Indeks IndeksClive Staples Lewis Opowieści z Narnii 05 Podróż Wędrowca Do ŚwituCórki Oscara Balfoura 08 Way Margaret W sercu Australii1083. Way Margaret Dynastia Rylance'ów 1 Koło fortunyNajpiękniejsze opowieści 20 Zbłąkane serca Sandemo MargitM029. Barker Margaret Pojednanie nad Morzem CzerwonymFeliks Koneczny Dzieje Polski opowiedziane dla młodzieży0544. Way Margaret Druhna wychodzi za mążC.S.Lewis Opowieści z Narnii 4 Srebrne KrzesłoMargaret Mayo Pierwszy raz w MediolanieBaker Linda Dragonlance Zaginione opowieści t 2
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • raju.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    mnie bierzesz? Za jakąś sługę, z którą można zabawić się na sianie? - Była tak
    wzburzona, że ledwie mogła mówić.
    - Fran, tylko cię ostrzegam, jakim człowiekiem jest lord Holberton, kiedy
    przychodzi do kobiet.
    - Doceniam twoją troskę, ale niepotrzebnie się martwisz. Nie mam
    najmniejszego zamiaru... - Przerwała gwałtownie. Kilka dam stojących w pobliżu,
    które od dłużej chwili przysłuchiwały się wymianie zdań między rodzeństwem,
    zaczęło chichotać i pokazywać ich sobie palcami. - Dokończymy tę rozmowę kiedy
    indziej.
    Ich biedne, niemodne stroje budziły pogardliwe uśmieszki i boleśnie
    wyróżniały pośród innych gości.
    - Widzisz, jak na nas patrzą? - syknął Tom. - Nie należymy do tego świata.
    Nie powinniśmy byli tu przyjeżdżać.
    Musiała mu przyznać rację.
    57
    S
    R
    Jack dostrzegł Francescę, gdy tylko wszedł do sali balowej. Stała w rogu
    razem z bratem. Miała na sobie zieloną suknię, której kolor ładnie uwydatniał
    delikatną, jasną karnację. Miodowoblond włosy ułożyła na sposób klasyczny, upina-
    jąc anglezy wysoko z tyłu, z kilkoma lokami po bokach.
    Poczuł radosne ożywienie na jej widok. Wrócił właśnie z dwudniowej
    podróży. Pojechał do Salisbury i wyprawa nad wyraz się opłaciła, bo załatwił
    znacznie więcej, niż się spodziewał.
    Przeciskał się przez tłum, odpowiadając na pozdrowienia i unikając
    znajomych, którzy mogliby go zatrzymać na dłuższą chwilę. Chciał rozmawiać z
    Francescą.
    Dojrzał na jej twarzy przez jeden króciutki moment gniew i urazę. Tom i
    Francesca najwyrazniej się sprzeczali, jeszcze go nie dostrzegli. Nagle Francesca
    zamilkła, spojrzała na stojące opodal damy. Poszedł za jej wzrokiem i zobaczył
    wzgardę na twarzach szepczących między sobą pań, usłyszał stłumione śmiechy.
    Wezbrał w nim zimny gniew. Zatrzymał się na chwilę, powiedział kilka słów,
    po czym podszedł do Franceski i Toma.
    - Ach, Linden - przywitał się głośno, tak by wszyscy wokół słyszeli. - Dobrze
    cię znowu widzieć. - Uścisnął mocno dłoń zaskoczonego Toma i ukłonił się
    Francesce. - Pani uniżony sługa, panno Linden. Jak miło panią widzieć. Proszę
    wybaczyć, że pojawiam się dopiero teraz. Byłem w Salisbury u mojego starego
    przyjaciela i dopiero co wróciłem.
    Odszukał wzrokiem Sebastiana Chortlewate'a i przywołał go dyskretnym
    gestem. Chortlewate obejrzał się dla pewności, czy aby na pewno o niego chodzi, i
    podszedł skwapliwie. Jack mógł być sobie hultajem i nicponiem, ale byli ludzie, z
    którymi się liczył, a Chortlewate do nich należał.
    Przywitał go przyjacielskim uśmiechem. Chortlewate odwzajemnił uśmiech,
    nie mogąc przy tym ukryć ciekawości, jaką to sprawę ma do niego Holberton.
    58
    S
    R
    - Chciałem ci przedstawić Toma Lindena. - Gdy Tom spłoszył się jak zając,
    dodał: - Pan Linden jest moim dobrym przyjacielem.
    Chortlewate pobladł.
    - Wybacz, Holberton, nie wiedziałem. - Uścisnął dłoń Toma. - Jak się pan ma,
    panie Linden.
    - Zajmij się nim, proszę, przedstaw, komu trzeba.
    Chortlewate bez słowa zastosował się do prośby, a Jack obrócił się ku
    Francesce.
    - Panno Linden. - Skłonił się ponownie, czując na sobie baczny wzrok
    chichoczących jeszcze przed chwilą dam.
    - Lordzie Holberton - przywitała go gładko.
    - Zatańczymy?
    Zawahała się. Już myślał, że mu odmówi, ale uśmiechnęła się uprzejmie i
    pozwoliła zaprowadzić na parkiet.
    Gdy orkiestra zaczęła grać, Jack ujął dłoń Franceski.
    - Dziękuję - powiedziała.
    - Za co?
    - Za to, że pomyślałeś o przedstawieniu Toma swoim znajomym.
    - Po to właśnie są bale, żeby poznać parę osób i tańczyć. Wszyscy tańczą. -
    Poszła za jego wzrokiem i zobaczyła swoje siostry na parkiecie. Nawet mała Sophy
    znalazła partnera. Panią Linden zabawiała rozmową sama lady Flete. Wszystko to
    była zasługa Jacka. Damy przestały chichotać i szeptać, tylko stały sztywno i
    patrzyły z zazdrością na Francescę.
    A ona uśmiechnęła się. Jack też się uśmiechał. Spojrzeli sobie w oczy,
    napawając się sukcesem.
    Wieczór minął jak jedno mgnienie. Po obfitym śniadaniu i spacerze w
    ogrodach Holberton Lindenowie odjechali do domu. Francesca przez całą drogę
    59
    S
    R
    czuła się cudowne podniecenie. Bal. Poranny spacer. Niby nic to nie miało
    wspólnego z lordem Holbertonem, a jednak uśmiechała się do siebie.
    Następnego dnia po lunchu do kuchni, gdzie myła naczynia, wszedł Tom. Na
    świecie było szaro, nijako i bardzo zimno. Przynajmniej woda w misce była ciepła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •