Indeks IndeksGoldy es a svedasztalos gyilkos Diane Mott Dav2005 36. Czas aniołów 2. DavSteele Jessica Sekret panny mśÂ‚odejDebra White Smith [Lone Star Intrigue 01] Texas Heat (pdf)(1)FFXI Chains Of Promathia Mission GuHistoria Rosji skrypt (1)krolewicz i zebrak twain m.Dr Who New Adventures 36 Infinite Requiem, by Daniel Blythe (v1.0) (pdf)612. Wallington Vivienne Najpić™kniejsza suknia śÂ›lubnaStone_Lyn_ _Szepty_i_westchnienia
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anusiekx91.opx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    pózne popołudnie, siedzimy na trawie za restauracją. Ja i Phil jemy
    hamburgery, frytki i pijemy mrożone koktajle mleczne, Grace drzemie.
    Mam ze sobÄ… walizeczkÄ™ z Planetami.
    W pobliżu są stoły piknikowe, wszystkie puste poza jednym. Wokół
    niego zgromadziła się piątka dzieciaków ze szkoły średniej, trzy
    dziewczyny i dwóch chłopaków. Opychają się jedzeniem, śmieją, kłócą ze
    sobą. Tyczkowaty rudzielec z płaską jak deska piersią zapisuje to, co
    mówią inni, więc najwidoczniej stanowią komitet redakcyjny kroniki albo
    klub dyskusyjny, wywrzaskujÄ…cy jakiÅ› manifest.
     Nie, gdzie tam  szepce Phil. Zjada frytki pojedynczo, nad każdą się
    zastanawia.  Gdzie tam, gdzie tam.
     Przestań.
    Na trawniku chłopcy zaczynają rzucać do siebie plastikowy dysk
    frisbee. Grace kręci się na trawie, zmagając się z jakimś koszmarem.
    Patrzę na jej dłoń. Mamy takie same srebrne obrączki na naszych
    serdecznych palcach. Kupiliśmy je w Blue Earth po pięćdziesiąt dolarów
    za sztukÄ™.
     No dalej, Stewart  mruczy Grace, poruszona.  No dalej, Stewart.
    No dalej, chłopaku.
    Potrząsam nią, póki nie otwiera oczu.
     Kto to jest Stewart?
    Grace ziewa, siada. Patrzy w niebo, na młodzież, na mnie.
     Co mówisz?
    Krew zagotowała się we mnie z zazdrości.
     Do diabła, kto to jest Stewart? Wołałaś coś do niego przez sen.
    Grace przybiera obronny wyraz twarzy.
     Nie wołałam.
     Na pewno wołałaś Stewarta. Dwa razy.  Grace wytrzeszcza na mnie
    oczy. Jej twarz tężeje. %7łałuję, że oboje mamy za sobą pewne przeżycia.
    Wolałbym, byśmy ożyli w chwili, w której się poznaliśmy.  Słucham, kto
    to jest? Facet, z którym przespałaś się po raz pierwszy? Miłość twojego
    życia?
    Phil odchrzÄ…kuje.
     Unikajmy niepokoju.
    Każę Philowi zamknąć jadaczkę darmozjada. Kiedy Grace spała, brzeg
    spódnicy owinął się wokół jej ud. Teraz zakrywa kolana.
     Stewart to facet, który zawsze mnie pragnął, ale nigdy mnie nie
    dostał. Teraz w porządku?
     A ty go pragnęłaś?
     Rany, Henry! Pewnie, że nie. Nigdy mi nie zależało na dorastających
    chłopcach. Wiedziałam bardzo dobrze, kiedy cię spotkam, więc nigdy na
    nikogo nie spojrzałam, nie masturbowałam się ani nic w tym rodzaju.
    Byłam niewinna i czysta jak lilia, póki mnie nie przygwozdziłeś do budki
    z ciastem.
    Gdyby moja żona była facetem, to mógłbym ją teraz walnąć.
    Chwyta mnie za brodę, stara się, żebym spojrzał jej w oczy.
     Za kogo ja wyszłam?
    Nie odpowiadam. Ona wzdycha.
    Dzieciaki wybuchają śmiechem. Patrzę w ich stronę. Nadworny
    stenograf, rudzielec, oblewa się rumieńcem, opuszcza głowę. Dowcip albo
    żart zapewne jej dotyczy, bo odłożyła długopis, ale sama się nie śmieje.
    Dwie wysokie, krągłe brunetki  w przyszłości najprawdopodobniej
    wpływowe żony i damy Xander  szepczą i pokazują na rudzielca.
    Chłopcy od frisbee rzucają jakąś szyderczą uwagę i rechot przybiera na
    sile. Dziewczyna jeszcze niżej pochyla głowę.
    Patrząc na to wszystko, Grace wysuwa szczękę do przodu na znak
    zdecydowania. Podnosi się i wskakuje na stół, który stoi najbliżej nas.
    Prostuje się, opiera dłonie na biodrach.
     Hej, hej, dzieciaki!
    Wszyscy gwałtownie podnoszą głowy. Badają nas wzrokiem, ich
    twarze posępnieją. Chłopcy przerywają grę krążkiem.
     Grace  mówię.
     Co ona robi?  pyta Phil.
    Grace spoglÄ…da na mnie, chytrze, po kobiecemu.
     Posłuchajcie mnie przez chwilę  woła. Jedna z brunetek potrząsa
    głową.
     Niby po co?
     Mam coÅ› dla was.
     Grace  powtarzam. Ale nie mówię już nic więcej. Jeden z chłopców
    odsłania zęby w uśmiechu.
     Czy to nocnik?  Paczka nastolatków wybucha śmiechem.
    Brunetka prostuje się, widać, że się nie boi.
     No wiÄ™c?  mówi. Na jej koszulce widnieje napis ZRÓBMY
    WIELK ZADYM. Z wyrazu jej twarzy, wyczekujÄ…cego, i uniesionych
    brwi wnioskuję, że wybiera się do Stanford.
     Hej, rudzielec?  Grace spoglÄ…da na stenografkÄ™.  Jak masz na imiÄ™?
     Nazywa się Ginny  odpowiada jeden z chłopców.
     Nie do ciebie mówię, młody człowieku. Mówię do rudzielca.
    Podnoszę się, podchodzę do stołu Grace.
     Mam na imiÄ™ Ginny  odzywa siÄ™ stenografka.
     Bardzo mi miło, Ginny. Ja jestem Grace McGlone.  Grace przygląda
    się pozostałym dzieciakom.  Coś mi się wydaje, że macie niezły ubaw
    kosztem Ginny.
    Phil też się podnosi, staje obok mnie.
     Powiedz, Ginny, dlaczego oni się z ciebie śmieją? Wielka Zadyma
    wytrzeszcza oczy, oszołomiona.
     Och, mój Boże, Ginny. Przecież nie musisz jej nic mówić.
     W porzÄ…dku.  Ginny spoglÄ…da na Grace.  ZmiejÄ… siÄ™ z tego, jak
    tańczę. Nie mam partnera na bal, a... a oni mówią, że to przez to, jak
    tańczę.
     A jak tańczysz?
    Druga brunetka, Asystentka Wielkiej Zadymy, cyka językiem.
     Jakby to panią obchodziło. Kim pani jest, do diabła?
     Nazywamy siÄ™ Henry, Grace i Phil. A wy? Nikt siÄ™ nie odzywa.
     Nie wiem  odpowiada Ginny.  Tańczę tak, jak tańczę.
     Tańczysz cudacznie  powiada Asystentka.
     No  zgadza się jeden z chłopców.  To coś w rodzaju... tańca
    potwora.
    Grupka nastolatków wybucha śmiechem. Jeszcze nie zaczęli
    nienawidzić urzędu podatkowego. Nigdy nie walnęli w czaszkę dorosłego
    człowieka.
     Pokaż mi  zwraca się Grace do Ginny.  Pokaż mi swój potworny
    taniec.
    Asystentka prycha.
     Akurat, też coś.
    Grace pokazuje na walizkę, którą trzymam w ręku.
     Pokaż mi, a ja pokażę ci, co jest w środku.
    Młodzi ludzie poważnieją. Gapią się na moją walizeczkę, jak gdyby
    padła jakaś nieprzyzwoita propozycja seksualna, jakby w pobliżu pojawiła
    siÄ™ prawdziwa Pandora.
    Występuje większy z chłopców.
     Co siÄ™ tutaj dzieje?
     To sprawa Ginny.
    Ginny milczy. Patrzy w oczy Grace. Nie jestem pewny, ale przez
    moment wydaje się, jakby miliony kobiecych cząsteczek przepływało tam
    i z powrotem między sercami Grace i Ginny. Wygląda to niczym rozmowa
    bez słów, dyskusja na spojrzenia o wolności i godności, i zapachu
    mężczyzn, rozmowa, która kończy się uśmiechem na ustach Grace,
    wyzwaniem w jej oczach. Następnie, ku zaskoczeniu wszystkich, rudzielec
    podnosi się, zamyka oczy i zaczyna kołysać biodrami.
     Poczekaj.  Wielka Zadyma przygryza wargÄ™.  Hej, Ginny?
    Ginny unosi ręce nad głowę, porusza dłońmi, palcami, głaszcze
    powietrze. Ma na sobie dżinsy, czarny sweter, czarne adidasy. Nie ma
    muzyki, ale kolana Ginny trzęsą się jak u jakiegoś Irlandczyka. Depcze
    trawÄ™.
     Ginny  powiada Asystentka.  Przestań!
    Ale Ginny nie przestaje. Młóci rękami powietrze, wbija się w nie
    paznokciami, szarpie, jakby walczyła z niewidzialnymi wrogami.
     Wyczha!  śmieje się Grace.
    Nagle porusza siÄ™ Phil. Rusza do przodu, podchodzi do Ginny i zaczyna
    się skradać dookoła, naśladując jej ruchy, lecz jej nie dotyka. Oddycha
    chrapliwie. Ginny otwiera oczy, uśmiecha się do Phila, nie przestaje się
    kręcić.
     To jest upiorne  powiada jeden z chłopców.
     Co to jest?  pyta drugi. Phil sapie i dyszy.
     Indianie Idaho wiedzą, jak się bawić!
    Grace zeskakuje ze stołu. Ląduje obok Ginny, zaczyna się wyginać i
    kopać powietrze.
     Dalej, Henry! Kiedy w Topece...
    Przyglądam się, jak wirują. W ubiegłym miesiącu wysłałem Jerseya
    Ringo, lichwiarza ze Stickney, na pogotowie z rozwaloną kością udową.
    Ale teraz jestem facetem Grace, ona patrzy na mnie i przecież wiem, że na
    swój własny pieprzony sposób stara się wszystko wyprostować.
    Oddycham głęboko. Krew mi się oczyszcza. Zciskam walizkę i ruszam w
    plÄ…sy na trawie.
     Och, na miłość...  powiada Wielka Zadyma.  Przewraca oczami,
    jakby oszczędzała swoje ciało na coś lepszego niż to pląsanie. Ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •