[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Hollywood. Dwa miesiące pózniej wyszła za jego najlepszego
przyjaciela. Mój mąż zginął podczas wypadku na żaglówce, gdy miał
zaledwie czterdzieści dziewięć lat. To wszystko mogą być zbiegi
okoliczności, aleja i moje dzieci uwierzyliśmy w klątwę. Możesz się z
nas śmiać. Nie miałabym o to pretensji. Ale błagam cię, nie stwarzaj
zagrożenia dla mojego syna. Dla jego zdrowia psychicznego i serca.
Pasja w głosie Diany Carson była szczera. Jej miłość do syna
niezaprzeczalna. A fakty, jeśli były zgodne z prawdą, rzeczywiście nie
wyglądały na przypadkowe. Celeste nie wierzyła w klątwę, ale
105
RS
zaczynała rozumieć, iż taki ciąg tragedii sprawił, że Carsonowie w nią
uwierzyli.
Diana nacisnęła guzik interkomu łączącego ją z kierowcą.
- Możemy jechać - powiedziała. Odwróciła się do Celeste. -
Mam trochę papierkowej roboty w domu. Jak rozumiem, jutro
zaczynasz pracę?
Celeste kiwnęła głową. Wcale nie była taka pewna, czy zostanie
w Houston i w Carson Dynamics. Najmądrzej byłoby spakować
manatki i wyjechać jak najdalej stąd. Było jeszcze tyle innych miast,
tyle innych firm, w których mogła pracować. Lecz tylko jeden Dan
Carson. Z łomotania serca i szybkiego krążenia krwi w żyłach
wnioskowała, że już za pózno na wyjazd. Zakochała się.
Dan siedział na brzegu łóżka i próbował podjąć jakąś decyzję.
Przyszedł do hotelu, żeby sprawdzić, czy u Celeste wszystko w
porządku, oraz żeby zadzwonić do Ricka Hansona i powiedzieć mu,
że się wycofuje, a tymczasem wszystko potoczyło się inaczej.
Usiłując pocieszyć Celeste zdenerwowaną telefonem z pogróżkami,
wylądował z nią w łóżku i myślał tylko o tym, żeby się z nią kochać.
Potarł czoło. Nie potrafił zrozumieć, jak do tego doszło.
Mały, ledwie widoczny ślad na piersi, gdzie skaleczyła go
poprzedniego wieczora strzała, pulsował intensywnie. To śmieszne,
żeby taka drobna ranka odzywała się w najdziwniejszych momentach.
Zawsze, gdy był w pobliżu Celeste.
Wstał i zaczaj krążyć po pokoju. Hotelowa ochrona zajęta była
tropieniem Kumpla. Kot pojawił się w kuchni, zwędził homara i
106
RS
zniknął. Dan zadał kilka pytań i dowiedział się, że w hotelu miał
miejsce jeszcze jeden dziwny wypadek. W tajemniczy sposób wielki
wazon z kwiatami spadł pewnemu gościowi na głowę. Dan nie miał
dowodów, ale podejrzewał, że Kumpel maczał w tym... pazury.
Usłyszał słabe skrobanie do drzwi. Otworzył. W progu stał czarny kot.
- Cały hotel postawiłeś na nogi - powiedział Dan.
- Miau - odparł kot i spokojnie wmaszerował do środka.
Wskoczył na łóżko i zaczął odsuwać łapą kapę. Po chwili walił
energicznie w coś, co kryło się pod spodem.
- Jakieś odkrycie? - zapytał Dan, odrzucając kapę na bok.
Znalazł przedmiot, który wzbudził takie zainteresowanie
Kumpla. Był to łańcuszek Celeste, na którym wisiał duży, złoty
pierścień. Przypomniał sobie dotknięcie tego pierścienia na nagiej
skórze. Myślał wtedy, że to zwykły medalion, ale gdy go wziął do
ręki, Celeste zachowała się jakoś dziwnie. Jakby to był jakiś sekret.
Przyjrzał się pierścieniowi dokładnie. Na zewnętrznej stronie wyryto
ozdobny krzyż, który otaczały litery. Układały siew słowo Levert".
Dan powiedział je na głos. Ciekaw był, co ono oznacza.
- Miau!
Kumpel wlazł mu na kolana i pacnął pierścień łapą.
- To mi wygląda na jakiś rodzinny herb - powiedział Dan. Jakie
znaczenie mógł mieć ten klejnot dla Celeste? Zachowywała się bardzo
tajemniczo. Zacisnął pierścień w dłoni.
- Levert - powtórzył.
107
RS
Uznał, że warto spróbować. To może być niecelny strzał, ale w
końcu nie miał nic do stracenia. Wiedział, że Sanchez nie jest jej
prawdziwym nazwiskiem. Zanim jednak zabierze się za badanie
przeszłości Celeste, ma do załatwienia sprawę z Rickiem Hansonem.
Ruszył do swojego pokoju, jednak po drodze jego wzrok spoczął na
komputerze stojącym w rogu. Zdecydowanie wygodniej będzie
pracować tutaj, a przecież Celeste wróci dopiero za kilka godzin.
Podszedł do biurka i włączył komputer. Zaczął przeglądać pliki.
Znalazł numer telefonu Ricka Hansona. Nie minęło kilka sekund, a
rozmawiał z agentem CIA.
- Tu Dan Carson. Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że akcja
odwołana.
- Tak po prostu? Hanson był wyraznie rozbawiony.
- Tak po prostu. - Dan pstryknął palcami dla podkreślenia efektu.
- Znajdz sobie innego kozła ofiarnego. Ja rezygnuję.
- Chcesz pozwolić, żeby twoją matkę pociągnięto do
odpowiedzialności za udział w imporcie nielegalnej ropy?
Jakże Dan nienawidził tego protekcjonalnego tonu, jaki
przybierał zazwyczaj agent.
- Moja matka popełniła pomyłkę. Nieświadomie. Moim zdaniem
uwierzy jej każdy sąd w tym kraju. Zdecydowałem, że podejmiemy
ryzyko.
Zapadła cisza. Dan poczuł się nieswojo. Rick Hanson jakoś zbyt
łatwo się poddał. Zawsze sprawiał wrażenie człowieka gotowego
108
RS
posunąć się do najgorszego szantażu, żeby tylko zyskać to, na czym
mu zależało.
- A co byś powiedział na to, że mamy dowody, iż twoja matka
była świadoma sytuacji? %7łe wiedziała, że ropa jest nielegalna?
- Powiedziałbym, że łżesz - warknął Dan.
- Ale to prawda. Mamy nagrania rozmów.
Przez chwilę Dan spodziewał się, że agent przyzna się jednak do
kłamstwa, ale w słuchawce .panowała cisza.
- W takim razie musieliście je spreparować. Może i moja matka
jest naiwna, ale nie jest przestępcą. Nie mamy kłopotów finansowych,
które mogłyby nas zmusić do łamania prawa.
- A może chciałbyś posłuchać tych nagrań, nim podejmiesz
ostateczną decyzję?
Dan zacisnął dłoń na słuchawce.
- Może i tak. Może bym nawet na to nalegał.
- To miłe, panie Carson, ale obawiam się, że nie mamy na to
czasu. Jak rozumiem, spotkanie jest wyznaczone na niedzielę. Nasze
zródła poinformowały nas, że Norris będzie próbował przesunąć
spotkanie na sobotnie popołudnie. Czyli na jutro.
- W ciągu godziny mogę być na pokładzie samolotu lecącego do
Waszyngtonu - odparł Dan. - Chyba ci się wydaje, że jestem głupi. Z
nikim się nie spotkam, zanim nie zobaczę i nie przesłucham tych
nagrań, które rzekomo macie. Wydaje mi się, że to twój kolejny blef.
- To nie blef.
109
RS
- Nie wierzę ci. Miło było, ale nie mam nic więcej do
powiedzenia.
Już miał odłożyć słuchawkę, gdy usłyszał:
- Carson, nie możesz się już wycofać. Twoje nazwisko znają
ludzie, którzy nie zawahaliby się wejść do restauracji i zabić setkę
ludzi, żeby tylko cię usunąć. Zabiliby twoją matkę, pracowników,
podłożyli bombę w twojej firmie, spowodowali katastrofę samolotu. O
czymś jeszcze chyba zapominasz. Jeśli się teraz wycofasz, ci ludzie
uznają, że ich wystawiłeś. Tylko ty będziesz winny. I będziesz zdany
na siebie, Nie dostaniesz od nas żadnej ochrony. Czy to rozumiesz?
110
RS
ROZDZIAA DZIEWITY
Dan wbił wzrok w słuchawkę. Mógł zerwać umowę z CIA i
wziąć na siebie wszystkie konsekwencje tego czynu. Oskarżenia i
kłamstwa z pewnością zniszczyłyby jego oraz firmę, ale jakoś by to
przetrzymał. Najbardziej ucierpiałaby jednak jego matka. Agent dał
mu jasno do zrozumienia, że jeśli nie zgodzi się wziąć udziału w akcji,
mogą ucierpieć niewinni ludzie. Jak długo by to trwało? Ile miesięcy
"musiałoby minąć, nim mógłby wyjść na ulicę, iść do kina czy teatru
bez obawy, że zginie ktoś z przypadkowych przechodniów?
Zdawał sobie sprawę z wagi swojej decyzji, potrafił jednak
znalezć w całej tej sytuacji również dobre strony. Robiąc interesy,
nauczył się, że cała sztuka polega na niedopuszczeniu, by przeciwnik
przejął kontrolę. Ta sytuacja była podobna. Powinien myśleć o niej,
jak o interesie do zrobienia.
Wstał i podszedł do łóżka. Unoszący się w powietrzu zapach
perfum Celeste sprawił, że prawie stracił dech. Wziął jeszcze raz do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]