Indeks IndeksM029. Barker Margaret Pojednanie nad Morzem Czerwonym433. Lowe Fiona Zmiana planuKoontz R. Dean Braciszek OddStraszny dziadunio RodziewiczównaEFT_FOR_PARENTS_v_4_0Życie i czasy Michaela KSapkowski Andrzej Miecz przeznaczeniaFriesner, Esther Chicks 03 Chicks 'N Chained MalesCartland Barbara Drogowskaz ku miśÂ‚ośÂ›ciHistoria Rosji skrypt (1)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • csw.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    którego dzielił mnie zaledwie dziesięciominutowy marsz, czeka gorąca herbata. Uśmiechając
    się do tej myśli pobieżnie się wytarłam, naciągnęłam dżinsy i podkoszulek. Byłam oczywiście
    cała wilgotna, lecz ta drobna niewygoda nie miała żadnego znaczenia.
     On po prostu nie popełnia błędów  powtórzył Mike.  Więc albo Martyn
    zaplanował to wszystko z premedytacją, albo coś mu się stało.
     Na przykład co?
     Nie mam pojęcia. Mógł złamać nogę albo rękę, mógł wylądować w szpitalu. Może
    go nie być przez parę tygodni.
     Ale przecież...  zaczęła Alex i urwała.
     ...to niemożliwe?  Geoff dokończył za nią pełnym zniecierpliwienia głosem. 
    Jasne, że możliwe. Rusz mózgownicą. Myślisz, że Martynowi przysługuje jakiś specjalny
    immunitet?  Walnął dłonią o podłogę.  Cholera, nikt się nawet nie domyśla, że tu jesteśmy.
     I co teraz?  spytała bezradnie Frankie.
     Może to jednak nie to  myślał głośno Mike.  Jest jeszcze druga możliwość.
     Jaka? %7łe to wszystko zaplanował?  Alex spojrzała na niego z powątpiewaniem.
     %7łe to część eksperymentu. Wiem, że prawdopodobieństwo jest znikome  dodał
    szybko Mike  ale to nie znaczy, że go nie ma.
     Nie widzę w tym sensu  stwierdziła Frankie.
     Może próbuje nas tylko nastraszyć  zastanawiał się Geoff.
     No to świetnie mu idzie  warknęła Alex.
     Och, dałabyś już spokój.
     Tak?  skrzywiła się Alex z niesmakiem.  To już nawet nie jest śmieszne.
    Właściwie nigdy nie było.
     Więc wszyscy się zgadzamy, że to część planu Martyna?  odezwała się Frankie.
     Taką mam, do kurwy nędzy, nadzieję  odrzekł cicho Geoff.
     A czemu? Może takie gierki cię rajcują? Geoff wlepił w dziewczynę zdumiony
    wzrok.
     Czy ty naprawdę nic nie kapujesz?  Zapadła cisza. Wszyscy czekali w napięciu, co
    powie.  Jeśli zaplanował ten poślizg z premedytacją, jeśli to według niego świetny dowcip,
    to wszystko wcześniej czy pózniej skończy się happy endem. Ale jeśli wlazł pod rozpędzony
    autobus albo skoczył w przepaść, to utknęliśmy tu na amen, łapiesz wreszcie? 
    Zaczerpnąwszy tchu dodał:  Wbij to sobie do łba: nikt się nawet nie domyśla, że tu jesteśmy.
    Frankie siedziała z uchylonymi ustami i nieokreślonym wyrazem twarzy.
     Wcześniej mówiłeś co innego. Powtarzałeś, że Martyn lada chwila nas wypuści.
     Zmieniłem zdanie: chyba się na to nie zanosi.
     Co to za brednie?  zmarszczyła brwi Alex.  Martyn nie żyje? Jakoś mi się nie chce
    w to wierzyć.
     Nie wiemy, jak jest  stwierdził twardo Geoff.  Nie mamy pojęcia, co się dzieje na
    górze. Cholera, mógłby nastąpić koniec tego pieprzonego świata, a my byśmy tu dalej
    siedzieli jak te kołki.
     Ale to jest...  wykrztusiła Alex.
     Idiotyczne? Bez pojęcia? Taa... Ale już kapujecie, co? Nie mamy żadnej kontroli nad
    tym, co się dzieje na zewnątrz. A skoro Martyn nie może nas uwolnić, to jak mamy się stąd
    wydostać?
    Ponad ich głowami, u szczytu ściany, tkwił tępo ślepy prostokąt zamkniętych na
    głucho, zapomnianych drzwi.
    Więc pomyślałam, że mogłabym spróbować... ot tak, żeby się przekonać, jak to jest być
    jego dziewczyną. Owszem, kręciło mnie to i przyznaję, uważałam go za intrygującego faceta 
    może nawet trochę niebezpiecznego. Byłam prawie jak ta dziewczyna z filmu z lat
    sześćdziesiątych, która przystaje do bandy szkolnych buntowników i przekonuje się, że są
    ciekawsi niż jej porządne przyjaciółeczki. Czułam się... sama nie wiem, jak to określić... jak
    na haju? Nie znałam wcześniej tego uczucia. Wpadłam po uszy, zanim tak naprawdę
    uświadomiłam sobie, co robię. To też miało swój urok  wiedziałam, co się dzieje, ale nie
    robiłam nic, żeby temu zapobiec. Cały czas kłębiły mi się w głowie setki możliwości,
    próbowałam dowiedzieć się czegoś więcej o tym zakręconym gościu, który tak bardzo
    wszystkich interesował.
    A on  cóż, na początku niewiele rozumiałam, ale z czasem zaczęło do mnie docierać,
    że jest w nim coś dziwacznego. Historie, które opowiadał, kiedy byliśmy sami, nie brzmiały
    całkiem normalnie. A czasami po prostu... milkł. Przerywał w pół zdania, zatrzymywał się bez
    względu na to, co akurat robił, i zastygał na chwilę w bezruchu. Czasem trwało to zaledwie
    ułamek sekundy  chociaż wystarczyło się uważnie przyglądać, żeby zauważyć taki moment 
    ale bywało, że trochę dłużej. Jakby coś przykuło jego uwagę, jakby kątem oka dostrzegł coś
    osobliwego. Wydaje mi się, że chodziły mu wtedy po głowie pomysły tych jego wygłupów...
    Ale to wszystko było jak lukier na cieście, jeśli wiesz, co mam na myśli. Dodatki,
    szczególiki, które nadawały tej wspaniałej postaci pozory niezwykłości. Bo tak naprawdę
    Martyn był przede wszystkim postacią, a nie realną, żywą osobą. %7łeby zrozumieć człowieka,
    przekonać się, jaki jest, należy go dobrze poznać. Z postaciami jest inaczej: wystarczają
    plotki i to, co gadają ludzie:  O tak, znam tego gościa . Są jak bohaterowie gazetowych
    artykułów  nie trzeba ich poznawać osobiście...
    Wszyscy znajomi cieszyli się moim szczęściem, co też było przyjemne. Niewiele z tego
    rozumiałam.
    Umówiliśmy się więc na kilka randek, jak każda inna para.
    Popołudnie dłużyło się niemiłosiernie, a mieszkańcy Bunkra siedzieli na swoich [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •