam, chociaż były z nami przez tyle lat! -
Edmonds usłyszał własny przestraszony głos. Bez wątpienia się
bał.
Alford milczał dłuższą chwilę.
- Może pierwsza połowa życia służy życiu, a druga
przypominaniu sobie o nim? A przynajmniej próbie przy-
pomnienia. Jeśli tak na to spojrzysz, obaj popełniliśmy błąd,
usychając z tęsknoty za naszymi żonami. %7łałoba na niewiele się
zdaje: sprawia, że czujesz się bezbronny i zagubiony. .. Zamiast
tego powinniśmy spróbować sobie przypomnieć jak najwięcej, a
potem delektować się każdym drobiazgiem, jaki zdołamy
wyłowić z przeszłości. To j e s t możliwe, a poza tym czujesz się
dobrze, bo odnajdujesz wciąż nowe detale, jakbyś budował od
zera. - Ken roześmiał się naraz. - To trochę tak, jakbyś klecił
swoją żonę niczym Frankenstein, biorąc z tego, co o niej pamię-
tasz. - Ponownie zachichotał. - %7łartuję sobie, ale wiesz,
o co mi chodzi. Między innymi dlatego trzymam w kieszeni
scyzoryk - dotykając go, napominam się, żeby przestać żałować i
próbować pamiętać.
Słuchając Alforda, Edmonds obracał w dłoni bursztynowego
słonika. Chciał, aby słonik przemówił do niego. Chciał, aby
opowiedział mu dokładnie, co zaszło w dniu, kiedy podarował
go żonie. Co powiedziała? Jak wyglądała? Podczas gdy Ken
Alford perorował, Edmonds zamknął słonika w dłoni i wyszeptał
niemą prośbę:
- Powiedz mi.
Arka Noego
Miał na imię Noe. Zanim świat się skończył, wielu wpły-
wowych i potężnych ludzi uważało go za Einsteina dwu-
dziestego pierwszego wieku. Ale tak było, zanim skończył
się świat.
Do apokalipsy doprowadziła Ameryka. A może Al-Ka-
ida. Albo czeczeńscy wojownicy spod ciemnej gwiazdy,
którzy bez większych problemów zdobyli cztery niewielkie
bomby jądrowe i zdetonowali je równocześnie w czterech
niezastąpionych, nadzwyczaj ważnych miastach. Stało się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]