Indeks IndeksJordan Penny Gorący temat (Upojny zapach lewkonii)Jordan Penny ̝ona ksiÄ™ciaCharlotte Lamb Runaway Wife (pdf)Living sober Aa Services Aa ServicesFamily Connections Val BrownJasienica PaweśÂ‚ 05. Ostatnia z roduKorman Gordon 39 wskazówek tom 2 FaśÂ‚szywa nutaSven Hassel batalion marszowyPlaying With Fire 4 NotoriousForbes_Emily_Na_wlasciwej_drodze
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • limerykarnia.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    przedstawiła, był bardzo poprawny, ale nudny. Hart liczył na coś zupełnie innego. Podobno chciał
    zerwać umowę, lecz Guy obiecał, że znajdzie sposób, aby namówić autorkę do wprowadzenia
    licznych zmian.
    Krążą plotki, że spędzili trzy tygodnie na odludziu i tam razem pracowali nad tekstem.
    Jadowity ton blondynki i niedwuznaczna aluzja zaszokowały Campion. Poczuła się brudna,
    wykorzystana, upokorzona.
    - To tylko plotki, Sandro - przerwała jej ostro brunetka. - Na twoim miejscu nie powtarzałabym ich
    przy Guyu.
    - Masz rację. Na pewnie nie chce, by po całym mieście rozniosło się, że musiał przespać się z autorką,
    bo inaczej nie namówiłby jej do zmiany tekstu. Ciekawe, jaka ona jest... Widziałaś ją?
    - Nie, nie widziałam. - W głosie brunetki pojawiła się nieprzyjazna nuta. - Najwyższy czas, byśmy
    wróciły na dół.
    Zaczęła schodzić, blondynka ruszyła za nią. Campion została sama, drżąc ze zdenerwowania.
    Rozmowa, którą niechcący podsłuchała, potwierdziła jej najgorsze obawy, nawet te, których starała
    się do siebie nie dopuszczać. Guy był z nią nie dlatego, że mu się podobała, nie dlatego, że jej pragnął,
    ale po to, żeby skończyła książkę. Boże, dlaczego nie słuchała intuicji? Dlaczego zignorowała
    wewnętrzny głos, który do znudzenia powtarzał, że Guy w życiu by się nie zainteresował kimś takim
    jak ona. Dlaczego zrobiła z siebie idiotkę?
    Ukryła twarz w dłoniach. Na samą myśl o tym, że inni plotkują ojej związku z Guyem, znów ogarnęły
    ją mdłości.
    Ledwo zdążyła dobiec do łazienki. Poprawiała rozmazany makijaż, kiedy rozległo się pukanie do
    drzwi. Po chwili do sypialni weszła Lucy.
    - Tu jesteś? - Popatrzyła na nią z niepokojem.
    - Tak. Nie najlepiej się czuję. Lucy, nie pogniewasz się, jeśli nie zejdę na dół? Ja... - Z przerażeniem
    uświadomiła sobie, że łzy napływają jej do oczu.
    - Złotko, co się stało? - Lucy w mgnieniu oka znalazła się u boku przyjaciółki. Otoczyła ją ramieniem.
    - Nie wiem. Nic. Po prostu kiepsko się czuję. Może powinnam wrócić do Londynu? Nie chcę ci zepsuć
    świąt...
    - Co ty wygadujesz? Nigdzie nie pojedziesz, zwłaszcza że zle się czujesz. Jutro rano zadzwonię do
    doktora Jamiesona, żeby przyszedł cię zbadać.
    ~ Nie! Nie ma takiej potrzeby - sprzeciwiła się Campion. - Słuchaj, daj mi pięć minut i postaram się
    zejść, dobrze?
    - Chodzi o Guya, prawda? Nie powinnam była go zapraszać? - domyśliła się Lucy. - Jego siostra Meg,
    która wyszła za Taita Drummonda, jest naszą sąsiadką. Wiedziałam, że jej nazwisko nic ci nie powie...
    W każdym razie pomyślałam sobie, że to dobra okazja, abyś ty i Guy...
    Campion przestała na moment słuchać. A więc ta brunetka, której wygląd wydawał się jej znajomy,
    była siostrą Guya!
    - Niepotrzebnie się wtrącałam - smutno dokończyła Lucy.
    - Miałaś szlachetne intencje... Czy... czy on już poszedł?
    - Tak - skłamała Lucy, usiłując nadać swemu głosowi stanowcze brzmienie. - Słuchaj, jeśli nie najlepiej
    się czujesz, to może posiedz w bibliotece, dopóki dzieciaki nie pójdą. Poproszę Timmins, żeby
    przyniosła ci coś do jedzenia.
    Campion zadumała się. Hm, biblioteka... Uwielbiała ten cudowny pokój wypełniony po sufit
    książkami.
    - Dobrze - przystała. - Leć do gości. Ja zaraz zejdę.
    Była w połowie holu, kiedy usłyszała, jak Guy woła jej imię. Czyli Lucy ją okłamała.
    Miała ochotę rzucić się do ucieczki, ale nie bardzo mogła; wokół jej nóg kręciły się ze trzy tuziny
    dzieci, a ich mamy spoglądały na nią z zainteresowaniem. Guy ujął ją za łokieć. Nie potrafiła się
    zmusić, by popatrzeć Guyowi w oczy. Zastanawiała się nerwowo, gdzie jest blondynka. I gdzie Meg,
    siostra Guya?
