Indeks IndeksHollanek Adam, Janicki Jerzy Noc lwowskich profesorĂłwJerzy Drwęcki 01 Magnetyzer Lewandowski Konrad TEdigey Jerzy Wagon pocztowy Gm 38552Co Polska dała światu Jerzy Robert Nowak tom 1Przemilczane zbrodnie Jerzy Robert NowakJerzy Kijewski AteistaKrzysztoń Jerzy ObłędC.S.Lewis Opowieści z Narnii 4 Srebrne KrzesłoNina Tinsley Zatoka śÂ‚ezE E Doc Smith Best of E E Doc Smith
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    mując się ku zachodowi, tworzyła kolano, tak że dalsza jej część usuwała się sprzed wzroku.
    Gdyśmy się jednak znalezli na zakręcie, otworzył się nam rozległy i wspaniały widok.
    Paręset metrów przed nami dolina urywała się nagle, spadając szerokimi upłazami ku
    nieprzejrzanej równinie, ciągnącej się aż po krańce widnokręgu. Potok staczał się w spienio-
    nych kaskadach po tych terasach, tworząc na nich szereg coraz niżej położonych stawów, aż
    wreszcie, dosiągłszy poziomu płaszczyzny, płynął przez nią krętą, srebrną wstęgą, ginącą
    gdzieś w niezmiernej oddali. Jak okiem zasięgnąć, kraj był równy i płaski, jedynie w pobliżu
    granicznych gór wznosiły się z rzadka rozsiane, obrączkowe wzgórza, nalane wodą jak czary.
    Takie małe i koliste jeziorka, tylko o brzegach mniej wyniosłych, widno też było po całej
    płaszczyznie. Bliższe wyglądały jak duże pawie oka, dalsze podobne były do pereł, naszytych
    gęsto na sinozielonym pluszu. Między nimi, jak srebrne nici różnej grubości, wiły się potoki,
    może nawet wielkie rzeki.
    Wyszliśmy z wozu i stojąc na krawędzi terasu, patrzyliśmy długo w głębokim milczeniu
    na ten dziwny kraj przed sobą. Pierwsza odezwała się Marta.
    - Zjedzmy tam - rzekła - tam jest tak ładnie...
    Istotnie było tam pięknie, ale czy będzie tam i dobrze? -Mimo woli zadawaliśmy sobie to
    pytanie, przygotowując się do zjazdu po stromych upłazach na równinę.
    Znalazłszy się po wielu trudach na dole, zostawiliśmy wóz nad brzegiem strumienia i za-
    braliśmy się zaraz do poszukiwań jakiegoś palnego materiału. Zeszliśmy całą okolicę wszerz i
    wzdłuż w kilkokilometrowym promieniu, kopaliśmy głębokie doły w nadziei natrafienia na
    torf lub na jaką żyłę węgla kamiennego, zrywaliśmy różne rośliny, próbując, czy się nie zda-
    dzą na opał, ale wszystko na próżno. Za kilkanaście godzin miało już zajść słońce, kiedy wy-
    czerpani i zniechęceni, zaprzestaliśmy wreszcie bezowocnych prób i poszukiwań.
    Położenie nasze było nader przykre i zaczęliśmy już żałować, żeśmy opuścili zbyt lek-
    komyślnie Kraj Biegunowy. Strach nas przejmował na samą myśl, co się z nami stanie w no-
    cy. Torfu mieliśmy niewiele, trzeba go było nadzwyczajnie oszczędzać, aby na całą noc wy-
    starczył. Gdyśmy zrobili przegląd zapasu, pokazało się, że na dwadzieścia cztery godzin wy-
    padała niewielka garstka zaledwie wypełniająca mały, przenośny piecyk.
    - Ależ my pomarzniemy paląc tak oszczędnie! - zawołała Marta, gdyśmy jej pokazali
    przygotowane porcje. Piotr ruszył ramionami:
    - Paląc więcej, pomarzniemy jeszcze pewniej - gdyż torfu braknie! Musimy się dobrze
    okrywać.
