[ Pobierz całość w formacie PDF ]
którą musieli odbyć, ale nie widział sposobu i co gorsza, nigdy go nie zobaczy, jak długo
będzie miał swój mózg, słownictwo i swoją osobowość. Miał wrażenie, że zbliżył się do
czegoś bardzo ważnego i a propos tej sytuacji, ale wrażenie jak zawsze uleciało. A, do diabła,
powiedz jakiś idiotyzm.
- To ja powinienem przeprosić. Chciałbym ci pomóc, ale nie potrafię. Właściwie nie
potrafię rozwiązywać żadnych poważnych problemów.
- To typowe dla facetów, prawda?
- Co?
229
- %7łe jak nie znasz rozwiązania, to nie masz się czym trapić. %7łe coś staje się ważne
dopiero wtedy, kiedy możesz powiedzieć: "Znam takiego facet na Essex Road, który wie, jak
to załatwić".
Will poprawił się na krześle i nic nie odpowiedział. Właściwie przez połowę wieczoru
usiłował sobie przypomnieć - mówiąc metaforycznie - tego faceta na Essex Road.
- A mnie potrzeba czegoś innego. Wiem, że nic nie możesz pomóc. Cierpię na
depresję. To choroba. Właśnie znowu się zaczęła. No, może to nie do końca prawda, bo
pewne rzeczy dopomogły, ale...
I poszło; o wiele łatwiej, niż przypuszczał. Wystarczyło, by słuchał, kiwał głową, od
czasu do czasu postawił właściwe pytanie. Robił to już wiele razy, z Angie, Suzie, Rachel, ale
zawsze miał w tym pewien cel, którego tutaj nie było. Nie chciał spać z Fioną, zależało mu
jednak na tym, aby poczuła się lepiej, a wcześniej nie zdawał sobie sprawy, że aby to uzyskać,
musi postępować tak samo, jakby chciał się z nią przespać. Nie zamierzał w tej chwili
zastanawiać się nad implikacjami tego faktu.
Dowiedział się wiele o Pionie. Wcale nie chciała być matką i czasem tak nienawidziła
Marcusa, że napełniało ją to lękiem; dręczy ją nieumiejętność związania się z kimś na dłużej
(tutaj Will z najwyższym trudem powstrzymał się od uwagi, że nieumiejętność wiązania się
na dłużej jest oznaką nazbyt często deprecjonowanej odwagi moralnej); strachem napełniły ją
ostatnie urodziny: nigdzie nie poszła, nic nie robiła, cały wieczór w domu. %7ładna z tych
kwestii nie była wielka sama w sobie, ale depresja była większa od ich sumy i Fiona wszystko
widziała teraz jak przez zielono - brązową zasłonę. A gdyby ktoś ją spytał, gdzie się mieści to
uczucie (Willowi trudno było sobie wyobrazić bardziej nieprawdopodobne pytanie, ale to
właśnie była jedna z licznych różnic między nimi), odpowiedziałaby, że w gardle, gdyż nie
pozwalało jej jeść i sprawiało, że nieustannie czuła się na krawędzi płaczu, chyba że już łkała.
Mniej więcej tyle. Nie pojawiło się wcale to, czego Will lękał się najbardziej - no
może poza pytaniem Fiony: "Po co to wszystko?" - że ujawni się jakiś sekretny powód
depresji, jakaś tragiczna niedomoga, a on będzie jedyną osobą, która cokolwiek mogłaby z nią
zrobić, tyle że nie będzie potrafił. Tymczasem nic z tego; żadnej właściwie przyczyny, jeśli
uznać, że nie jest przyczyną samo życie z właściwymi mu rozczarowaniami, kompromisami i
gorzkimi małymi porażkami. Kto wie, czy w ogóle trzeba szukać jakiejś innej przyczyny.
230
Pojechali taksówką do Fiony. Kierowca słuchał jakiejś stacji radiowej, a spiker mówił
o Kurcie Cobainie. Po jakiejś chwili Will wychwycił w głosie spikera dziwny, posępny ton.
- Co się z nim stało? - spytał taksówkarza.
- Z kim?
- Z Kurtem Cobainem.
- Tym z Nirvany? Strzelił sobie w głowę. Bum!
- Nie żyje?
- Och, nie. Tylko boli go głowa. Oczywiście, że nie żyje.
Will nie był szczególnie zaskoczony, gdyż był już na to za . stary. Zdążył się
przyzwyczaić do śmierci gwiazd popu od czasu Marvina Gaye'a. Kiedy to było? Pierwszego
kwietnia 1984 roku... O rany, dziesięć lat temu, niemal co do dnia. Miał wtedy dwadzieścia
sześć lat, a to jeszcze wiek, gdy różne rzeczy są ważne; nie pamiętał dobrze, ale nie mógł
wykluczyć, że śpiewał J kawałki Marvina Gaye'a z zamkniętymi oczyma. Teraz wiedział już
dobrze, że samobójstwa gwiazd to przede wszystkim zdarzenią medialne i jedyną
konsekwencją śmierci Kurta Cobaina będzie to, iż Nevermind stanie się na jakiś czas
odrobinę bardziej na topie. Ellie i Marcus byli jednak za młodzi, aby to zrozumieć. Będą
doszukiwali się w tym samobójstwie jakiegoś głębszego znaczenia i przede wszystkim to
niepokoiło Willa.
- To nie ten, którego lubi Marcus? - spytała Fiona.
- Ten.
- O Boże!
I nagle Willa ogarnął prawdziwy przestrach. Nigdy dotąd nie miał żadnych intuicji, ale
teraz nawiedziło go coś w tym rodzaju. Ciekawe, pomyślał, że przyczyną był Marcus, a nie
Rachel czy ktoś o wyglądzie Urny Thurman.
- Słuchaj, nie chcę, żeby to zabrzmiało jakoś dziwnie, ale czy mógłbym posłuchać
wiadomości od Marcusa na sekretarce? Chcę się upewnić, że wszystko jest OK.
231
Ale nie było. Marcus dzwonił z komisariatu w miejscowości Royston; miał głos osoby
przerażonej i samotnej.
232
ROZDZIAA TRZYDZIESTY TRZECI
Z początku nie rozmawiali w pociągu, tylko Ellie co jakiś czas chlipała, groziła, że
pociągnie hamulec bezpieczeństwa albo że zrobi coś ludziom, którzy przyglądali się jej, gdy
klęła lub piła wódkę z butelki. Marcus czuł się zmęczony. Stało się całkowicie jasne, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]