    - Więc jednak przyjechałaś?
    - Tak, Lucy to moja przyjaciółka - rzekła, nie odwracając głowy. - Co roku spędzam z nią święta. Nie
    pamiętasz? Mówiłam ci.
    - Owszem, mówiłaś. yle wyglądasz - stwierdził ni stąd, ni zowąd.
    - Jestem trochę zmęczona. A teraz wybacz, muszę coś zrobić.
    Zamierzała odejść i skrzywiła się z bólu, kiedy palce Guya wpiły się mocniej w jej ramię.
    - Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Campion, ja...
    Jak mógł być tak bezduszny? Jak mógł ją tak traktować? Miała ochotę rozpłakać się z żalu. Dlaczego
    kontynuuje tę farsę, dlaczego udaje zatroskanego? Najwyrazniej nie wiedział, że podsłuchała
    rozmowę Sandry z Meg. Może myślał już o kolejnej książce, przy której znów będzie musiał jej
    pomóc? Trzęsła się z wściekłości, oburzona jego dwulicowością.
    - Puść mnie - poprosiła najspokojniej, jak umiała.
    - Chcę z tobą porozmawiać.
    Ależ z niego jest świetny aktor! Sprawiał wrażenie szczerze przejętego. Głos przepełniony smutkiem,
    spojrzenie zbolałe... Gdyby nie znała prawdy, mogłaby się nabrać, że cierpi tak samo jak ona.
    - O czym? - spytała uprzejmie, jakby rozmawiała z obcym człowiekiem. - Przepraszam, ale naprawdę
    muszę już iść. Obiecałam Lucy, że pomogę jej w kuchni.
    - Domyślam się, że nie jesteś tu sama? Zobaczyła zimny błysk w oczach Guya. Zacisnął
    usta.
    - Masz rację. Nie jestem sama - skłamała.
    Nienawidziła go za to, że tak łatwo nią manipulował. I nienawidziła siebie, że tak łatwo dawała
    manipulować sobą. Musiała kłamać, zachowywać się tak, jakby nic się nie stało; udawać, że nie cierpi,
    że nie czuje się skrzywdzona i porzucona. Tak, nie przyjechała sama. Spotyka się z kimś. Guy nie musi
    robić sobie wyrzutów, nie musi się winić.
    Kiedy rozluznił ucisk, natychmiast pomknęła przed siebie. Kątem oka widziała zbliżającą się blond
    piękność. Nie chciała patrzeć, jak Guy obejmuje ją w pasie.
    Zobaczyła jednak, jak razem wychodzą. Brunetka z trójką małych dzieci oraz blondynka trzymająca
    Guya pod rękę.
    ROZDZIAA DZIEWITY
    - Obawiam się, że mogą być pewne komplikacje - rzekł lekarz.
    - Pewne komplikacje? Jakie? - wykrztusiła Campion, czując, jak znów zbiera się jej na wymioty.
    Prawie codziennie miała mdłości. Zaczęło się jeszcze przed świętami. Teraz w ponury, przerazliwie
    zimny styczniowy dzień lekarz potwierdził jej podejrzenia. Jest w ciąży. Nie mogło być mowy o żadnej
    pomyłce.
    - Ma pani silną anemię, ale z tym sobie bez trudu poradzimy. Nie będzie to jednak łatwa ciąża.
    Podejrzewam, że część czasu spędzi pani w łóżku. Oczywiście... - popatrzył na lśniący blat biurka, po
    czym ponownie skierował wzrok na pacjentkę - zawsze może pani zdecydować się na aborcję.
    Dopiero po dłuższej chwili dotarł do niej sens tego zdania. Aborcja? Miałaby się pozbyć dziecka Guya?
    Nigdy!
    - Nie! To absolutnie nie wchodzi w grę! - odparła oburzona.
    - No, tak. Rozumiem. - Na moment lekarz zamilkł. - A zatem musi pani o siebie dbać, musi się pani
    dobrze odżywiać i dużo wypoczywać... Oczywiście trzeba będzie regularnie monitorować rozwój
    dziecka. Mamy styczeń, rozwiązanie nastąpi w sierpniu. Przez najbliższe sześć tygodni powinna pani
    unikać stresu. Najważniejszy jest spokój i wypoczynek.
    Nie powiedział tego wprost, lecz z jego tonu wynikało, że istnieje realna grozba poronienia.
    Campion siedziała zamyślona. Lekarz mówił o badaniach, które ją czekają, o witaminach, które musi
    brać, lecz ona słuchała tylko jednym uchem.
    Już od jakiegoś czasu zdawała sobie sprawę, że jest w ciąży, lecz dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo
    zależy jej na dziecku. Gotowa była zrobić wszystko, absolutnie wszystko, żeby bezpiecznie donosić
    ciążę i urodzić zdrowe maleństwo.
    - Jest pani pisarką. Ludzie twórczy, kiedy są pochłonięci pracą, zapominają o regularnych posiłkach.
    Może byłoby dobrze, gdyby zrobiła sobie pani przerwę w pracy na najbliższe sześć tygodni... Mieszka
    pani sama? Campion skinęła głową.
    - Ma pani rodzinę? Albo przyjaciółkę, do której mogłaby się pani wprowadzić? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •