[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Przepraszam. Może przejdziemy do celu pańskiej
wizyty - odparła, siląc się na dowcip.
- Oczywiście. Cel mojej wizyty... - powiedział to
tak, jakby dopiero teraz uświadomił sobie, że istniało
coś takiego.
Z trudem powstrzymała się, by teraz jego nie nazwać
echem.
- Czy moglibyśmy usiąść? - zaproponował niespo
dziewanie. - Jeśli dobrze pamiętam, to koło kominka
stały dwa fotele. Chyba że dokonałaś przemeblowania?
- To był pokój pańskiej matki. - Dowiedziała się tego
od gospodyni, która dodała, że jego lordowska mość na
legał, by zainstalować ją właśnie w tym pomieszczeniu.
- Czasami pozwalała mi tu przychodzić i doglądać
wieczorowych kreacji. Oczywiście chodziło jedynie
o ostatnie poprawki. Przyklejenie sztucznego pieprzy-
ka, wybór ozdób do włosów. Biżuteria.
- Pozwalała panu wybierać? - zainteresowała się
Bella tymi zwierzeniami znacznie bardziej osobistymi
niż to, co słyszała od niego kiedykolwiek wcześniej.
- Od czasu do czasu. Czasami nawet wkładała to, co
wybrałem. Częściej wyjaśniała, dlaczego tego nie zrobi.
Bella była zaskoczona, choć jego głos przepełniony
był nostalgią. Nie wyobrażała sobie, by mogła coś ta
kiego zrobić Kitowi. Gdyby kiedykolwiek dała mu
możliwość wyboru swoich kreacji, bez wątpienia nosi
łaby to, co wskazał syn.
- Pierwsze lekcje dobrego smaku. - Chciała wy
brnąć z niezręcznej sytuacji wywołanej przez nie naj
milsze wspomnienie.
- Obawiam się, że obecnie muszę polegać na guście
Ingallsa. Mogę jedynie mieć nadzieję, że jest bez za
rzutu.
Zalała ją fala gorąca. Pierwszy raz w czasie ich zna
jomości pozbył się na chwilę rezerwy, a ona przestra
szyła się, że wszystko zepsuła bezmyślną uwagą.
- Może być pan pewien, że tak jest w istocie.
- Dziękuję. Ale teraz naprawdę musimy porozma
wiać o Kicie.
- Kicie? - znowu powtórzyła niczym echo.
Miała nadzieję, że przyszedł tu dla niej, i kiedy zro
zumiała, iż nic z tego, poczuła rozczarowanie. Cóż ta
kiego miał do powiedzenia o jej synu? Oczywiście mu
siało to być coś ważnego, skoro z tego powodu pofaty
gował się pierwszy raz do jej sypialni.
- Może przy ogniu? - ponaglił delikatnie.
Znów poczuła się niepewnie. Czy powinna podać mu
ramię? Skoro nie był w tym pokoju od śmierci matki,
poruszanie się po tym terenie może być dla niego trudne
lub nawet niebezpieczne.
- Proszę mi wybaczyć, że byłem tak nieroztropny -
odezwał się, mylnie interpretując jej milczenie. - Może
lepiej porozmawiamy jutro na dole.
- Wolałabym raczej dowiedzieć się, jak pan dotrze
do tych foteli.
Jego wybuch śmiechu rozładował atmosferę.
- Czyżby ten pokój był labiryntem?
Spojrzała w kierunku kominka zachęcającego cie
płem i przytulnością. Po drodze nie było żadnych prze
szkód.
- Chyba nie.
- Więc możemy iść - powiedział, wyciągając rękę.
Chwyciła jego dłoń ciepłą i mocną, zwłaszcza w po
równaniu z jej własną, która drżała.
- Zaufa mi pan? - spytała, patrząc jednocześnie na
tę twarz o doskonałych proporcjach.
- Bez zastrzeżeń. - Chyba wciąż był rozbawiony.
Miała cichą nadzieję, że nic złego nie wydarzy się po
drodze, i podprowadziła go do fotela stojącego po pra
wej stronie kominka. Tu znów się zawahała, a on po
prostu czekał.
W końcu położyła jego dłoń na oparciu. Namacał po
ręcze, zbadał mebel palcami, po czym usiadł.
Poczuła ulgę, że się udało. Podchodząc do swojego
fotela, poczuła drżenie kolan. Opózniona reakcja na
stres? Czy obawa przed tym, co zaraz usłyszy?
Boże - modliła się w duchu - żeby tylko nie chodzi
ło o to, że Kit i Fanny muszą się wynieść. Rano earl nie
wyglądał na zbyt rozgniewanego. Może to będzie
zwykłe napomnienie, by bardziej uważała na syna, trzy
mała go w pomieszczeniach przeznaczonych dla dzieci.
Była przygotowana na taki warunek, oczekiwała, że
usłyszy coś takiego.
- Sądzę, że powinniśmy zmienić nieco reguły postę
powania wobec Kita.
- Doprawdy? - Zdobyła się tylko na tyle.
- Muszę przyznać, że jego wizyta sprawiła mi przy
jemność. Mam nadzieję, że nie będziesz zabraniać mu
kolejnych odwiedzin.
- Zabraniać? - Nie była pewna, czy dobrze usłysza
ła. - %7łyczy sobie pan, by tam się pojawiał?
- Wydaje mi się, że lubi mnie widywać, a i mnie
sprawia to przyjemność. Sądzę, że z czasem...
- Tak?
- On nie może zaakceptować tych...
Jej oczy wypełniły się łzami, nad którymi chciała za
panować, przynajmniej na tyle, by nie można było po
znać po jej głosie wzruszenia.
- .. .ograniczeń? Ależ one są niezwykle łagodne, za
pewniam.
- Pomyślałem sobie, że w nocy poczuł się zagubio
ny w ciemnościach, lecz dzisiejszego ranka, a także
wieczorem...
Urwał, uświadomiwszy sobie, że powiedział za
dużo.
, - Kit znów przyszedł do gabinetu? - Nie mogła
uwierzyć, że syn ponownie okazał nieposłuszeństwo,
zwłaszcza po porannej katastrofie.
- Nie, nie - zaprotestował szybko Hunt. - Proszę mi
wybaczyć. Tym razem to Ingalls przyprowadził go do
mnie, aby chłopiec mógł przeprosić za stłuczenie wazy.
W trakcie tej wizyty Kit zaprosił mnie do siebie, aby
śmy razem mogli pobawić się żołnierzykami.
- A pan ma na to ochotę - odparła.
Nie trudno było dostrzec, że tak jest w istocie. Wal
czył z uśmiechem, wyglądał prawie tak samo jak Kit.
Poczuła osobliwy skurcz w sercu. Obawy, które odczu
wała przez kilka tygodni, gdzieś pierzchły.
- Pan go lubi.
- Oczywiście. A co ważniejsze, uważam, że Kit
mnie polubił. Przynajmniej się mnie nie boi. W każdym
razie nie krępuje go nazbyt... to. - Wykonał gest, jakby
chciał dotknąć oczu, po czym wstał, wciąż trzymając
[ Pobierz całość w formacie PDF ]