Indeks IndeksGR851. McCauley Barbara Osiem lat i osiem dniDunlop, Barbara Texas Cattleman Club 03 Heute verfuehre ich den BossDynastia z Bostonu 05 Miłość jak ogień McCauley BarbaraBradford Taylor Barbara Trzy tygodnie w ParyżuBarbara Samuel Lucien's Fall (pdf)1057. Hannay Barbara Nauczycielka tańcaBarbara Elsborg Digging Deeper (pdf)Boswell Barbara Upalna sierpniowa noc #Delinsky Barbara Przeciwieństwa się przyciągająDom na klifie Barbara Delinsky
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    - The Kildonnon chciał się z księżną widzieć -
    powiedział.
    - Ze mną?! - wykrzyknęła zdziwiona.
    - Tak, księżno - potwierdził The Kildonnon. Przeszli do
    Komnaty Wodza. Pan Falkirk zamknął drzwi.
    - Dowiedziałem się - zaczął The Kildonnon - że chociaż
    mówi się, iż był to wypadek, to naprawdę księcia postrzelił
    ktoś w Ben Ark, gdy on i ty, księżno, weszliście na szczyt.
    Tara spoglądała na The Kildonnona i zauważyła, że pan
    Falkirk również na niego patrzy.
    - Chcę znać prawdę, księżno! - oświadczył The
    Kildonnon. - Byłaś tam i na pewno widziałaś sprawcę. Jeżeli
    był to jeden z moich synów, co podejrzewam, wolałbym
    dowiedzieć się prawdy teraz, zanim McCraigowie zaczną
    mścić się na nas.
    Mówił ostro. Tara szybko wciągnęła powietrze.
    Przewidywała, że właśnie tak się stanie.
    - Obawiam się, panie, że zle cię poinformowano -
    odpowiedziała po chwili. - Książę został ranny w wyniku
    wypadku z jego własną bronią, którą niósł. Potknął się, upadł
    na ostrą skałę, broń wystrzeliła i zraniła go w ramię.
    - Czy jesteś pewna, że tak właśnie było? - zapytał The
    Kildonnon.
    - Byłam przy tym - odparła Tara. - Sądzę, że słyszałeś, iż
    książę stracił przytomność nie od rany postrzałowej, ale w
    wyniku upadku. - Splotła palce i ciągnęła dalej: - Mieliśmy
    okropne trudności, aby Jego Książęcą Wysokość znieść z
    góry. Na szczęście jeden z gajowych zauważył postawiony
    przeze mnie znak, a gdy dowiedział się, że książę jest
    nieprzytomny, sprowadził innych mężczyzn, by znieśli go na
    naprędce skleconych noszach.
    Uśmiechnęła się blado i dodała:
    - Cały czas strasznie się bałam, że upuszczą Jego
    Książęcą Wysokość, lecz na szczęście byli to silni mężczyzni.
    - Dokładnie tak było - potwierdził pan Falkirk. - Jednak
    doceniamy to, że przybyłeś tutaj, The Kildonnon, aby
    dowiedzieć się prawdy.
    Gdy Wódz obrócił się, by mu odpowiedzieć, oczy Tary
    napotkały wzrok Rory'ego Kildonnona. Zauważyła, że patrzył
    na nią zdziwiony, jakby oczekiwał, że powie coś zupełnie
    innego. Tara odwzajemniła jego spojrzenie i wydało się jej, że
    zrozumiał, dlaczego skłamała.
    Potem The Kildonnon powiedział:
    - Czy przekażesz, księżno, Jego Wysokości moje szczere
    życzenia szybkiego powrotu do zdrowia?
    - Jestem przekonana, że będzie wdzięczny za troskę -
    odparła Tara.
    - A czy możemy mieć nadzieję, że gdy poczuje się lepiej,
    oboje złożycie nam wizytę?
    Poznała po sposobie, w jaki mówił, i po wyrazie jego
    oczu, iż jej opowieść nie zwiodła go. A jednak był wdzięczny
    i była przekonana, że Rory Kildonnon też.
    Gdy Kildonnonowie, odmówiwszy poczęstunku, opuścili
    zamek, pan Falkirk powiedział z uśmiechem:
    Gajowi będą wszędzie szukać tej broni, którą księciu
    udało się zranić samego siebie.
