[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- The Kildonnon chciał się z księżną widzieć -
powiedział.
- Ze mną?! - wykrzyknęła zdziwiona.
- Tak, księżno - potwierdził The Kildonnon. Przeszli do
Komnaty Wodza. Pan Falkirk zamknął drzwi.
- Dowiedziałem się - zaczął The Kildonnon - że chociaż
mówi się, iż był to wypadek, to naprawdę księcia postrzelił
ktoś w Ben Ark, gdy on i ty, księżno, weszliście na szczyt.
Tara spoglądała na The Kildonnona i zauważyła, że pan
Falkirk również na niego patrzy.
- Chcę znać prawdę, księżno! - oświadczył The
Kildonnon. - Byłaś tam i na pewno widziałaś sprawcę. Jeżeli
był to jeden z moich synów, co podejrzewam, wolałbym
dowiedzieć się prawdy teraz, zanim McCraigowie zaczną
mścić się na nas.
Mówił ostro. Tara szybko wciągnęła powietrze.
Przewidywała, że właśnie tak się stanie.
- Obawiam się, panie, że zle cię poinformowano -
odpowiedziała po chwili. - Książę został ranny w wyniku
wypadku z jego własną bronią, którą niósł. Potknął się, upadł
na ostrą skałę, broń wystrzeliła i zraniła go w ramię.
- Czy jesteś pewna, że tak właśnie było? - zapytał The
Kildonnon.
- Byłam przy tym - odparła Tara. - Sądzę, że słyszałeś, iż
książę stracił przytomność nie od rany postrzałowej, ale w
wyniku upadku. - Splotła palce i ciągnęła dalej: - Mieliśmy
okropne trudności, aby Jego Książęcą Wysokość znieść z
góry. Na szczęście jeden z gajowych zauważył postawiony
przeze mnie znak, a gdy dowiedział się, że książę jest
nieprzytomny, sprowadził innych mężczyzn, by znieśli go na
naprędce skleconych noszach.
Uśmiechnęła się blado i dodała:
- Cały czas strasznie się bałam, że upuszczą Jego
Książęcą Wysokość, lecz na szczęście byli to silni mężczyzni.
- Dokładnie tak było - potwierdził pan Falkirk. - Jednak
doceniamy to, że przybyłeś tutaj, The Kildonnon, aby
dowiedzieć się prawdy.
Gdy Wódz obrócił się, by mu odpowiedzieć, oczy Tary
napotkały wzrok Rory'ego Kildonnona. Zauważyła, że patrzył
na nią zdziwiony, jakby oczekiwał, że powie coś zupełnie
innego. Tara odwzajemniła jego spojrzenie i wydało się jej, że
zrozumiał, dlaczego skłamała.
Potem The Kildonnon powiedział:
- Czy przekażesz, księżno, Jego Wysokości moje szczere
życzenia szybkiego powrotu do zdrowia?
- Jestem przekonana, że będzie wdzięczny za troskę -
odparła Tara.
- A czy możemy mieć nadzieję, że gdy poczuje się lepiej,
oboje złożycie nam wizytę?
Poznała po sposobie, w jaki mówił, i po wyrazie jego
oczu, iż jej opowieść nie zwiodła go. A jednak był wdzięczny
i była przekonana, że Rory Kildonnon też.
Gdy Kildonnonowie, odmówiwszy poczęstunku, opuścili
zamek, pan Falkirk powiedział z uśmiechem:
Gajowi będą wszędzie szukać tej broni, którą księciu
udało się zranić samego siebie.
- Wobec tego niech się pan zatroszczy o to, by ją znalezli!
- zasugerowała Tara.
Pan Falkirk zaśmiał się i dodał, poważniejąc:
- Trudno mi uwierzyć, że ktokolwiek mógł tak szybko
pojąć, jak wybuchowa mogła się stać ta sytuacja, a ty tak
przekonywająco opisałaś wyjaśniający wszystko wypadek.
- Widziałam, że pan by tego chciał - wyjaśniała Tara - i
wydaje mi się, że książę chciałby tego samego.
- Mam nadzieję - powiedział cicho pan Falkirk.
Póznym wieczorem, gdy Tarze wydawało się, że książę
zasnął, podeszła na palcach do kominka, by dołożyć do ognia.
Gdy się odwróciła, zobaczyła jego oczy błyszczące w świetle
płomieni.
- Hektor mówił mi, że złożył nam dziś wizytę The
Kildonnon - odezwał się.
- Hektor nie powinien zawracać ci głowy plotkami -
oparła Tara. - Dla ciebie najważniejsze jest teraz, abyś
wyzdrowiał, nie powinieneś martwić się takimi drobiazgami.
- Dlaczego przyjechał?
Teraz znieruchomiała na chwilę. Potem powiedziała: -
Chciał zapytać o twe zdrowie.
- Co jeszcze?
- Przyszło mu do głowy, że ktoś postrzelił cię przy kopcu
i chyba wydawało mu się. że tym kimś był jego syn.
- A był?
- Ja... patrzyłam... w inną stronę.
- Ale musiałaś widzieć, kto pociągnął za spust? Tara
chwilę milczała, zanim odparła:
- Powiedziałam The Kildonnonowi, że to był wypadek, że
potknąłeś się i uderzyłeś głową o głazy kopca. a broń, którą
niosłeś, przypadkowo wypaliła.
- I uwierzył?
- Chciał uwierzyć, jak i my... chcemy.
- I uważasz, iż zamierzam przejść do porządku dziennego
nad zamachem na moje życie, że wyrzeknę się zemsty?
- Bardzo łatwo by było podburzyć McCraigów do wzięcia
odwetu na Kildonnonach - stwierdziła Tara. - Ale czy
naprawdę właśnie tego pragniesz?
- Dlaczego miałbym pragnąć czegokolwiek innego?
- Ponieważ jesteś zbyt ważny, zbyt wielki, by zniżyć się
do głupiej kłótni, i nie będziesz się mścił na chłopcu, który
sam szukał zemsty. - Teraz wykonała rękami nieznaczny gest.
- Spór ciągnąłby się w nieskończoność. jak w przeszłości.
Prosiłam pana Falkirka, aby opowiedział mi dzieje
McCraigów i wydaje mi się, że zbyt wiele tam walk, a zbyt
mało zdrowego rozsądku!
Tara powiedziała dokładnie to. co myślała, lecz dopiero
gdy wyrzekła te słowa, uświadomiła sobie, jak niegrzecznie i
impertynencko zabrzmiały. Spojrzała niepewnie na księcia.
- Przepraszam, Wasza Wysokość, jeżeli byłam
nieuprzejma powiedziała z pokorą. Po prostu lękam się
rozlewu krwi, lękam się, że inni Kildonnonowie będą
usiłowali cię zabić. A ponieważ nie możesz ciągle chodzić w
zbroi, wreszcie im się to uda!
Zaczerpnęła oddechu i dodała:
- Spór będzie się ciągnął w nieskończoność, aż zginą
wszyscy, i może jeszcze ich dzieci i twoje dzieci. Cała rzecz
jest tragicznie niepotrzebna!
Książę nie odezwał się, więc po chwili Tara dodała:
- Nie mogłam zapytać cię, książę, co... chciałbyś, abym
powiedziała, ale wydawało mi się. że... wolałbyś, by
Kildonnonowie i twoi ludzie nie poznali prawdy.
- Więc według ciebie Rory'emu Kildonnonowi ma ujść na
sucho jego postępek!
- Wiedziałeś, że to był on!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]