[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie wyślę go, choć w porcie będziemy za kilka dni. P r z y w i o z ę . %7łeby nie wiem co robili,
nie wiadomo jakich używali argumentów zmustruję. Już nie mogę dłużej, nie wytrzymał-
bym następnego rejsu, jeszcze kilku tygodni czekania. Nawet gdyby mnie przywiązali łańcu-
chem kotwicznym do masztu, to zerwę się i ucieknę. Zresztą chyba mam dobry argument,
gdyby mnie wbrew obietnicom jeszcze chcieli na statku zatrzymać. Powiem po prostu, że
jestem chory. I nie będzie to dalekie od prawdy. Nie, nie przejmuj się, nic groznego, wiesz
przecież, że zdrowie mi zawsze dopisywało. Zwyczajnie jestem przemęczony. I ta tęsknota
nie do wytrzymania. Nie masz pojęcia, jak się czułem, kiedy tu obchodziliśmy Boże Naro-
dzenie, potem Nowy Rok. Znów na statku, znów te same twarze, ten nastrój, którego nie zro-
zumie nikt, kto nie spędza takich chwil z daleka od bliskich, kochanych osób. Wiesz, że my-
ślałem wtedy bez przerwy o Tobie. I teraz myślę: kiedy Cię wreszcie zobaczę? Trzy razy
obiecywali mi urlop i trzy razy odwoływali: a to nie było zastępstwa, a to już wyznaczony na
moją zmianę chief zachorował, a ostatnio wiesz już na pewno o tym nasz stary uległ fatal-
nemu wypadkowi i znów musiałem zostać, żeby wprowadzić nowego, który przyjechał z
kraju. Z tym nowym nie bardzo sobie przypadliśmy do gustu. Nie umywa się do byłego stare-
go. Zna się wprawdzie na robocie, ale wszystkim chce rządzić sam. Taka z niego kapitańska
Zosia-Samosia. Bardzo pewny siebie. Pocieszam się, że niedługo będziemy pracowali razem,
bo po urlopie pewnie nie wrócę na Prosnę , rzadko się przecież zdarza, żeby człowiek wrócił
na statek, z którego zmustrował.
No a do końca tego rejsu jakoś wytrzymam, choć kłopoty z nowym starym i czuję się nie
najlepiej. W głowie mi się trochę kręci, sam nie wiem dlaczego. Myśli chaotyczne, rozbiega-
27
ne, głowa ciężka. O, Miła, żeby to już był koniec tego rejsu, żebym to już był z Tobą... Jestem
ogromnie zmęczony. Tobie i tylko Tobie o tym mówię, bo ty zrozumiesz.
Uniósł rękę z długopisem nad biurkiem i zapatrzył się w gęsto zapisaną kartkę. Ale nie
czytał własnych słów, tylko trwał tak przez jakiś czas w odrętwieniu. Czuł narastający szum
w głowie, na barkach stukilowy ciężar, pod powiekami piekło go nieznośnie. Pomyślał, że
musi poprosić elektryka o nową lampę albo przynajmniej silniejszą żarówkę.
Odłożył długopis, zamknął zeszyt, chciał go schować do biurka, ale znów ogarnęło go to
niemożliwe do przełamania znużenie. Z najwyższym wysiłkiem podniósł się zza biurka. Stał
przez chwilę pochylony, oparty o blat obiema dłońmi, oddychał głęboko i czuł, jak w skro-
niach mu pulsuje, a serce bije nienaturalnie przyspieszonym rytmem. Co jest, cholera po-
myślał ze złością co się ze mną dzieje?
Zapomniawszy o zeszycie na biurku, wolno odwrócił się i dłonią namacał śliską, na kre-
mowo pomalowaną ścianę. Potem zdołał dosięgnąć stolika, z niego przeniósł rękę na brzeg
koi. Poleżę chwilę pomyślał. Osunął się na kolana. Jeszcze z ogromnym wysiłkiem chciał
się unieść na rękach i przerzucić ciało przez wysoką krawędz koi, ale już nie starczyło mu sił.
Opadł na podłogę. Najpierw ogarnęło go wielkie zdziwienie, a potem nie czuł już nic.
Nie słyszał, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Po chwili odezwało się znowu, silniejsze,
bardziej natarczywe. Wreszcie ktoś nie doczekawszy się odpowiedzi nacisnął klamkę i
wszedł do kabiny.
Panie chief wachtowy rybak był okutany w kożuch, na głowie miał wielką futrzaną
czapę z opuszczonymi nausznikami. Panie chief, za pięć minut pana wachta!
Kiedy nie usłyszał odpowiedzi, odsunął zasłonkę w nogach koi. Nie zobaczywszy nikogo
w pościeli, zdziwił się. Pomyślał, że chief może jest w łazience i nie słyszy go, więc postąpił
krok dalej i wówczas zobaczył leżącego na podłodze.
Panie chief krzyknął rany boskie, co się stało, panie chief! przyklęknął, pochylił
się. Wziął w dłonie twarz pierwszego oficera i zbliżył do niej nos. Sądził w pierwszym mo-
mencie, że poczuje alkohol, bo chief choć nigdy nie pił w nadmiarze, może właśnie dziś...
Nic nie poczuł. A gdy puścił głowę chiefa, opadła bezwładnie na dywanik przed koją.
Co się stało, chief? bezradnie powiedział rybak. Nieprzytomny, ludzie, na pomoc,
chief stracił przytomność! wychylił się z kabiny i wykrzyknął tę wiadomość pełnym gło-
sem, na cały korytarz.
4
Mechanik, zajmujący z kolegą kabinę po przeciwnej stronie korytarza, wyjrzał zaalarmo-
wany hałasem.
Co jest? zapytał stając w uchylonych drzwiach. Właśnie szykował się, by zejść na dół
do maszynowni na swoją wachtę, był już w roboczym wytłuszczonym kombinezonie, z któ-
rym silnie kontrastowała czysta twarz, jeszcze nie umorusana w maszynowni.
Chief wołał wachtowy rybak. Leży nieprzytomny!
Mechanik jednym susem przesadził korytarz i wpadł do kabiny chiefa. W tym momencie star-
szy oficer z wolna otworzył oczy. Jak przez mgłę docierały do niego podniecone głosy tamtych,
był ociężały, bronił się przed powrotem do świadomości. Wreszcie dotarło do niego pytanie:
Panie chief, co jest? Co się panu stało?
Mgła przed oczami zrzedła i zobaczył twarze wachtowego rybaka i mechanika.
Mnie? zdziwił się szczerze. Co? Nic... od razu podparł się łokciami i spróbował
wstać. Chyba się pośliznąłem na dywaniku i upadłem, ale już dobrze, w porządku... nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]