    - Po cośmy wyjechali z Kraju Biegunowego! - zawodziła Marta. - Tom zimna nie zniesie
    - on taki maleńki i biedny.
    38
    - Ach! Tom! - szepnął Piotr lekceważąco przez zęby. Już wtedy spostrzegłem, że każda
    wzmianka o dziecku drażniła go niewymownie. Dotykało mnie to podwójnie; przede wszyst-
    kim, sam pokochałem ogromnie rozkosznego dzieciaka, po wtóre zaś, chodziło mi o Martę.
    Namiętnie do syna przywiązana, odczuwała boleśnie niechęć Piotra i nieraz widziałem, jak
    zwracała nań spojrzenie, w którym wyrzut łączył się z instynktowną obawą. Zauważyłem
    także, że dziecka nie zostawiała nigdy przy Piotrze, choć mnie powierzała je często, gdy sama
    musiała się czymś zająć.
    -Tom nie jest najważniejszą osobą-mruczał Piotr dalej - i choćby umarzł...
    Marta znosiła zwykle milcząco podobne uwagi, ale teraz zerwała się nagle i przyskoczyła
    do Piotra z roziskrzonymi oczyma.
    - Słuchaj, ty - wołała stłumionym głosem - Tom jest najważniejszą osobą i nie umarznie,
    bo pierwej ja zabiję ciebie i twymi kośćmi w tym piecu napalę!
    Mówiąc to błysnęła mu przed oczyma małym indyjskim sztyletem, jakich ostrza tam
    zwykle zatruwają. Nie wiedzieliśmy nawet do tego czasu, że ma tę straszną broń przy sobie.
    Piotr cofnął się mimo woli. Usiłował się naprzód uśmiechnąć, ale w głosie i wzroku Ma-
    labarki była taka straszna, nieubłagana grozba, że zbladł i na darmo starał się ukryć pomie-
    szanie.
    Roześmiałem się głośno, choć nieco wymuszenie, aby załagodzić sprawę.
    - Marta dba o syneczka, ani słowa! - zawołałem. -Pójdz, Piotr, pomyślimy, jak się od
    nocnego mrozu zabezpieczyć, nie ofiarując własnych kości na opał!
    Plan mój był dosyć prosty. Wykopaliśmy wspólnymi siłami obszerny dół, w którym wóz
    mógł się z łatwością zmieścić, a wtoczywszy go tam, przykryliśmy go jeszcze na wierzch
    ziemią i narzniętymi liśćmi. W ten sposób mogliśmy się spodziewać, że wóz nie będzie tracił
    dużo ciepła i da się łatwiej ogrzać.
    Słońce już było zaszło, gdyśmy wreszcie ukończyli robotę. Jednak nie wchodziliśmy
    jeszcze do wozu - po długim dniu powietrze było ciepłe i miłe; szeroka, czerwona zorza wie-
    czorna oświecała jeszcze z wolna w zmierzchu tonącą równinę, na której lśniły się tylko bliż-
    sze jeziora jak czary żywym srebrem albo, gdy pod zorzę było na nie spojrzeć, krwią nalane.
    Usiedliśmy razem na wzgórku nie opodal wozu, ale rozmowa jakoś się nam nie kleiła.
    Ostatnie zajście silne na nas wszystkich wywarło wrażenie. Toteż po paru luznie rzuconych
    uwagach zamilkliśmy i ciszę przerywał już tylko szum niedalekich kaskad i zlewający się z
    nim głos Marty, która śpiewała dziecięciu do snu jakieś rzewne i przeciągłe pieśni indyjskie.
    Słuchałem tego śpiewu w zadumie, patrząc na gasnącą w mroku szybę jeziora, gdy wtem
    lekki okrzyk Piotra wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałem nań pytająco, a on wyciągnął rękę
    w stronę równiny:
    - Patrz, patrz! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •