Indeks IndeksBaxter George Owen Doktor Kildare 02 Wezwijcie doktora Kildare'aDaley Brian Gwiezdne Wojny Przygody Hana Solo 02 Zemsta Hana SoloLE Modesitt Ecolitan 02 The Ecolitian EnigmaJames Follett Earthsearch 02 Earthsearch2==02==Niezapomniane romanse Lee Miranda NIEZAPOMNIANY POCAŁUNEKCartland Barbara Najpiękniejsze miłości 02 Niewolnicy miłościGordon Dickson Dragon 02 The Dragon Knight (v1.4)Ava March [Convincing 02] Convincing Leopold [Loose Id MM] (pdf)Brian Daley Coramonde 02 The Starfollowers of Coramonde v4.1 (htm)Forester Cecil Scott Powieści Hornblowerowskie 02 (cykl) Porucznik Hornblower
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    - Przepraszam. Może przejdziemy do celu pańskiej
    wizyty - odparła, siląc się na dowcip.
    - Oczywiście. Cel mojej wizyty... - powiedział to
    tak, jakby dopiero teraz uświadomił sobie, że istniało
    coś takiego.
    Z trudem powstrzymała się, by teraz jego nie nazwać
    echem.
    - Czy moglibyśmy usiąść? - zaproponował niespo
    dziewanie. - Jeśli dobrze pamiętam, to koło kominka
    stały dwa fotele. Chyba że dokonałaś przemeblowania?
    - To był pokój pańskiej matki. - Dowiedziała się tego
    od gospodyni, która dodała, że jego lordowska mość na
    legał, by zainstalować ją właśnie w tym pomieszczeniu.
    - Czasami pozwalała mi tu przychodzić i doglądać
    wieczorowych kreacji. Oczywiście chodziło jedynie
    o ostatnie poprawki. Przyklejenie sztucznego pieprzy-
    ka, wybór ozdób do włosów. Biżuteria.
    - Pozwalała panu wybierać? - zainteresowała się
    Bella tymi zwierzeniami znacznie bardziej osobistymi
    niż to, co słyszała od niego kiedykolwiek wcześniej.
    - Od czasu do czasu. Czasami nawet wkładała to, co
    wybrałem. Częściej wyjaśniała, dlaczego tego nie zrobi.
    Bella była zaskoczona, choć jego głos przepełniony
    był nostalgią. Nie wyobrażała sobie, by mogła coś ta
    kiego zrobić Kitowi. Gdyby kiedykolwiek dała mu
    możliwość wyboru swoich kreacji, bez wątpienia nosi
    łaby to, co wskazał syn.
    - Pierwsze lekcje dobrego smaku. - Chciała wy
    brnąć z niezręcznej sytuacji wywołanej przez nie naj
    milsze wspomnienie.
    - Obawiam się, że obecnie muszę polegać na guście
    Ingallsa. Mogę jedynie mieć nadzieję, że jest bez za
    rzutu.
    Zalała ją fala gorąca. Pierwszy raz w czasie ich zna
    jomości pozbył się na chwilę rezerwy, a ona przestra
    szyła się, że wszystko zepsuła bezmyślną uwagą.
    - Może być pan pewien, że tak jest w istocie.
    - Dziękuję. Ale teraz naprawdę musimy porozma
    wiać o Kicie.
    - Kicie? - znowu powtórzyła niczym echo.
    Miała nadzieję, że przyszedł tu dla niej, i kiedy zro
    zumiała, iż nic z tego, poczuła rozczarowanie. Cóż ta
    kiego miał do powiedzenia o jej synu? Oczywiście mu
    siało to być coś ważnego, skoro z tego powodu pofaty
    gował się pierwszy raz do jej sypialni.
    - Może przy ogniu? - ponaglił delikatnie.
    Znów poczuła się niepewnie. Czy powinna podać mu
    ramię? Skoro nie był w tym pokoju od śmierci matki,
    poruszanie się po tym terenie może być dla niego trudne
    lub nawet niebezpieczne.
    - Proszę mi wybaczyć, że byłem tak nieroztropny -
    odezwał się, mylnie interpretując jej milczenie. - Może
    lepiej porozmawiamy jutro na dole.
    - Wolałabym raczej dowiedzieć się, jak pan dotrze
    do tych foteli.
    Jego wybuch śmiechu rozładował atmosferę.
    - Czyżby ten pokój był labiryntem?
    Spojrzała w kierunku kominka zachęcającego cie
    płem i przytulnością. Po drodze nie było żadnych prze
    szkód.
    - Chyba nie.
    - Więc możemy iść - powiedział, wyciągając rękę.
    Chwyciła jego dłoń ciepłą i mocną, zwłaszcza w po
    równaniu z jej własną, która drżała.
    - Zaufa mi pan? - spytała, patrząc jednocześnie na
    tę twarz o doskonałych proporcjach.
    - Bez zastrzeżeń. - Chyba wciąż był rozbawiony.
    Miała cichą nadzieję, że nic złego nie wydarzy się po
    drodze, i podprowadziła go do fotela stojącego po pra
    wej stronie kominka. Tu znów się zawahała, a on po
    prostu czekał.
    W końcu położyła jego dłoń na oparciu. Namacał po
    ręcze, zbadał mebel palcami, po czym usiadł.
    Poczuła ulgę, że się udało. Podchodząc do swojego
    fotela, poczuła drżenie kolan. Opózniona reakcja na
    stres? Czy obawa przed tym, co zaraz usłyszy?
    Boże - modliła się w duchu - żeby tylko nie chodzi
    ło o to, że Kit i Fanny muszą się wynieść. Rano earl nie
    wyglądał na zbyt rozgniewanego. Może to będzie
    zwykłe napomnienie, by bardziej uważała na syna, trzy
    mała go w pomieszczeniach przeznaczonych dla dzieci.
    Była przygotowana na taki warunek, oczekiwała, że
    usłyszy coś takiego.
    - Sądzę, że powinniśmy zmienić nieco reguły postę
    powania wobec Kita.
    - Doprawdy? - Zdobyła się tylko na tyle.
    - Muszę przyznać, że jego wizyta sprawiła mi przy
    jemność. Mam nadzieję, że nie będziesz zabraniać mu
    kolejnych odwiedzin.
    - Zabraniać? - Nie była pewna, czy dobrze usłysza
    ła. - %7łyczy sobie pan, by tam się pojawiał?
    - Wydaje mi się, że lubi mnie widywać, a i mnie
    sprawia to przyjemność. Sądzę, że z czasem...
    - Tak?
    - On nie może zaakceptować tych...
    Jej oczy wypełniły się łzami, nad którymi chciała za
    panować, przynajmniej na tyle, by nie można było po
    znać po jej głosie wzruszenia.
    - .. .ograniczeń? Ależ one są niezwykle łagodne, za
    pewniam.
    - Pomyślałem sobie, że w nocy poczuł się zagubio
    ny w ciemnościach, lecz dzisiejszego ranka, a także
    wieczorem...
    Urwał, uświadomiwszy sobie, że powiedział za
    dużo.
    , - Kit znów przyszedł do gabinetu? - Nie mogła
    uwierzyć, że syn ponownie okazał nieposłuszeństwo,
    zwłaszcza po porannej katastrofie.
    - Nie, nie - zaprotestował szybko Hunt. - Proszę mi
    wybaczyć. Tym razem to Ingalls przyprowadził go do
    mnie, aby chłopiec mógł przeprosić za stłuczenie wazy.
    W trakcie tej wizyty Kit zaprosił mnie do siebie, aby
    śmy razem mogli pobawić się żołnierzykami.
    - A pan ma na to ochotę - odparła.
    Nie trudno było dostrzec, że tak jest w istocie. Wal
    czył z uśmiechem, wyglądał prawie tak samo jak Kit.
    Poczuła osobliwy skurcz w sercu. Obawy, które odczu
    wała przez kilka tygodni, gdzieś pierzchły.
    - Pan go lubi.
    - Oczywiście. A co ważniejsze, uważam, że Kit
    mnie polubił. Przynajmniej się mnie nie boi. W każdym
    razie nie krępuje go nazbyt... to. - Wykonał gest, jakby
    chciał dotknąć oczu, po czym wstał, wciąż trzymając [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •