Indeks IndeksDick_Philip_K_ _Transmigracja_Timothyego_ArcheraPhilip K. Dick Blade RunnerDick Philip Kosmiczne marionetkiGladiator Philip WylieFarmer, Philip Jose World of Tiers 04 Behind the Walls of TerraAubrey Ross Club Carousel 01 A Taste of Twilight [caśÂ‚ośÂ›ć‡](1)Howard Robert E Conan obieśźyśÂ›wiatFoster, Alan Dean Cyber WayKukuśÂ‚cze jaja z MImmortal Ops 3 Radar of Deception
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • limerykarnia.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    przykuto, przyjaciele zrozumieli o co chodzi. Jego oddech śmierdział piwem, słowa wy-
    dobywały się z ust bełkotliwe i niewyrazne.
     Chlałem jak smok. Cały dzień i całą noc. Przegadałem Kirsti, ale chyba on mnie
    przepił. Dowiedziałem się sporo o tych Finach. Spustoszenie właściwie ich oszczędziło,
    a pózniej rozlali się po Europie jak Wikingowie. Zmieszali się z ocalałymi Skandynawa-
    mi, Niemcami i Bałtami. Zajmują teraz północno-zachodnią Rosję, wschodnią Anglię,
    prawie całą północną Francję, Islandię, Grenlandię, Nową Szkocję, Labrador, Północną
    Karolinę i Bóg jeden wie co jeszcze, bo wysłali ekspedycje do Indii i Chin...
     Bardzo ciekawe, ale może opowiesz o nich innym razem  wtrącił się Steinborg.
     Co z kapitanem? Załatwiłeś sprawę?
     Cwany z niego facet i cholernie podejrzliwy. Napracowałem się, żeby go przeko-
    nać i...
     O co chodzi?  zniecierpliwiła się Robin.
    Churchill uspokoił ją po deceańsku; powiedział, że wkrótce ich wszystkich wypusz-
    108
    czą, i z powrotem przeszedł na swój ojczysty amerykański.
     Próbowaliście kiedyś wyjaśnić antygrawitację i antymaterię człowiekowi, który
    nawet nie wie, co to są atomy i elektrony? Między innymi, między wieloma innymi, mu-
    siałem mu zrobić wykład z teorii budowy atomu i...
    Głos Churchilla ucichł, głowa mu opadła. Spał.
    Zrozpaczona Robin zaczęła nim potrząsać z taką siłą, że się w końcu obudził.
     Aaaa, to ty, Robin  wybełkotał.  Robin, mój pomysł z pewnością ci się nie
    spodoba. Znienawidzisz mnie, Robin...
    Zasnął znowu i tym razem nikomu nie udało się go dobudzić.
    Rozdział czternasty
     Chciałabym, żebyś mi zdjął ten pas  powiedziała Mary Casey.  Jest bardzo
    niewygodny i nieprzyjemny. Ociera mi skórę, ledwie chodzę. I nie jest zbyt higienicz-
    ny. Wprawdzie ma dwie małe dziurki, ale i tak za każdym razem muszę go spłukiwać
    wodą.
     Wiem  odpowiedział Stagg niecierpliwie.  Nie o to zresztą chodzi.
    Mary spojrzała na niego i krzyknęła:  Och, nie!
    Miękkie, giętkie rogi wyprostowały się i zesztywniały.
     Peter  powiedziała dziewczyna, starając się mówić cicho i spokojnie.  Peter,
    proszę, nie. Tylko nie to. Zabijesz mnie.
     Nie, nie zabiję  odpowiedział przerywanym głosem, ale czy szlochał z pożąda-
    nia, czy ze wstydu, że nie potrafi się opanować, nie wiedziała.  Zrobię to bardzo łagod-
    nie. Obiecuję, że nic ci nie grozi.
     Nawet raz to za wiele! Przecież kapłan nie udzielił nam ślubu. Popełnię grzech!
     Nie będzie grzechu. Zostaniesz zmuszona  głos Stagga brzmiał ochryple.
     Uwierz mi, nie masz wyboru.
     Nie!  krzyknęła dziewczyna.  Nie, nie, nieee!
    Krzyczała, lecz Stagg nie zwracał na nią uwagi. Obchodził go tylko pas, który dawał
    się otworzyć wyłącznie kluczem lub pilnikiem, a ponieważ pod ręką nie było ani jedne-
    go, ani drugiego, wyglądało na to, że będzie musiał obejść się smakiem.
    Opanowała go jednak siła nie uznająca rzeczywistości.
    Pas składał się z trzech części. Dwie z nich, obejmujące talię, zrobione były ze sta-
    li i miały z tyłu zawiasy tak, by można je było odchylać i zamykać z przodu na klucz.
    Trzecia część, zrobiona z niewielkich metalowych ogniw i dzięki temu elastyczna, mo-
    cowana była do pasa drugim zamkiem. Całość wyłożono grubym suknem, zapobiega-
    jącym skaleczeniom i otarciom. Jednak, z konieczności, była ona ściśle dopasowana do
    ciała i ciasna; inaczej można byłoby ściągnąć pas z kobiety lub wyjąć kobietę z pasa siłą,
    ryzykując wyłącznie otarcia skóry.
    110
    Ten pas był nawet wyjątkowo ciasny; tak ciasny, że utrudniał oddychanie. Stagg zdo-
    łał jednak wsunąć dłonie pod jego część przednią, choć Mary skarżyła się na ból. Nie
    przejmując się jej jękami zaczął skręcać stal w nadziei, że uda mu się rozerwać zamek.
     O, Boże!  krzyczała Mary.  Nie, nie! Zgnieciesz mnie, zabijesz! Nie!
    Nagle opuścił ręce; wydawało się, że na moment odzyskał kontrolę nad swymi bez-
    myślnymi odruchami. Oddychał ciężko.
     Przykro mi, Mary. Nie wiem, co robić. Być może powinienem uciec jak najdalej
    nim to, co mną rządzi, każe mi szukać cię znowu.
     Możemy się nigdy nie spotkać  Mary wyglądała smutno i mówiła bardzo cicho.
     Będzie mi ciebie brakowało, Peter. Lubię cię, nawet bardzo lubię; tylko nie wtedy, kie-
    dy jesteś pod wpływem tych rogów. Nie ma się co oszukiwać  jeśli nawet zwyciężysz
    dziś, przegrasz jutro.
     Lepiej może uciec zaraz, kiedy potrafię się jeszcze jakoś kontrolować. Co za dyle-
    mat! Muszę cię porzucić na pewną śmierć, bo jeśli cię nie zostawię, zginiesz.
     Nie możesz zrobić nic innego.
     No...  zawahał się Stagg  ten pas wcale nie musi oznaczać, że nie dostanę, cze-
    go chcę. Są przecież inne sposoby.
    Mary zbladła i krzyknęła  Nie!
    Stagg odwrócił się i pobiegł ścieżką tak szybko, jak tylko mógł. Po chwili przyszło mu
    jednak do głowy, że Mary będzie szła właśnie ścieżką, więc skręcił w las. Właściwie nie
    był to nawet las w ścisłym znaczeniu tego słowa; po Spustoszeniu zniszczony kraj odra-
    dzał się bardzo powoli. Tej ziemi nie obsiewano, nie nawadniano i nie nawożono jej jak
    pól DeCe. Drzew spotykało się stosunkowo niewiele; rosły tu przeważnie chwasty i ni- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •