[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dziubała widelcem w swoich ziemniakach. Nie-
stety, ten, kto gotuje, musi wszystkiego skosz-
tować i w końcu traci apetyt.
Wstała i zaczęła zbierać talerze.
Znieżny anioł 57
Zaraz przyniosę miseczki do puddingu.
Podeszła do Zachariasza i sięgnęła po jego talerz,
niestety, zbyt pośpiesznie. Nóż i widelec, które
Zachariasz ułożył na swym talerzu, wylądowały
na serwetce rozłożonej na jego kolanach.
Przepraszam pana, najmocniej przepraszam.
Odstawiła talerz na stół, pochyliła się i niewiele
myśląc, sięgnęła po ciężkie srebrne sztućce.
Dość śmiałe poczynanie syknął Zachariasz,
odsuwając jej dłoń jak najdalej. Moja droga...
Szyderstwo było oczywiste. Honey, ze łzami
w oczach, chwyciła stos talerzy i umknęła do
kuchni. Jej rozżalenie nie miało granic. Ten męż-
czyzna w jednej chwili z układnego dżentelmena
zmieniał się w zwykłego łajdaka, pragnącego ją
upokorzyć. Włożyła brudne talerze do zlewozmy-
waka, oparła ręce o krawędz i zwiesiła głowę. Cóż
teraz ma zrobić Honey Morris?
Słyszała, jak otwierają się wahadłowe drzwi,
nie odwróciła się, wyczuwając doskonale, któż to
taki zjawił się w kuchni.
Proszę, proszę, niech pan teraz stąd wyjdzie.
Ja wszystko już pojęłam. Zaraz spakuję moje
rzeczy. Powiem panu Josephowi, że podjęłam złą
decyzję. Zabieram siostrę i wracamy do domu.
Słyszała z tyłukroki, dziwnie głośne w tej ciszy.
Potem głos, ostry, nieprzyjemny.
Nie sądzę. Bo pani już bardzo sprytnie znala-
zła sobie furtkę w sercu mojego dziadka. I zostanie
tak długo, jak mu obiecała, to oczywiste. Niech
58 Carolyn Davidson
pani jednak ma się na baczności, panno Morris,
będę śledził każdy pani krok. Mój dziadek jest
stary, ale to mężczyzna jeszcze pełen energii. Kto
wie, co tam pani sobie uknuła. Ja w każdym razie
nie pozwolę, żeby pani wykorzystała go w jakikol-
wiek sposób.
Ja?! Wykorzystała?! Honey odwróciła się
natychmiast. W błękitnych oczach ani śladu łez,
tylko gniew. Przede wszystkim pragnę pana
zapewnić, że nie zamierzam skrzywdzić pańskiego
dziadka w żaden sposób. Dlatego, że darzę go
nawiększym szacunkiem. Pańskie insynuacje są
zupełnie nie na miejscu, są niesprawiedliwe i obu-
rzające. I jeszcze coś panu powiem...
Trąciła go w pierś, niestety, tylko jednym
palcem, żałując gorzko, że nie ma tyle siły, aby
cisnąć szydercą o ścianę.
Nikt mnie jeszcze nigdy tak nie rozczarował,
jak pan, panie Bennett. Pan swemudziadkowi nie
dorasta do pięt. I ma pan diabła za skórą! Powinien
się pan wstydzić, że tak nikczemna myśl w ogóle
przyszła panu do głowy. Oskarżać mnie o taką
niegodziwość... Mnie...
Na dalsze słowa brakło już tchu. Honey zamilk-
ła, dłonie, zaciśnięte w pięści, ukryła w kieszeniach
fartucha.
No proszę... Jaka nader elokwentna dama
wycedził Zachariasz, nie odrywając oczu od
kształtnych piersi Honey, falujących z wielkiego
wzburzenia. Nagle ręka Zachariasza się uniosła,
Znieżny anioł 59
smukłe palce delikatnie objęły twarz Honey, roz-
płomienioną z gniewu. Jeśli rzeczywiście mam
diabła za skórą, co szkodzi to potwierdzić...
Chciała się odsunąć, niestety, zlewozmywak za
plecami uniemożliwił ucieczkę. A silne ramiona
Zachariasza już obejmowały ją, drżącą i prze-
straszoną.
Nie, nie wyszeptała gorączkowo, próbując
go odepchnąć. Proszę, niech pan tego nie robi.
Dlaczego?
Usta Zachariasza spoczęły na ustach Honey,
niezdolnej już do żadnego protestu, chłonącej
teraz wrażenia, jakich w swoim życiunigdy jesz-
cze nie zaznała. Gorące wargi mężczyzny pieściły
jej wargi, silne ramię obejmowało tak mocno, że
dwa ciała musiały wtulić się w siebie. I ta dłoń
Zachariasza, błądząca po jej karku, po plecach....
Honey wielokrotnie widziała całujących się
rodziców, a z biegiem lat, coraz starsza i mądrzej-
sza, domyśliła się, że rodziców, oprócz węzła
małżeńskiego, łączy także gorąca miłość. Potem
Honey domyśliła się czegoś jeszcze. Gorąca miłość
jest także namiętna.
A teraz... teraz ona chyba tego właśnie doświad-
czała, tej namiętności. Ten mężczyzna, który czuł
do niej tylko gniew, teraz rozbudził w niej pło-
mień, pokonał wszelki opór. Wystarczyło jedno
dotknięcie jego ust.
W końcu przestał ją całować. Odchylił głowę,
spojrzał na nią spod półprzymkniętych powiek.
60 Carolyn Davidson
Jest pani łakomym kąskiem, panno Honorio
Belle, dlatego, niezależnie od pani obietnic, nie
spuszczę z pani oka.
Honey, sprowadzona nagle z obłoków na zie-
mię, z całej siły odepchnęła od siebie męską pierś,
uderzając pięścią w lśniący bielą gors jedwabnej
koszuli.
Co też pan... Niechże pan w końcu prze-
stanie!
Nie. I ostrzegam jeszcze raz. Mój dziadek jest
stary i samotny, sprytna, powabna osóbka bardzo
łatwo owinie go sobie wokół palca. Ale ja do tego
nie dopuszczę. Powiedziałem już, będę śledził
każdy pani krok.
Głos Zachariasza niby spokojny, mocny, ale
widać było, że to, co stało się przed chwilą, nie
przeszło bez echa. Nozdrza mu drżały, a ciemne
oczy były jeszcze ciemniejsze.
Panie Bennett, ja nie pojmuję, skąd u pana to
głębokie przekonanie, że ja chcę pańskiego dziadka
skrzywdzić. Chcę mu tylko pomóc przez dwa
tygodnie, do chwili powrotu pani Hawkins. I nic
za tym się nie kryje, panie Bennett, żadne niecne
zamiary, zaręczam.
Przekonamy się, panno Honorio Belle, prze-
konamy.
Godzinę pózniej Zachariasz, przekraczając próg
swego ciemnego, pustego domu, miał minę bardzo
niewyrazną. Czy on się aby nie zagalopował?
Znieżny anioł 61
W końcudziewczyna spełniła tylko prośbę dziad-
ka. O nic nie prosiła, to przecież dziadek nalegał.
I chyba za wcześnie na wyciąganie daleko idących
wniosków.
Zdjął kapelusz, płaszcz niedbale przerzucił
przez poręcz schodów i wkroczył do salonu. Lam-
py nie zapalił, bo i po co? Przez okno sączy się blade
światło księżyca. Podszedł do tego okna, wyjrzał
na świat przykryty białym śniegiem. Nagle pożało-
wał, że nie ma go już w tamtym dużym domu.
Tam jest ktoś inny, pewna bardzo młoda kobieta
i mała dziewczynka, teraz to one umilają czas
staremusamotnemuczłowiekowi. Nie Zachariasz.
Ej, Zachariaszu, czy ty przypadkiem nie jesteś
zazdrosny...
Bzdura. Potrząsnął głową, ubolewając nad
śmieszną insynuacją, niewartą ani jednej myśli.
Choć tak w ogóle należałoby się zastanowić nad
samym sobą, zachował się przecież jak grubianin.
Napadł na Honey, oskarżył, nie szczędził szy-
derstw. Trzeba jednak przyznać, że tę rezolutną
osóbkę niełatwo zastraszyć. Już ona potrafi wyło-
żyć swoje racje. Jednym słowem, przeciwnik god-
ny i... jakże słodki! A skradzionego w kuchni
pocałunku na pewno nie będzie żałował...
Hm... A może by przenieść się do dziadka na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]