[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pierwszej relacji dostarczyła mi kobieta, której w cza
sie porodu gwałtownie obniżyło się ciśnienie krwi. Zro
biło jej się ciemno przed oczami. Kiedy odzyskała
przytomność" spostrzegła, że unosi się w kącie sali
operacyjnej, spoglądając w dół na lekarzy, którzy starali
się ją ożywić i odebrać poród.
Nie przemieszczała się w tunelu ani nie widziała
świetlistych istot, ale przychodziły jej do głowy myśli,
jakby ktoś w ten sposób się z nią porozumiewał. Dowie-
Zasłużeni badacze 151
działa się, że nic jej nie będzie i że ma wrócić do ciała.
Wiesz już teraz, jak tu jest", usłyszała, pora wracać".
Dowiedziała się też, że dziecko ma otrzymać imię
Peter (nie, jak dotąd planowali, Harold) i że będzie
chorowało na serce, ale zostanie na czas wyleczone.
Wszystko się sprawdziło.
Relacja ta zafrapowała mnie. Muszę tu wyznać, że
z początku niewiele mnie obchodziły przeżycia z po
granicza śmierci. Jako psycholog interesowałem się od
miennymi stanami świadomości, dlatego sięgnąłem po
fachowe pisma lekarskie. Tam przeczytałem o tym, co
dzieje się w umyśle ludzi, gdy są u progu śmierci.
Sięgnąłem po książki z parapsychologii, potem po %7łycie
po życiu. I tak połknąłem haczyk. Pamiętam, jak przy
czytaniu przebiegały mnie dreszcze. Na marginesie no
towałem nawet pomysły na pózniejsze badania. Od razu
wiedziałem, że to jest to".
Postanowiłem przeprowadzić samodzielne badania,
które miały dostarczyć mi odpowiedzi na niektóre py
tania dotyczące tych przeżyć.
" Jak wiele osób doświadczyło pięciu ogólnych etapów
tego zjawiska (uczucia spokoju, oddzielenia od ciała,
ciemności, spotkania ze światłem, wejścia w światło)?
" Czy na przeżycia na granicy śmierci ma wpływ religia?
" Jakie są następstwa tych doznań? Czy dzięki nim
ludzie mniej się boją śmierci i bardziej cenią życie?
Chciałem znalezć odpowiedzi na te pytania, ale naj
pierw musiałem poszukać Judzi, którzy mieli tego rodza
ju doświadczenia. W tym celu odwiedziłem kilka szpitali
152 RAYMOND MOODY
w Connecticut, gdzie wygłaszałem odczyty przedstawia
jąc swoje zamierzenia kierownictwu i pracownikom.
Sporo musiałem się natrudzić, aby przekonać trady
cyjnie myślących lekarzy o słuszności moich badań.
W końcu dostałem pozwolenie, otrzymałem nawet dane
pacjentów bliskich śmierci lub uznanych za zmarłych.
Skontaktowałem się potem z ich lekarzami, aby uzyskać
upoważnienie do przeprowadzenia z nimi wywiadów.
Nie miało znaczenia, czy pacjenci mieli doznania czy
też nie, bowiem jednym z celów mych badań było
ustalenie liczby osób, u których wystąpił choć jeden
z etapów przeżyć towarzyszących umieraniu. W rzeczy
wistości miałem cichą nadzieję, że będzie ich wielu,
ponieważ zależało mi na dalszych relacjach.
No i okazało się, że już drugi z rozmówców miał za
sobą te doświadczenia. Byłem tak podniecony, jakbym
siedział na beczce prochu. Tak jest zresztą po dziś dzień,
obojętnie której z kolei relacji bym słuchał. Przeważnie
było tak, że brałem samochód i jechałem na wywiad
z osobą, która doświadczyła przeżyć na granicy śmierci,
mieszkającą gdzieś na obszarze Nowej Anglii. Mój roz
mówca, wypisany już ze szpitala, przyjmował mnie
w salonie i tam rozmawialiśmy o jego doznaniach.
Wracałem potem do Hartford przez całą drogę słucha
jąc nagranego na taśmie wywiadu. Byłem tak podeks
cytowany tymi opowieściami, że słuchałem ich raz po
raz.
Nie posunę się do stwierdzenia, że słuchanie tych
relacji wprawiało mnie w religijne uniesienie, ale muszę
zaznaczyć, że przebywanie z tymi osobami wyzwala
Zasłużeni badacze 153
w człowieku pewien ładunek emocji. Wiesz chyba jakie
to uczucie, kiedy ktoś opowiada ci o swej wyprawie do
dalekiego kraju, który zawsze cię pociągał? Albo co byś
czuł, gdybyś znalazł się w towarzystwie kosmonauty czy
jakiegoś innego podróżnika? Wrażenie jest podobne
jakbyś zetknął się z jakimś wyższym duchowym
porządkiem.
Ciekawe, że moim rozmówcom wywiady te sprawiały
taką samą przyjemność jak mnie. Wielu z nich nie
rozmawiało wcześniej o swych doświadczeniach a jeśli
tak, to raczej niechętnie, i tylko aby sobie ulżyć. Niero-
zumiani, czasami nawet spotykali się z drwiną. Spot
kanie z osobą autentycznie zainteresowaną ich przeży
ciami zdjęło z nich wielki ciężar. Mogli się zwierzyć
wiedząc, że ich zrozumiem. Często sami zasypywali
mnie pytaniami na temat swego doświadczenia.
Niektórzy chcieli wiedzieć, czy są w jakiś sposób
wyjątkowi", inni chcieli się upewnić, że nie są nienor
malni". Pytali też, dlaczego czują się innymi ludzmi po
tych przeżyciach i dlaczego ich bliscy nie mają dla nich
zrozumienia. W większości przypadków po prostu prag
nęli rozmowy z kimś, kto ich wysłucha bez osądzania.
Byłem dla nich osobą o otwartym umyśle, kimś kto nie
będzie starał się ich doświadczeń zaszufladkować.
Niemal za każdym razem oznajmiali mi, że to naj
głębsze, najbardziej intymne doznanie duchowe, jakie
kiedykolwiek ich spotkało". Wierzyłem im. Ich spoj
rzenie zdradzało, że słowa są w stanie oddać zaledwie
jedną tysięczną ich przeżycia. Odnosiło się wrażenie, że
dzielą się ze mną czymś poufnym i jednocześnie świę-
f tym.
154 RAYMOND MOODY
Oddawałem się temu z takim zapałem, że często
trudno mi było trzymać się w trakcie wywiadu ustalo
nych ram. Ganiłem się za to, że daję się ponieść emoc
jom, aż uświadomiłem sobie, że rozmowy z tymi ludzmi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]