[ Pobierz całość w formacie PDF ]
którego dzielił mnie zaledwie dziesięciominutowy marsz, czeka gorąca herbata. Uśmiechając
się do tej myśli pobieżnie się wytarłam, naciągnęłam dżinsy i podkoszulek. Byłam oczywiście
cała wilgotna, lecz ta drobna niewygoda nie miała żadnego znaczenia.
On po prostu nie popełnia błędów powtórzył Mike. Więc albo Martyn
zaplanował to wszystko z premedytacją, albo coś mu się stało.
Na przykład co?
Nie mam pojęcia. Mógł złamać nogę albo rękę, mógł wylądować w szpitalu. Może
go nie być przez parę tygodni.
Ale przecież... zaczęła Alex i urwała.
...to niemożliwe? Geoff dokończył za nią pełnym zniecierpliwienia głosem.
Jasne, że możliwe. Rusz mózgownicą. Myślisz, że Martynowi przysługuje jakiś specjalny
immunitet? Walnął dłonią o podłogę. Cholera, nikt się nawet nie domyśla, że tu jesteśmy.
I co teraz? spytała bezradnie Frankie.
Może to jednak nie to myślał głośno Mike. Jest jeszcze druga możliwość.
Jaka? %7łe to wszystko zaplanował? Alex spojrzała na niego z powątpiewaniem.
%7łe to część eksperymentu. Wiem, że prawdopodobieństwo jest znikome dodał
szybko Mike ale to nie znaczy, że go nie ma.
Nie widzę w tym sensu stwierdziła Frankie.
Może próbuje nas tylko nastraszyć zastanawiał się Geoff.
No to świetnie mu idzie warknęła Alex.
Och, dałabyś już spokój.
Tak? skrzywiła się Alex z niesmakiem. To już nawet nie jest śmieszne.
Właściwie nigdy nie było.
Więc wszyscy się zgadzamy, że to część planu Martyna? odezwała się Frankie.
Taką mam, do kurwy nędzy, nadzieję odrzekł cicho Geoff.
A czemu? Może takie gierki cię rajcują? Geoff wlepił w dziewczynę zdumiony
wzrok.
Czy ty naprawdę nic nie kapujesz? Zapadła cisza. Wszyscy czekali w napięciu, co
powie. Jeśli zaplanował ten poślizg z premedytacją, jeśli to według niego świetny dowcip,
to wszystko wcześniej czy pózniej skończy się happy endem. Ale jeśli wlazł pod rozpędzony
autobus albo skoczył w przepaść, to utknęliśmy tu na amen, łapiesz wreszcie?
Zaczerpnąwszy tchu dodał: Wbij to sobie do łba: nikt się nawet nie domyśla, że tu jesteśmy.
Frankie siedziała z uchylonymi ustami i nieokreślonym wyrazem twarzy.
Wcześniej mówiłeś co innego. Powtarzałeś, że Martyn lada chwila nas wypuści.
Zmieniłem zdanie: chyba się na to nie zanosi.
Co to za brednie? zmarszczyła brwi Alex. Martyn nie żyje? Jakoś mi się nie chce
w to wierzyć.
Nie wiemy, jak jest stwierdził twardo Geoff. Nie mamy pojęcia, co się dzieje na
górze. Cholera, mógłby nastąpić koniec tego pieprzonego świata, a my byśmy tu dalej
siedzieli jak te kołki.
Ale to jest... wykrztusiła Alex.
Idiotyczne? Bez pojęcia? Taa... Ale już kapujecie, co? Nie mamy żadnej kontroli nad
tym, co się dzieje na zewnątrz. A skoro Martyn nie może nas uwolnić, to jak mamy się stąd
wydostać?
Ponad ich głowami, u szczytu ściany, tkwił tępo ślepy prostokąt zamkniętych na
głucho, zapomnianych drzwi.
Więc pomyślałam, że mogłabym spróbować... ot tak, żeby się przekonać, jak to jest być
jego dziewczyną. Owszem, kręciło mnie to i przyznaję, uważałam go za intrygującego faceta
może nawet trochę niebezpiecznego. Byłam prawie jak ta dziewczyna z filmu z lat
sześćdziesiątych, która przystaje do bandy szkolnych buntowników i przekonuje się, że są
ciekawsi niż jej porządne przyjaciółeczki. Czułam się... sama nie wiem, jak to określić... jak
na haju? Nie znałam wcześniej tego uczucia. Wpadłam po uszy, zanim tak naprawdę
uświadomiłam sobie, co robię. To też miało swój urok wiedziałam, co się dzieje, ale nie
robiłam nic, żeby temu zapobiec. Cały czas kłębiły mi się w głowie setki możliwości,
próbowałam dowiedzieć się czegoś więcej o tym zakręconym gościu, który tak bardzo
wszystkich interesował.
A on cóż, na początku niewiele rozumiałam, ale z czasem zaczęło do mnie docierać,
że jest w nim coś dziwacznego. Historie, które opowiadał, kiedy byliśmy sami, nie brzmiały
całkiem normalnie. A czasami po prostu... milkł. Przerywał w pół zdania, zatrzymywał się bez
względu na to, co akurat robił, i zastygał na chwilę w bezruchu. Czasem trwało to zaledwie
ułamek sekundy chociaż wystarczyło się uważnie przyglądać, żeby zauważyć taki moment
ale bywało, że trochę dłużej. Jakby coś przykuło jego uwagę, jakby kątem oka dostrzegł coś
osobliwego. Wydaje mi się, że chodziły mu wtedy po głowie pomysły tych jego wygłupów...
Ale to wszystko było jak lukier na cieście, jeśli wiesz, co mam na myśli. Dodatki,
szczególiki, które nadawały tej wspaniałej postaci pozory niezwykłości. Bo tak naprawdę
Martyn był przede wszystkim postacią, a nie realną, żywą osobą. %7łeby zrozumieć człowieka,
przekonać się, jaki jest, należy go dobrze poznać. Z postaciami jest inaczej: wystarczają
plotki i to, co gadają ludzie: O tak, znam tego gościa . Są jak bohaterowie gazetowych
artykułów nie trzeba ich poznawać osobiście...
Wszyscy znajomi cieszyli się moim szczęściem, co też było przyjemne. Niewiele z tego
rozumiałam.
Umówiliśmy się więc na kilka randek, jak każda inna para.
Popołudnie dłużyło się niemiłosiernie, a mieszkańcy Bunkra siedzieli na swoich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]