[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jego żona jest umierająca. Spojrzała surowo. Dlatego musiał nagle
wyjść.
Nikt się nie poruszył. Zapadła cisza. Słuchać było tylko tykanie zegara,
który odliczał upływające sekundy. W końcu Christian odzyskał mowę.
Jak to? Thérese umiera? MyÅ›laÅ‚em, że jest w Tuluzie.
Annie pokręciła głową.
Leży w szszszpitalu w Sssaint Girons.
Ale& od kiedy& Głos mu się załamał. Nie bardzo wiedział, o co chce
zapytać, gdy elementy łamigłówki powoli zaczęły układać się w jego głowie
i dziwne ostatnio zachowanie mera stało się zrozumiałe.
Od sssylwessstra. Nie chccciała, żeby ktokolwiek wiedzdzdział, a ja
odkryłam to przez przypadek. Kiedy zzzaczęliśśście plotkować o Ssserge u,
nie mógł nic powiedzdzdzdzieć na ssswoją obronę.
Pod wpływem słów Annie poczuli wyrzuty sumienia i uświadomili sobie,
pod jaką presją znajdował się mer. A oni jeszcze, choć nieświadomie,
dołożyli mu zmartwień.
Więc mimo ssswojej ssskłonnośśści do krętaccctw tym razem chyba nie
chccciał was wymanewrowaććć. Zzzastanówmy sssię raczej, czy jednak nie
da sssię dokończyććć inssspekcccji. Annie zwróciła się do majora Gaillarda:
Dlaczego obecccnośśśććć mera jessst niezzzbędna? Nie może zassstąpiććć go
ktośśś z ccconssseil municccipal?
Obawiam się, że to musi być sam mer. To on nakazał inspekcję, więc
powinien być podczas niej obecny.
Nie! To nie on! włączyła się Lorna. Wskazała Christiana. To była jego
inicjatywa.
W pokoju zapanowało podniecenie, gdy do wszystkich dotarło, co oznaczają
słowa Lorny. Nikt przy tym nie zauważył, że po raz pierwszy użyła
poprawnie czasu przeszłego.
Czy tak? zwrócił się strażak do Christiana. Pańskie nazwisko widnieje
na nakazie inspekcji?
Christian uśmiechnął się krzywo, bo dotarła go niego ta ironia losu.
Tak, owszem. Mer się o to postarał.
Major Gaillard uśmiechnął się pod nosem, gdy Lorna wyjęła
zawiadomienie o inspekcji z teczki leżącej na barze i triumfująco wskazała
odpowiedni fragment pisma.
Rzeczywiście. To na co czekamy? Do roboty!
*
Pascal czuł niepokój, ale nie wiedział dlaczego. Tydzień spędzony na
nartach w Les Houches był fantastyczny. Jego siostra i jej obrzydliwie dobrze
sytuowany mąż zaprosili Souquetów do swojego luksusowego domu
w górach, gdzie gościli także szychy paryskiej elity, i Pascal czuł się
w swoim żywiole. Inteligentne rozmowy, wyrafinowane dyskusje, doskonałe
wino. Ani razu nie usłyszał miejscowej gwary, nie było sporów o najlepszy
sposób szkolenia psów myśliwskich, nie piło się pastisu. Ale wystarczył
jeden dzień w Fogas, aby znowu poczuł rozdrażnienie, doskwierające jak za
ciasny kołnierzyk, który wpija się w szyję.
Najpierw ten incydent w merostwie. Céline, jak zwykle, zachowywaÅ‚a siÄ™
arogancko, co nasunęło mu myśl, że powinien sprawdzić, jak mógłby ją
zwolnić, gdy już zostanie merem. Ledwie się z nim przywitała, a potem
zaczęła wypytywać o jakiś list, który podobno miał przekazać Websterom
przed wyjazdem na urlop. Musiało to być coś ważnego, bo mer się tym
interesował.
Pascal był pewny, że Serge o niczym takim mu nie mówił i nie zostawił
żadnego listu. Ale ona się upierała, mamrocząc coś pod nosem. W końcu
wkroczyła do gabinetu mera, gdy Pascal pracował, i zaczęła przeszukanie.
Przekładała papiery na biurku i szperała wśród nich, aż strąciła jego
filiżankę. Gorąca kawa rozlała się na blacie i pociekła mu na spodnie,
parzÄ…c go w nogi, a gdy podskoczyÅ‚ z bólu, zobaczyÅ‚, że Cé-line chichocze,
choć zasłaniała usta ręką.
Chcąc zamaskować swoją impertynencję, schyliła się, żeby podnieść
filiżankę, a kiedy się wyprostowała, miała zadowoloną minę, a list w ręce.
Musiałeś go zrzucić na podłogę, gdy ostatnim razem tu urzędowałeś
zauważyła i machnęła kopertą, jakby to był łup wojenny. Mer nie będzie
zadowolony, gdy się dowie, że państwo Websterowie nie dostali listu. Lepiej
jedz do oberży i doręcz go osobiście.
Pascal nie miał wyczucia swojej żony, i nie mógł się z nią skonsultować, bo
wciąż była na urlopie w Les Houches; jezdziła na nartach gdzieś poza
zasięgiem komórki. Gdy jechał do La Riviere, czuł, że coś jest nie tak.
Sprawa była jednak zbyt skomplikowana, żeby ją od razu rozwikłać, i zaczął
się denerwować.
Kiedy parkował przed oberżą, jego obawy wzrosły, bo zobaczył samochód
straży pożarnej z Foix. A za nim niebieskiego vana. Nie jakiegoś zwykłego
vana. Tylko policyjnego. Poza tym były tam jeszcze inne wozy, jakby
w oberży przebywało sporo ludzi.
Pascal zaczął obgryzać wymanikiurowany paznokieć, zastanawiając się, co
to może znaczyć. Im dłużej go obgryzał, tym bardziej dochodził do
przekonania, że musi się tu odbywać inspekcja. A to przecież niemożliwe!
Céline nie pozwoliÅ‚aby sobie aż na takÄ… niesubordynacjÄ™, żeby zataić przed
nim wydarzenie tej rangi. Poza tym nigdzie w pobliżu nie widać było
samochodu mera, a bez niego inspekcja przecież nie mogła się odbyć.
Chociaż podświadomie czuł, że zastawiono na niego pułapkę, wysiadł
z wozu i z listem w dłoni wszedł do środka przez tylne drzwi.
Bonjour! zawołał, słysząc głosy dochodzące z kuchni.
Wyszła stamtąd madame Webster, a zanim zamknęły się za nią drzwi,
Pascal dostrzegł majora Gaillarda, szefa straży pożarnej oraz głównego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]