    - Wobec tego niech się pan zatroszczy o to, by ją znalezli!
    - zasugerowała Tara.
    Pan Falkirk zaśmiał się i dodał, poważniejąc:
    - Trudno mi uwierzyć, że ktokolwiek mógł tak szybko
    pojąć, jak wybuchowa mogła się stać ta sytuacja, a ty tak
    przekonywająco opisałaś wyjaśniający wszystko wypadek.
    - Widziałam, że pan by tego chciał - wyjaśniała Tara - i
    wydaje mi się, że książę chciałby tego samego.
    - Mam nadzieję - powiedział cicho pan Falkirk.
    Póznym wieczorem, gdy Tarze wydawało się, że książę
    zasnął, podeszła na palcach do kominka, by dołożyć do ognia.
    Gdy się odwróciła, zobaczyła jego oczy błyszczące w świetle
    płomieni.
    - Hektor mówił mi, że złożył nam dziś wizytę The
    Kildonnon - odezwał się.
    - Hektor nie powinien zawracać ci głowy plotkami -
    oparła Tara. - Dla ciebie najważniejsze jest teraz, abyś
    wyzdrowiał, nie powinieneś martwić się takimi drobiazgami.
    - Dlaczego przyjechał?
    Teraz znieruchomiała na chwilę. Potem powiedziała: -
    Chciał zapytać o twe zdrowie.
    - Co jeszcze?
    - Przyszło mu do głowy, że ktoś postrzelił cię przy kopcu
    i chyba wydawało mu się. że tym kimś był jego syn.
    - A był?
    - Ja... patrzyłam... w inną stronę.
    - Ale musiałaś widzieć, kto pociągnął za spust? Tara
    chwilę milczała, zanim odparła:
    - Powiedziałam The Kildonnonowi, że to był wypadek, że
    potknąłeś się i uderzyłeś głową o głazy kopca. a broń, którą
    niosłeś, przypadkowo wypaliła.
    - I uwierzył?
    - Chciał uwierzyć, jak i my... chcemy.
    - I uważasz, iż zamierzam przejść do porządku dziennego
    nad zamachem na moje życie, że wyrzeknę się zemsty?
    - Bardzo łatwo by było podburzyć McCraigów do wzięcia
    odwetu na Kildonnonach - stwierdziła Tara. - Ale czy
    naprawdę właśnie tego pragniesz?
    - Dlaczego miałbym pragnąć czegokolwiek innego?
    - Ponieważ jesteś zbyt ważny, zbyt wielki, by zniżyć się
    do głupiej kłótni, i nie będziesz się mścił na chłopcu, który
    sam szukał zemsty. - Teraz wykonała rękami nieznaczny gest.
    - Spór ciągnąłby się w nieskończoność. jak w przeszłości.
    Prosiłam pana Falkirka, aby opowiedział mi dzieje
    McCraigów i wydaje mi się, że zbyt wiele tam walk, a zbyt
    mało zdrowego rozsądku!
    Tara powiedziała dokładnie to. co myślała, lecz dopiero
    gdy wyrzekła te słowa, uświadomiła sobie, jak niegrzecznie i
    impertynencko zabrzmiały. Spojrzała niepewnie na księcia.
    - Przepraszam, Wasza Wysokość, jeżeli byłam
    nieuprzejma powiedziała z pokorą. Po prostu lękam się
    rozlewu krwi, lękam się, że inni Kildonnonowie będą
    usiłowali cię zabić. A ponieważ nie możesz ciągle chodzić w
    zbroi, wreszcie im się to uda!
    Zaczerpnęła oddechu i dodała:
    - Spór będzie się ciągnął w nieskończoność, aż zginą
    wszyscy, i może jeszcze ich dzieci i twoje dzieci. Cała rzecz
    jest tragicznie niepotrzebna!
    Książę nie odezwał się, więc po chwili Tara dodała:
    - Nie mogłam zapytać cię, książę, co... chciałbyś, abym
    powiedziała, ale wydawało mi się. że... wolałbyś, by
    Kildonnonowie i twoi ludzie nie poznali prawdy.
    - Więc według ciebie Rory'emu Kildonnonowi ma ujść na
    sucho jego postępek!
    - Wiedziałeś, że to był on! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •